Seksowny kłamca. Christina Lauren
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Seksowny kłamca - Christina Lauren страница 19
– Jest niesamowita. I do dzisiaj jej świątynią jest Sephora.
– Facet, który wie o istnieniu Sephory, jest jednocześnie niezwykły i nieco przerażający.
– Znam też Chico’s – mówię, ciesząc się swobodą, jaka między nami zapanowała, chociaż rozmawiamy pod prysznicem. – Tam też rzadko bywają mężczyźni, ale Chico’s to ulubione miejsce mojej babci. Właściwie, jak tak pomyślę, to mama z kolei uwielbia Coldwater Creek. – Moje palce pokryte pianą nieruchomieją w jej włosach. – Boże, weekendy spędzam jako szofer kobiet mojego życia.
– Miła przeciwwaga dla wieczorów w tygodniu, które spędzasz jako szofer kobiet, które do ciebie piszą.
Czuję, że oboje nieruchomiejemy pod strumieniem wody. Akurat w chwili, kiedy cieszyłem się naszą swobodną rozmową, kiedy oboje się wyluzowaliśmy, London musiała walnąć coś takiego.
– Czy powiedziałam to na głos? – pyta London, odwracając głowę; oczy ma jednak zamknięte, bo po czole spływa jej piana z szamponu.
– Owszem.
– I teraz zabijasz mnie wzrokiem?
– Nie.
Jednak przyznaję szczerze przed samym sobą, że jej wyobrażenie mojej osoby nieco mnie ubodło. Kładę dłonie na jej ramionach i obracam ją twarzą do siebie. Wycieram pianę z jej brwi.
– Płukanie – mruczę.
Kątem oka widzę, że London obserwuje moją twarz, podczas gdy ja przesuwam prysznicem nad jej włosami, spłukując pianę; jednak nie patrzę jej w oczy, skupiam się na swoich dłoniach.
– Logan…
Uśmiecha się.
– Tak?
– Dlaczego znów tu przyszłaś? – pytam cicho.
Dziewczyna sięga po żel; czuję dreszcz, kiedy jej dłonie przyciskają się do mojego brzucha i przesuwają w górę po klatce piersiowej.
– Nie jestem pewna. – Spogląda mi w oczy i uśmiecha się leciutko, słodko. – Przepraszam, byłam niemiła.
– Chyba wyładowałaś na mnie swoją niechęć do siebie. Ale przecież nikt cię nie zmuszał, żebyś tu przyszła.
Jej uśmiech poszerza się; pojawiają się dołeczki.
– Nie próbuj mnie sprowokować do tego, żebym dołączyła do grona twoich telefonicznych przyjaciółek, które upierają się, że nigdy tego nie robią.
– Nie próbuję cię do niczego prowokować. Ale w tym wypadku akurat wydaje się to prawdą. Nawet gdybyś mi tego nie powiedziała podczas naszej pierwszej nocy, jestem pewny, że nigdy tak nie postępujesz. Chociaż, gdybyś tak robiła, nie byłoby w tym nic złego.
London kiwa głową i przygląda się swoim dłoniom, namydlającym moją klatkę piersiową i barki. Przez szum wody ledwie słyszę jej odpowiedź:
– Seks był dobry. I pomyślałam sobie, że jesteś tym typem, który potrafi zatrzymać się na seksie, bo w tej chwili nie chcę niczego więcej.
– Potrafię.
Chyba.
Właściwie jak dotąd nigdy nie było to problemem, ale niepokoi mnie świadomość, że tak bardzo zależy mi na jej sympatii.
– Ale będę szczery. Kiepsko ci to wychodzi. – Na te słowa jej usta otwierają się, więc szybko dodaję: – Nie chodzi o seks. Pod tym względem jesteś świetna, o ile mnie pamięć nie myli… ale tam, gdzie chodzi o dobrą zabawę podczas seksu.
Widzę błysk niebieskich oczu, które unoszą się ku mojej twarzy.
– O co ci chodzi? Nie zaczynam się angażować emocjonalnie.
Śmieję się z tej błyskawicznej obrony i zaczynam łaskotać ją w bok.
– Chodzi mi o to, że traktujesz mnie dość paskudnie.
Dziewczyna zaczyna chichotać.
– Przepraszam! Przysięgam, nie jestem zołzą. Ja tylko… nie chcę się z nikim spotykać, zresztą facet, z którym bym się umawiała, byłby zupełnie inny niż ty, ale przecież przyszłam tutaj… dla seksu. Może więc faktycznie jakaś niechęć do siebie samej… sprawia, że wychodzi ze mnie jędza.
Staram się nie zwracać uwagi na zawartą w podtekście obraźliwą dla mnie nutę.
– A z jakim facetem się spotykasz?
London spogląda na mnie pytająco.
– Z nikim się nie spotykam.
Wzdycham rozpaczliwie, wyciskając odżywkę na dłoń, podczas gdy dziewczyna myje mi ramiona. Wsuwam palce w jej włosy.
– Twierdzisz, że nie jestem w twoim typie. No to jak wygląda twój typ?
– Z brodą. Wyluzowany. Z tatuażami.
– Domowy piwowar w sztruksach koloru musztardy? – pytam; London odpowiada śmiechem. – Facet, który wydał ogromną kwotę na pomadę do wąsów, żeby idealnie nastroszyć końcówki?
– Coś w tym stylu. – Jej dłonie przesuwają się znów na moją klatkę piersiową i w dół brzucha. Nie spuszczając wzroku z mojej twarzy, London sięga niżej i namydloną dłonią dotyka mojego penisa.
Jej policzki różowieją, a mną wstrząsa dreszcz; zamykam oczy, penis drga w jej dłoni. Chcę jej powiedzieć, jak mi dobrze, jak bardzo chcę ją pocałować, ale natychmiast obezwładnia mnie jej dotyk; nieruchomieję z wodą spływającą po twarzy.
London z cichym jękiem przesuwa dłonią po końcówce mojego penisa.
– W ogóle nie jestem w twoim typie – przekomarzam się z nią.
Jej usta dotykają mojego obojczyka.
– Nie w moim typie, wcale.
Przesuwa po mnie dłonią, powoli ją zaciska, po czym prostuje się i całuje mnie w szyję.
Ujmuję jej twarz w dłonie i unoszę ku sobie.
– Nie musimy tego robić.
London wbija we mnie wzrok, wciągając i wypuszczając powietrze.
– Nie musimy?
Co takiego?
– Oczywiście, że nie.
Ale się ze mną drażni. Z lekkim uśmiechem rozchyla usta, przyciska je do moich,