Czarna Kompania. Glen Cook
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 15
– Załatwię swoje sprawy przed świtem – obiecał Kruk.
Kapitan obejrzał się.
– Tak – powiedział tylko.
Ja też tak sądziłem.
Mieliśmy jednak wyjechać z Opalu bez niego.
Nocą Kapitan odebrał kilka wrednych liścików. Jedynym komentarzem było:
– Ta trójka to musieli być jacyś ważniacy.
– Mieli odznaki Kulawca – stwierdziłem. – Co to właściwie za afera z tym Krukiem? Kim on jest?
– Kimś, kto pożarł się z Kulawcem, komu zrobiono paskudny numer i zostawiono, sądząc, że nie żyje.
– Czy o kobiecie ci nie opowiedział?
Kapitan wzruszył ramionami. Uznałem to za potwierdzenie.
– Założę się, że była jego żoną. Może go zdradzała.
Takie rzeczy zdarzają się tu często. Spiski, zabójstwa i bezpardonowa walka o władzę. Pełna radość dekadencji. Pani nie sprzeciwia się niczemu. Może te rozgrywki ją bawią.
Posuwając się na północ, zbliżaliśmy się coraz bardziej do serca imperium. Każdego dnia kraj wokół nas wywierał coraz bardziej ponure wrażenie. Tubylcy stali się w jeszcze większym stopniu posępni, przygnębieni i odstręczający. Mimo pory roku nie były to szczęśliwe okolice.
Nadszedł dzień, w którym musieliśmy przejść obok samej duszy imperium, Wieży w Uroku, zbudowanej przez Panią po jej zmartwychwstaniu. Eskortowali nas kawalerzyści o twardym spojrzeniu. Nie zbliżyliśmy się do Wieży bardziej niż na pięć kilometrów, a mimo to jej sylwetka była widoczna ponad horyzontem. Jest to masywny sześcian z ciemnego kamienia, o wysokości, z pewnością, ponad stu pięćdziesięciu metrów.
Przyglądałem się Wieży przez cały dzień. Jak wyglądała nasza władczyni? Czy kiedykolwiek ją spotkam? Intrygowała mnie. Tej nocy stworzyłem szkic, w którym próbowałem ją scharakteryzować, lecz przeobraziła się ona w romantyczną fantazję.
Następnego popołudnia napotkaliśmy jeźdźca o bladym obliczu, który galopował na południe w poszukiwaniu Kompanii. Jego odznaki identyfikowały go jako człowieka Kulawca. Nasza straż przednia doprowadziła go do Porucznika.
– Robicie sobie cholerne wakacje czy co? Potrzebują was w Forsbergu. Dość leniuchowania.
Porucznik to spokojny facet, przyzwyczajony do szacunku należnego jego szarży. Był tak zdumiony, że nie odezwał się ani słowem. Kurier stał się jeszcze bardziej ordynarny. Wreszcie Porucznik zapytał:
– Jaki masz stopień?
– Kapral. Kurier Kulawca. Koleś, lepiej zasuwaj. On nie lubi wałkoni.
Porucznik odpowiada za dyscyplinę w Kompanii. Zdejmuje ten ciężar z barków Kapitana. To rozsądny i sprawiedliwy gość.
– Sierżancie! – warknął na Elma. – Chodźcie tutaj.
Był wściekły. Z reguły tylko Kapitan tytułuje Elma sierżantem.
Elmo, który jechał wtedy tuż obok Kapitana, pokłusował ku przodowi kolumny. Kapitan podążył za nim.
– Słucham? – zapytał Elmo.
Porucznik zatrzymał Kompanię.
– Spuść temu kmiotkowi baty. Trzeba go nauczyć respektu.
– Tak jest. Otto. Szewczyk. Chodźcie tutaj.
– Dwadzieścia batów powinno wystarczyć.
– Tak jest, dwadzieścia.
– Co, do diabła, wyprawiacie? Żaden śmierdzący najemnik nie będzie…
– Poruczniku, sądzę, że to wymaga dodatkowych dziesięciu uderzeń – stwierdził Kapitan.
– Tak jest. Elmo?
– Trzydzieści batów, Poruczniku.
Walnął na odlew kuriera, który zleciał z siodła. Otto i Szewczyk podnieśli go, zaciągnęli do płotu i rozłożyli na nim. Szewczyk rozciął mu tył koszuli.
Elmo wymierzał ciosy szpicrutą Porucznika. Nie przykładał się zbytnio. Nie miała to być zemsta, lecz jedynie wskazówka dla tych, którzy traktowali Czarną Kompanię z lekceważeniem.
Gdy Elmo skończył, byłem na miejscu z apteczką.
– Spróbuj się uspokoić, chłopcze. Jestem lekarzem. Oczyszczę ci plecy i zabandażuję je. – Poklepałem go po policzku. – Nieźle to zniosłeś jak na człowieka z północy.
Kiedy skończyłem, Elmo dał mu nową koszulę. Nieproszony udzieliłem mu wskazówek na temat pielęgnacji ran, po czym poradziłem:
– Zamelduj się Kapitanowi, tak jakby tego nie było. – Wskazałem palcem na Kapitana.
Nasz przyjaciel Kruk dogonił nas. Przyglądał się zajściu z grzbietu pokrytego potem i kurzem deresza.
Posłaniec skorzystał z mojej rady. Kapitan powiedział mu:
– Powtórz Kulawcowi, że posuwam się naprzód tak szybko, jak mogę. Nie mam zamiaru gnać i przybyć na miejsce niezdolny do walki.
– Tak jest. Powtórzę mu. Tak jest.
Wdrapał się na siodło z niezwykłą ostrożnością. Potrafił dobrze ukrywać swoje uczucia.
– Kulawiec wyrwie ci za to serce – zauważył Kruk.
– Niezadowolenie Kulawca mnie nie obchodzi. Sądziłem, że dołączysz do nas, zanim opuścimy Opal.
– Spłacanie długów się przeciągnęło. Jednego w ogóle nie było w mieście, a drugiego ostrzegł Lord Jalena. Straciłem trzy dni, by go odszukać.
– Co z tym, którego nie było?
– Postanowiłem zamiast tego przyłączyć się do was.
To nie była zadowalająca odpowiedź, lecz Kapitan prześliznął się nad tą kwestią.
– Nie mogę cię przyjąć, dopóki masz niezałatwione sprawy na zewnątrz.
– Odpuściłem to. Spłaciłem już najważniejszy dług.
Chodziło mu o kobietę. Czułem to wyraźnie.
Kapitan spojrzał na niego z kwaśną miną.
– Zgoda. Dołącz do plutonu Elma.
– Dziękuję, panie Kapitanie.