Seksowny kłamca. Christina Lauren
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Seksowny kłamca - Christina Lauren страница 16
Zamykam oczy i przypominam sobie rozmowę u Freda sprzed paru dni.
Mia przedstawia mnie swojemu mężowi.
Mężowi.
Wygląda na starszą, ale nie fizycznie. Widać to po jej oczach – są spokojniejsze, nie mruga tak nerwowo. Mia nie jąka się, nie przeciąga ani jednego słowa. Przedstawiła mi go – przez szum krwi w uszach nie dosłyszałem nawet jego imienia – a ja zachowałem się…
Zachowałem się wstrętnie.
– Mąż? Wyszłaś… wyszłaś za mąż? – zapytałem osłupiały. Obracamy się teraz w innych kręgach. Wiedziałem, że kogoś ma, ale ślub? Ta wiadomość wbiła mnie w podłogę. Dosłownie zbierałem się z ziemi.
Jej mąż przysunął się do niej bliżej.
– Pobraliśmy się w czerwcu – powiedziała Mia.
Nie zwracając na niego uwagi, zapytałem:
– A jak długo się znaliście?
– W sumie to nie twoja sprawa – odparła, spoglądając na niego z lekkim uśmiechem – poznaliśmy się w Vegas i… tak wyszło.
Poczułem, jak twarz ściąga mi się z odrazy. Nie, nie odrazy. Z urazy.
– Poważnie? Taki banał, ślub w Vegas? Mia, chyba nic nie zostało z dziewczyny, którą znałem, co?
Wspomnienie jej twarzy, kiedy to powiedziałem, przyprawia mnie o ból w piersi, jak po kopniaku.
– Dajcie spokój, dziewczyny – mówię, potrząsając głową, żeby uporządkować myśli. – Nic się nie stało. Wpadliśmy na siebie, byłem nieprzyjemny.
– Nieprzyjemny? – pyta mama; kochana mamcia, chyba nie potrafi sobie tego wyobrazić.
– Mia wyszła za mąż – syczy Margot wstrząśnięta. – Za Francuza! Wykłada prawo na naszym uniwerku.
– Wspaniale! – krzyczy mama. – Muszę im wysłać prezent.
– Owszem, świetny pomysł – zgadzam się oschle. – Słuchajcie, umieram z głodu. Mogę już iść?
– Powinieneś zadzwonić do Mii – mówi siostra.
– Nie zadzwonię do niej, ty bachorze.
– Jesz na mieście, Luke? – pyta mama. – Może wpadniesz do domu na obiad? Zrobiłam kurczaka z ryżem.
– Mamo, do zobaczenia, kocham cię. Margot, już nie żyjesz.
Rozłączam się.
Wchodzę do restauracji, wymijam klientów, których zauważam kątem oka, skupiony na przeglądaniu wiadomości. Kiedy staję w kolejce, by złożyć zamówienie, słyszę lekkie parsknięcie. Unoszę wzrok i moje spojrzenie pada na blond czuprynę, której właścicielka właśnie odwróciła się do lady.
Stoję więc zwrócony twarzą do jasnowłosej głowy, wyglądającej dziwnie znajomo.
Chowam telefon do kieszeni.
– Cześć, Amsterdam.
Nie spodziewałem się London tutaj, w kolejce w mojej ulubionej meksykańskiej knajpce, kilka kilometrów od biura. Mimo to spotkaliśmy się – i na jej widok moje serce reaguje w dziwny sposób: lekko podskakuje, po czym przyśpiesza, jakby podniecone tym, że ją widzę.
Dziewczyna ogląda się przez ramię, po czym opuszcza głowę, mierząc wzrokiem całe moje ciało.
– Ładne wdzianko.
– Nawzajem – odpowiadam. Cholera, przecież widziałem ją nago, ale widok jej w górze od bikini, króciutkich szortach i klapkach przyprawia mnie o lekki zawrót głowy. – Czy ktoś zapomniał cię uprzedzić, że na dworze jest zimno?
Dziewczyna przechyla głowę w bok.
– A ktoś musi mi mówić, że na dworze jest zimno?
Otwieram usta i znów je zamykam – uświadamiam sobie, że nie mam na to żadnej błyskotliwej riposty. London z lekkim uśmiechem odwraca się znów do lady i pochyla, żeby złożyć zamówienie. Widzę, jak spod szortów wychylają się krągłości pośladków. Z takim widokiem przed sobą mógłbym stać w kolejce cały dzień.
W oczekiwaniu na resztę dziewczyna odwraca się lekko do mnie.
– Chyba nie wiem, co robisz w ciągu dnia, bo nie posądzałabym cię o chodzenie w garniturze.
– A o co byś mnie posądzała?
– Kąpielówki speedo.
– Cóż – odpowiadam – gdy jeden jedyny raz założyłem je do sądu, dostałem grzywnę.
Dziewczyna tłumi uśmiech i przygląda mi się uważnie.
– Jesteś prawnikiem?
– Spokojnie, bez paniki. Mam dwadzieścia trzy i pół roku, więc na razie jestem tylko gryzipiórkiem. Składam papiery na prawo.
Widzę, jak powstrzymuje jęk.
– No jasne.
– Wiem, to nie to samo, co surfowanie w dzień i nalewanie drinków wieczorem, ale zawsze to jakiś początek.
Cholera. Głupio wyszło.
Widzę, jak trudno słonecznej London podejść do tematu na luzie, ale udaje się jej zdobyć na lekki uśmiech typu „odwal się”, po czym odwraca się, bierze kilka pojemników z salsą i kieruje się do wyjścia. Tyłem popycha drzwi, otwiera je i kładzie sos na stoliku tuż za nimi. W mojej głowie błyskają słowa „godna przeciwniczka”, po czym dziewczyna obraca się i wraca do środka, żeby zaczekać na jedzenie.
Unosi na mnie wzrok i jej pełne usta krzywią się w uśmiechu. Obserwuję jej jasne włosy, piegi i całe ciało: nogi do szyi w króciutkich szortach, piersi jakimś cudem mieszczące się w trójkątach stanika bikini. Potem wracam spojrzeniem do jej twarzy w chwili, kiedy się nie pilnuje, widzę jej swobodną, pozbawioną czujności minę – jakąś wrażliwość czy ciekawość tego, co myślę – po czym znów pojawia się na niej ostrożność.
Obsługa wywołuje numer jej zamówienia; London bierze ogromny talerz ze stosem jakiejś trudnej do opisania potrawy. Unosi ją pod nos i głęboko wdycha jej zapach.
– Przychodzę tu na frytki z carne asada – i z kolejnym lekkim uśmiechem dodaje: – do zobaczenia później! – Po czym idzie na zewnątrz, do swojego stolika.
No co za dziewczyna.
Nie planowałem kupować jedzenia na wynos, a przy czterech małych stolikach nieco niezręcznie jest siedzieć w tej