Czarna Kompania. Glen Cook
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 22
Wskazał palcem.
– Ci wyglądają najgorzej. Najlepiej zacznij od Kruka, o ile jeszcze żyje.
Serce mi zabiło. Kruk? Wydawał się niezwyciężony.
Jednooki rozpuścił swoich pieszczochów. Żaden buntownik nas teraz nie zaskoczy. Podążyłem za Cukierkiem do miejsca, gdzie leżał Kruk. Był nieprzytomny. Twarz miał białą jak papier.
– On wygląda najgorzej?
– Tylko o nim myślałem, że nie wyżyje.
– Wszystko zrobiłeś jak trzeba. Założyłeś opaski uciskowe, tak jak cię uczyłem, prawda? Spojrzałem na Cukierka. – Sam powinieneś się położyć.
Wróciłem do Kruka. Miał z przodu prawie trzydzieści ran, niektóre głębokie. Nawlokłem igłę.
Rozejrzawszy się po okolicy, Elmo podszedł do nas.
– Kiepsko? – zapytał.
– Trudno powiedzieć. Jest podziurawiony. Stracił mnóstwo krwi. Lepiej każ Jednookiemu przyrządzić trochę rosołu.
Jednooki potrafi przyrządzić z ziół i kury zupę, która przywraca nadzieję wpółżywym. Jest moim jedynym asystentem.
– Jak to się stało, Cukierek? – spytał Elmo.
– Podpalili stajnię, a kiedy wybiegliśmy, skoczyli na nas.
– Wyobrażam sobie.
– Obrzydliwi mordercy – mruknął Kornelek.
Odniosłem jednak wrażenie, że bardziej żal mu było stajni niż naszych ludzi.
Elmo zrobił minę, jakby żuł zielony hebanowiec.
– I nikt nie zginął? Kruk oberwał najmocniej? Trudno w to uwierzyć.
– Jeden zginął – poprawił go Cukierek. – Ten stary. Kompan Kruka. Z tamtej wsi.
– Prztyk – warknął Elmo.
Nie wolno mu było opuszczać fortecy w Rozdaniu. Kapitan mu nie ufał. Jednakże Elmo przymknął oko na to złamanie rozkazów.
– Ktoś gorzko pożałuje, że zaczął tę rozróbę – stwierdził. W jego głosie nie było żadnych uczuć. Równie dobrze mógł podawać hurtową cenę pochrzynu.
Zastanowiłem się, jak przyjmie to Kwasior. Lubił Prztyka. Pupilka będzie wstrząśnięta. Prztyk był jej dziadkiem.
– Chcieli tylko Kruka – stwierdził Kornelek. – Dlatego jest taki porżnięty.
– Prztyk rzucił się im na miecze – wyjaśnił Cukierek. Wskazał ręką. – Cała ta reszta wzięła się stąd, że nie chcieliśmy na to pozwolić.
Elmo zadał pytanie, które dręczyło również mnie:
– Dlaczego buntownicy byli tak zawzięci na Kruka?
Płotka stał obok, czekając, aż zaszyję mu ranę na lewym przedramieniu.
– To nie byli buntownicy, Elmo – rzekł. – To ten gówniany kapitan z wioski, w której znaleźliśmy Prztyka i Pupilkę.
Zakląłem.
– Pilnuj swojej igły, Konował – powiedział Elmo. – Jesteś pewien, Płotka?
– Jasne, że jestem. Spytaj Przyjemniaczka. On też go widział. Reszta to były zwykłe opryszki. Dołożyliśmy im zdrowo, gdy już wzięliśmy się do roboty.
Wskazał palcem na ocalałą ścianę stajni, obok której leżał tuzin ciał ułożonych w stos jak sągi drewna. Prztyk był jedynym, którego poznałem. Reszta miała na sobie wystrzępione, miejscowe ubrania.
– Ja też go widziałem, Elmo – odezwał się Cukierek. – I to nie on był szefem. Z tyłu krył się facet. Zmył się, kiedy zdobyliśmy przewagę.
Kornelek stał w pobliżu cichy, ale czujny.
– Wiem, gdzie poszli – wtrącił się. – Do pewnego miejsca przy Ulicy Posępnej.
Wymieniłem spojrzenie z Jednookim, który sporządzał właśnie rosół, wyciągając to i owo z czarnej torby.
– Wygląda na to, że Kornelek zna naszą Kompanię – powiedziałem.
– Na tyle dobrze, że wiem, że nie pozwolicie, żeby taki numer uszedł komuś na sucho.
Spojrzałem na Elma. Elmo popatrzył na Kornelka. Zawsze mieliśmy pewne wątpliwości co do właściciela stajni. Ten stał się nerwowy. Elmo, jak każdy doświadczony sierżant, ma złowrogie spojrzenie. Wreszcie rzucił:
– Jednooki, zabierz tego faceta na spacer. Wyciągnij z niego wszystko.
Jednooki zahipnotyzował Kornelka w kilka sekund. Kręcili się razem w pobliżu. Gadali ze sobą jak starzy kumple.
Przeniosłem uwagę na Cukierka.
– Ten facet, który krył się z tyłu. Czy utykał?
– To nie był Kulawiec. Za wysoki.
– Mimo to na pewno straszydło wyraziło zgodę na ten napad. Mam rację, Elmo?
Elmo skinął głową.
– Duszołap porządnie się wkurzy, jeśli wykryje sprawę. Zgoda na podjęcie takiego ryzyka musiała przyjść z samej góry.
Kruk wydał z siebie coś na kształt westchnienia. Spojrzałem w dół. Uchylił powieki. Ponownie wydał ten sam dźwięk. Nachyliłem się nad nim.
– Zouad… – szepnął.
Osławiony pułkownik Zouad. Wróg, któremu przyrzekł dać spokój. Łotr do specjalnych zadań Kulawca. Rycerski czyn Kruka doprowadził do paskudnych reperkusji.
Powiedziałem o tym Elmowi. Nie wyglądał na zdziwionego. Może Kapitan powtórzył historię Kruka dowódcom plutonów.
Wrócił Jednooki.
– Nasz druh Kornelek pracuje dla drugiej strony – oznajmił. Zaprezentował swój złowieszczy uśmiech, ten sam, który trenuje, by straszyć nim dzieci i psy. – Pomyślałem, że może zechcesz to wziąć pod uwagę, Elmo.
– Och, z pewnością. – Elmo wyglądał na zachwyconego.
Zabrałem się do drugiego z najbardziej poszkodowanych. Znowu szycie. Zastanowiłem się, czy nie zabraknie mi nici. Patrol oberwał solidnie.
– Kiedy wreszcie dostaniemy trochę tego rosołu, Jednooki?
– Muszę jeszcze znaleźć