Seksowny kłamca. Christina Lauren
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Seksowny kłamca - Christina Lauren страница 13
Mama twierdzi, że w dzieciństwie zawsze wiedziała, kiedy kłamię albo gram na zwłokę: marszczyłam się i ściągałam brwi tak mocno, że na środku czoła robiła mi się zmarszczka. Chyba wciąż tak robię, podobno to mnie zdradza. Ciekawe, czy Luke też ma taki zdradliwy gest – i czy to nie jest właśnie bawienie się przedmiotami. Cały czas był spokojny i zrównoważony, ale teraz, widząc go w tym stanie, czuję się tak, jakbym widziała gazelę pogrywającą z lwem.
– Tak, widziałam, jak z kimś wychodzisz. Ale wróciłeś tutaj.
– Chodzi ci o Dylana? – Teraz Luke obraca serwetkę wzorem do góry.
Dopiero po chwili orientuję się, że chodzi mu o Nie-Joego. Uśmiecham się, bo w niezamierzony sposób rozwiązałam największą zagadkę nurtującą moich przyjaciół: jak, do jasnej cholery, ma na imię Nie-Joe?
– Chyba oboje wiemy, że nie chodzi mi o Dylana.
Luke śmieje się; widzę dokładnie, kiedy bierze się w garść, bo wtedy zaczyna się uśmiechać, a na jego twarzy pojawia się maska wesołka. Nie mam wątpliwości, że urokiem osobistym Luke Sutter byłby w stanie wydostać się z każdej opresji.
– Chodzi ci o Aubrey – mówi, kiwając głową, jakby wreszcie coś mu się zaczęło układać. – Tylko odwiozłem ją do domu.
Parskam.
– No pewnie.
– Musiałem dopilnować, żeby nie zachciało się jej siadać za kierownicą – mówi. – Poza tym wczoraj pokazałaś mi swoje sztuczki, a dzisiaj mnie ignorujesz. Kiedy w ogóle zauważyłaś, że wychodzę?
Teraz to ja się śmieję.
– Luke, nic się nie dzieje. Nic mnie nie dziwi, przecież znasz moje podejście. Po prostu się z ciebie nabijam.
– No daj spokój, dziewczyno z dołeczkami. – Luke natychmiast sięga do kieszeni, wyjmuje banknot dolarowy i wrzuca do słoika. – Zachowałem się tylko po koleżeńsku.
Nie mogę się oprzeć pokusie.
– Czy koleżeńskie zachowanie to kryptonim obciągania na tylnym siedzeniu?
Luke wybucha gardłowym śmiechem.
– To nie tak – mówi; kącik ust z jednej strony unosi mu się nieco wyżej. – Naprawdę.
Z wyjętych butelek biorę jedną, otwieram i zatykam korkiem do nalewania.
– Pogadaj ze mną trochę – mówi Luke cicho. – Opowiedz mi coś.
Na tak słodką prośbę czuję, że zaczyna brakować mi tchu. Mimo najszczerszych chęci nie potrafię zaszufladkować tego gościa.
– Jakbyś nie zauważył – mówię, wskazując moją białą koszulę, fartuch i bar wokoło – ja teraz raczej pracuję.
Luke rozgląda się.
– Dobrze, ale na razie masz trochę spokoju. Tylko połowa stolików zajętych, i to głównie przez facetów z piwem i faszerowanymi ziemniakami. Zawołają cię tylko po to, żeby pogapić się na twoje nogi w tej spódniczce. – Wyciąga się na swoim stołku, żeby na mnie spojrzeć. – Ja bym tak zrobił.
Macham ścierką w jego kierunku.
– Dlaczego nie wyszedłeś gdzieś ze znajomymi?
Luke wzrusza ramionami.
– Moi znajomi to palanty, nikt nie potrafi pobić mnie w Titanfall.
Zagryzam policzek, żeby powstrzymać uśmiech.
– Biorąc pod uwagę twoją kiepską formę, to chyba przede wszystkim o to chodzi. Jak się ma dzisiaj męskie ego?
Luke z uśmiechem opiera się o bar.
– Chyba oboje wiemy, że wczoraj w nocy moje męskie ego doszło do siebie.
Znów tłumiąc śmiech, przewracam oczami i odsuwam się o krok, ale on chwyta mnie za ramię.
– A tak zupełnie serio – mówi – powiedz, jak udało ci się dojść do takiej wprawy. Potrafię się przyznać, że dostałem baty, ale musisz mi zdradzić wszystkie swoje sekrety.
Rozkładam ręce i uwalniam się z jego delikatnego uścisku. Dotyk jego dłoni przyprawia mnie o rumieniec; pamiętam, jak obejmowały mnie za biodra i przyciskały do jego ciała.
– Dużo ćwiczę.
– Wiesz, nigdy bym się nie domyślił. I nie dlatego, że jesteś dziewczyną. – Unosi dłoń, jakby oczekiwał feministycznej tyrady. – Ale dlatego, że wyglądasz na taką, co spędza cały czas na desce, a nie na kanapie.
– Powinnam zacząć tworzyć portfolio i rozejrzeć się za porządną pracą, ale doskonale mi idzie odkładanie wszystkiego na później – mówię. – Najczęściej wzywają mnie gry wideo.
Luke przez chwilę przyswaja tę informację.
– Portfolio? A gdzie studiowałaś?
– Uniwersytet w San Diego. Wiosną skończyłam grafikę.
Robi zaskoczoną minę; zerka na kolorowe butelki z alkoholem za moimi plecami, rozgląda się po barze, po czym znów patrzy na mnie.
– A siedzisz tutaj.
– Owszem – odpowiadam; Luke nie ciągnie tematu.
Poszliśmy do łóżka, ale tak naprawdę nie jesteśmy przyjaciółmi, więc muszę docenić, że nie pyta, co robię u Freda za barem, zamiast robić użytek z dyplomu, który najpewniej kosztował mnie niemałe pieniądze. Punkt dla niego.
– A ty? – pytam. – Widziałam u ciebie sporo książek.
– Też skończyłem wiosną. Nauki polityczne.
– O rany. – Jestem pod wrażeniem. – A sport?
– Gram w piłkę dla zabawy, a poważniej w piłkę wodną.
Piłka wodna. W myśli przybijam sobie piątkę – za pierwszym razem dobrze zgadłam – po czym czuję lekki ścisk w żołądku. Za czasów naszych studiów drużyna piłki wodnej uniwersytetu w San Diego dwa razy wygrała mistrzostwa kraju. Luke musi być świetnym sportowcem.
Przecieram ścierką blat przed sobą.
– O rany – mówię cicho. – Piłka wodna. To…
Robi wrażenie.
Luke niedbale macha ręką.
– Ty cały dzień surfujesz, w nocy pracujesz tutaj i jeszcze dajesz radę w wolnych chwilach doskonalić