Przygody brygadiera Gerarda. The Adventures of Gerard. Артур Конан Дойл

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przygody brygadiera Gerarda. The Adventures of Gerard - Артур Конан Дойл страница 7

Przygody brygadiera Gerarda. The Adventures of Gerard - Артур Конан Дойл

Скачать книгу

kobieta tak prędko nie umiera – odezwał się Matteo. – Zresztą odciąłem tylko tyle, aby miała piętno sądowe. Wstawaj pani, signora, wstawaj pani!

      Chwycił mnie za ramię i potrząsnął.

      Serce przestało mi bić ze strachu, aby nie poczuł epoletów pod płaszczem.

      – Jakże pani jest? – zapytał.

      Nie dałem żadnej odpowiedzi.

      – Do djabła! – zawołał. – Gdyby się tylko z babami nie miało do czynienia, choćby to była najpiękniejsza kobieta w Wenecji! Nicolo, dawaj chustkę i idź po światło!

      Wszystko wydawało się stracone, panowie. Nastąpiła najgorsza rzecz. Nie było już ratunku. Siedziałem ciągle jeszcze w kącie, ale każdy muskuł mój był naprężony, jak u dzikiego kota, który gotuje się do skoku. Tak, panowie, skoro już miałem umierać, chciałem umrzeć przynajmniej z godnością.

      Jeden z tych drabów poszedł po lampę, a Matteo pochylił się nade mną i przycisnął chustkę w miejscu, w którem mi odciął kawał ucha. Za chwilę tajemnica będzie wykryta!

      Nagle jednak stanął nieruchomy – i zaczął nasłuchiwać. Usłyszałem i ja jakieś zmieszane głosy przed oknami. Potem dał się słyszeć plusk wioseł i wrzask. Następnie zapukano do bramy bardzo silnie i jakiś okropny głos wrzasnął:

      – Otworzyć! W imieniu cesarza otworzyć!

      Cesarza! To słowo podziało, jak imię świętego, przed którem pierzchają wszystkie djabły. Uciekli też z wrzaskiem – Matteo, służący, klucznik, słowem cała banda morderców.

      Dało się słyszeć jeszcze raz wezwanie do otwarcia, a potem topory uderzyły o bramę, nastąpił przerażający trzask wywalanych drzwi. W kurytarzu słychać było szczęk broni i krzyki żołnierzy francuskich. Za chwilę ktoś zbiegał po schodach i pędził prosto do mojej celi.

      – Łucjo! – wołał – Łucjo!

      Widziałem go, jak stał w niepewnem świetle celi, dyszał i nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa więcej. Potem zawołał:

      – Czy nie dowiodłem ci mej miłości, Łucjo? Czyż nie uczyniłem szalonego kroku, aby ci jej dowieść? Zdradziłem moją ojczyznę, złamałem moje przysięgi, zrujnowałem moich przyjaciół i poświęciłem życie, aby tylko uratować ciebie!

      Był to młody Lorenzo Loredano, kochanek, o którym przedtem wspominałem. Było mi bardzo przykro, panowie, ale w sprawach miłosnych wszyscy mężczyźni są bardzo samolubni; gdy ukochana woli kogoś innego, chcemy mieć przynajmniej to zadowolenie, iż współzawodnik jest godnym szacunku i poważania.

      Chciałem mu to właśnie wytłumaczyć, ale zaraz po pierwszem słowie wydał okrzyk zdumienia, wypadł z celi, pochwycił lampę, stojącą w kurytarzu, i zaświecił mi w twarz.

      – To ty jesteś, ty nędzniku! – wrzasnął. – Ty francuski psie! Odpłacisz mi wszystkie moje cierpienia, które przez ciebie przebyłem!

      Spostrzegł jednak zaraz bladość na mojej twarzy i krew, która jeszcze ciągle spływała z rany.

      – Co to jest? – zapytał. – Skąd pan doszedłeś do utraty ucha?

      Zapanowałem nad sobą, przycisnąłem chustkę silniej do rany, wyprostowałem się, jak świeca i postąpiłem ku niemu, jak przystało na pułkownika huzarów.

      – Rana nie jest ciężka – rzekłem. – Za pozwoleniem pańskiem, ale tej sprawy osobistej nie będziemy roztrząsali dalej.

