Czarna Kompania. Glen Cook

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 20

Czarna Kompania - Glen  Cook Fantasy

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Ktoś tu szachruje – mruknął.

      Goblin porwał wyrzuconą kartę, wyłożył czwórkę waletów i wyrzucił damę. Uśmiechnął się. Wiadomo było, że następnym razem skończy grę, nie mając żadnej karty wyższej niż dwójka. Jednooki walnął z sykiem w blat stołu. Od chwili, gdy zasiadł do gry, nie wygrał ani razu.

      – Nie szaleć, chłopaki – ostrzegł Elmo, nie zważając na damę odrzuconą przez Goblina. Dokupił kartę, rozłożył te trzymane w ręku przed oczyma, wyłożył trzy czwórki i wyrzucił dwójkę. Uderzył palcem w pozostałą parę kart i uśmiechnął się do Goblina. – Lepiej żeby to był as, Pyzaty.

      Kwasior złapał dwójkę Elma, wyłożył komplet dwójek i wyrzucił trójkę. Przeszył Goblina spojrzeniem mówiącym: „Spróbuj skończyć”. Dawał mu do zrozumienia, że nawet as nie uchroni go przed porażką.

      Żałowałem, że nie ma z nami Kruka. W jego obecności Jednooki stawał się zbyt nerwowy, by oszukiwać. Kruk jednak wyruszył na patrol po rzepę. Tak nazywaliśmy cotygodniową wyprawę do Wiosła w celu nabycia prowiantu. Jego krzesło zajął Kwasior.

      Jest on kwatermistrzem Kompanii i z reguły to on jeździł po rzepę. Tym razem jednak poprosił o zwolnienie z powodu bólu żołądka.

      – Mam wrażenie, że wszyscy oszukują – powiedziałem, spojrzawszy na swe beznadziejne karty. Para siódemek, para ósemek i dziewiątka pasująca do jednej ósemki, ale bez sekwensu. Niemal wszystko, co mogłoby mi się przydać, było już wyrzucone. Dokupiłem kartę. Kurczę. Następna dziewiątka. Miałem teraz sekwens. Wyłożyłem go, wyrzuciłem pozostałą siódemkę i zacząłem się modlić. Tylko modlitwa mogła mi teraz pomóc.

      Jednooki zignorował moją siódemkę. Dokupił kartę.

      – Cholera!

      Dołożył szóstkę do mojego sekwensu i wyrzucił następną.

      – Nadchodzi chwila prawdy, Schaboszczak – powiedział do Goblina. – Chcesz spróbować, Kwasior? – dodał. – Ci Forsberczycy to wariaci. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego.

      Siedzieliśmy w fortecy już od miesiąca. Jak na nas było to dosyć długo, podobało mi się to jednak.

      – Mógłbym ich polubić – stwierdziłem. – Gdyby tylko oni zechcieli polubić mnie.

      Odparliśmy już cztery kontrataki.

      – Sraj albo zwalniaj nocnik, Goblin. Wiesz, że masz mnie i Elma w kieszeni.

      Kwasior pstryknął w róg swojej karty paznokciem kciuka i spojrzał na Goblina.

      – Mają tu całą buntowniczą mitologię – powiedział. – Prorocy i fałszywi prorocy. Prorocze sny. Objawienia zesłane przez bogów. Nawet przepowiednia, że jest tu gdzieś dziecko będące nowym wcieleniem Białej Róży.

      – Jeśli dzieciak już tu jest, czemu się do nas nie zabrał? – zapytał Elmo.

      – Jeszcze go nie znaleźli. Albo jej. Cała banda ruszyła na poszukiwanie.

      Goblin stchórzył. Dokupił kartę, zabełkotał coś i wyrzucił króla. Elmo również dokupił kartę i wyrzucił następnego króla. Kwasior spojrzał na Goblina. Uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął kartę. Nie zadał sobie nawet trudu, by na nią spojrzeć, dołożył piątkę do szóstki, którą Jednooki dołączył do mojego sekwensu, i wyrzucił kartę, którą wziął.

      – Piątkę? – pisnął Goblin. – Zatrzymałeś piątkę? Nie wierzę w to. Miał piątkę. – Rzucił swojego asa na stół. – Miał cholerną piątkę.

      – Spokój. Spokój! – napomniał go Elmo. – To ty jesteś facetem, który zawsze powtarza Jednookiemu, żeby się nie pienił, pamiętasz?

      – Zablefował z cholerną piątką.

      Kwasior zgarnął wygraną. Niewyraźny uśmieszek nie opuszczał jego twarzy. Był zadowolony z siebie. To był udany blef. Sam bym się założył, że miał asa.

      Jednooki popchnął talię w stronę Goblina.

      – Rozdawaj.

      – Daj spokój. Miał piątkę i jeszcze muszę rozdawać?

      – To twoja kolej. Zamknij gębę i tasuj.

      – Gdzie usłyszałeś o tym nowym wcieleniu? – zapytałem Kwasiora.

      – Od Prztyka.

      Prztyk był staruszkiem, którego uratował Kruk. Kwasior zdołał przezwyciężyć jego nieufność. Stawali się kumplami.

      Dziewczynkę znaliśmy jako Pupilkę. Kruk wpadł jej wyraźnie w oko. Łaziła za nim wszędzie. Czasami doprowadzała nas do szału. Cieszyłem się, że Kruk wyjechał do miasta. Zanim wróci, nie będziemy oglądać Pupilki zbyt często. Goblin rozdał karty. Obejrzałem swoje. Przysłowiowa plaża. Cholernie blisko jednego z osławionych sekwensów z Pismo, o których zwykł mówić Elmo, czyli każda karta innego koloru.

      Goblin spojrzał na swoje karty. Wytrzeszczył oczy. Położył je odkryte na stół.

      – Tonk! Cholerny tonk! Pięćdziesiąt!

      Rozdał sobie pięć figur – automatyczne zwycięstwo powodujące podwójną wypłatę.

      – Wygrywa tylko wtedy, kiedy sam rozdaje – poskarżył się Jednooki.

      Goblin zachichotał.

      – Ty nie wygrywasz, nawet jak rozdajesz, Larwousty.

      Elmo zaczął tasować.

      Następne rozdanie potrwało dłużej. W przerwach w grze Kwasior powtarzał fragmenty opowieści o wcieleniu Białej Róży.

      Przybłąkała się Pupilka. Jej okrągła, piegowata twarz nie miała żadnego wyrazu, podobnie jak oczy. Spróbowałem ją sobie wyobrazić w roli Białej Róży, lecz nie zdołałem. To do niej nie pasowało.

      Rozdawał Kwasior. Elmo spróbował skończyć grę z osiemnastoma punktami, lecz Jednooki go załatwił. Gdy dokupił kartę, miał siedemnaście. Zgarnąłem karty i zacząłem je tasować.

      – Jazda, Konował – drażnił mnie Jednooki. – Nie opieprzamy się. Mam dobrą passę. Jeden raz pod rząd. Dawaj mi asy i dwójki. – Piętnaście punktów na ręce albo mniej oznacza automatyczną wygraną, podobnie jak czterdzieści dziewięć lub pięćdziesiąt.

      – Och, przepraszam. Złapałem się na tym, że poważnie potraktowałem te buntownicze zabobony.

      – To sugestywny nonsens – zauważył Kwasior. – Układa się zgrabnie w całość, tworząc elegancką iluzję nadziei.

      Spojrzałem na niego ze zmarszczonymi brwiami. Uśmiechnął się niemal nieśmiało.

      – Trudno

Скачать книгу