      Łucja wypadła ze swej celi i zwiesiwszy się na ramieniu Lorenza, opowiedziała mu wszystko.

      – Ten szlachetny człowiek zajął moje miejsce, Lorenzo! Zamiast mnie stanął. Cierpiał, aby mnie uratować!

      Widziałem na twarzy młodzieńca, jaka w nim toczyła się walka i współczułem z nim serdecznie. Wreszcie podał mi rękę, i uścisnął ją setnie.

      – Pułkowniku Gerard – rzekł – zasługujesz pan na wielką miłość i szacunek. Przebaczam panu, aczkolwiek wyrządziłeś mi pan wielką przykrość, odpokutowałeś pan za to w szlachetny sposób. Dziwi mnie tylko, iż zastaję pana jeszcze przy życiu. Opuściłem posiedzenie trybunału, zanim jeszcze na pana wydano wyrok, ale słyszałem, iż od czasu poniszczenia naszych dzieł sztuki niema dla żadnego Francuza przebaczenia.

      – On nie niszczył żadnych! – zawołała Łucja. – Pomógł do tego, aby one zostały utrzymane w naszym pałacu!

      – Do jednego dzieła przyznaję się z całą przyjemnością – odparłem z ukłonem i pocałowałem moją ubóstwianą w rękę.

      I tak się stało, moi panowie, że straciłem ucho.

      Lorenza już nazajutrz po naszej przygodzie znaleziono zasztyletowanego na placu św. Marka. Z tego trybunału i jego siepaczy rozstrzelano Mattea i trzech innych, resztę wygnano z miasta. Moja czarująca Łucja wstąpiła do klasztoru w Murano, gdzie może jeszcze żyje, jako szacunku wszelkiego godna przeorysza.

      Może zapomniała już o tych pięknych dniach, gdy nasze serca biły szczerą i prawdziwą miłością, gdy cały wielki świat wydawał nam się za mały dla pomieszczenia w nim ogromu naszej miłości. Może tak nie jest, może nie zapomniała, może i na nią przychodzą chwile, w których wspomnienia zakłócają jej ciszę klasztorną, może pamięta jeszcze tego francuskiego żołnierza, który ją kochał do szaleństwa.

      Młodość minęła i namiętność minęła, ale pozostało serce i rycerskość, i dziś jeszcze Stefan Gerard skłoniłby przed nią głowę siwą i z radością oddałby drugie ucho, gdyby wiedział, że może się jej przez to przysłużyć.

      Jak brygadier zdobył Saragossę

      Nie wiecie jeszcze, panowie, w jakich okolicznościach dostałem się do huzarów Conflansa, podczas oblężenia Saragossy, i nie znacie tego pamiętnego czynu, którego dokonałem w związku z zajęciem tego miasta?

      Nie? A więc posłuchajcie! Opowiem wam to ściśle według prawdy. Prócz dwóch lub trzech mężczyzn i kilkunastu kobiet jesteście, panowie, pierwszymi, którzy dowiecie się o tej historji z moich ust.

      Muszę zaznaczyć, iż jako porucznik i rotmistrz młodszy służyłem przy drugim pułku huzarów Chamberana. – Zaś w czasie, o którym mówię, miałem dopiero lat dwadzieścia pięć, a byłem chłopcem walnym i zuchwałym, jak rzadko który w Wielkiej Armji.

      W Niemczech panował przypadkowo spokój, ale w Hiszpanji jeszcze wrzało. Otóż cesarz zapragnął wzmocnić armję hiszpańską i awansując mnie na pełnego rotmistrza, przeniósł do huzarów Conflansa – którzy wówczas należeli do piątego korpusu pod marszałkiem Lannes.

      Była to długa jazda z Berlina do Pirenejów. Mój nowy pułk tworzył część armji oblężniczej, która pod marszałkiem Lannes stała wówczas pod Saragossą. Jechałem, a raczej pędziłem w tym kierunku, zatem po upływie około tygodnia znalazłem się w głównej kwaterze francuskiej, skąd wysłano mnie do obozu huzarów Conflansa.

      To słynne oblężenie jest

Скачать книгу