Miasto luster. Justin Cronin

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miasto luster - Justin Cronin страница 28

Miasto luster - Justin Cronin

Скачать книгу

schodzić, gdy nagle Peter usłyszał trzask. Jock zaskowyczał. Drugi trzask i drabina z głośnym rumorem pomknęła w dół wraz z chłopakiem. Jock po pierwszym krzyku nie wydał już dźwięku. Rękami szaleńczo szukał czegoś, czego mógłby się przytrzymać, jednocześnie próbując hamować palcami stóp. Peter nie słyszał o nikim, kto spadł z dachu, ale Jock najwyraźniej był wybrańcem losu.

      Zatrzymał się trzy metry od skraju dachu. Jego ręka coś znalazła: zardzewiały pręt.

      – Pomocy!

      Peter odpiął uprząż i zsunął się na najniższą łatę. Chwycił się klamry i wychylił.

      – Złap mnie za rękę.

      Chłopak zamarł ze strachu. Prawą ręką ściskał pręt, lewą brzeg gontu. Każdym centymetrem ciała przywierał do powierzchni dachu.

      – Spadnę, jak się ruszę.

      – Nie, nie spadniesz.

      Daleko w dole ludzie przystawali na ulicy i zadzierali głowy.

      – Foto, rzuć mi linę asekuracyjną – polecił Peter.

      – Nie sięgnie. Muszę przenieść kotwiczkę.

      Pręt wyginał się pod ciężarem Jocka.

      – Boże, zjeżdżam!

      – Przestań się wiercić. Foto, pośpiesz się z tą liną.

      Lina w końcu opadła. Peter nie miał czasu się przypiąć, bo wiedział, że chłopak zaraz spadnie. Gdy Foto napiął linę, Peter okręcił ją wokół przedramienia i skoczył w stronę Jocka. W tym momencie pręt się obluzował i Jock zaczął się ześlizgiwać.

      – Mam cię! – ryknął Peter. – Łap! – Chwycił go za nadgarstek i stopy Jocka zatrzymały się kilkanaście centymetrów od krawędzi dachu. – Znajdź coś, żeby się złapać!

      – Nic tu nie ma!

      Peter nie miał pojęcia, jak długo go utrzyma.

      – Foto, możesz nas podciągnąć?! – zawołał.

      – Za dużo ważycie!

      – Przywiąż linę i zejdź tu z paroma klamrami.

      Na ulicy gromadził się coraz większy tłum. Wielu gapiów wskazywało w górę. Odległość do ziemi wydawała się Peterowi coraz większa, aż w końcu stała się nieskończoną przestrzenią, która za chwilę ich połknie. Minęło kilka sekund i nagle Foto znalazł się na łacie wprost nad nimi.

      – Co mam zrobić?

      – Jock, pod tobą na skraju jest mały występ – powiedział Peter. – Spróbuj namacać go stopą.

      – Tam nic nie ma!

      – Jest, patrzę prosto na ten występ.

      – W porządku, mam – rzucił Jock.

      – Weź głęboki oddech, dobrze? Zaraz będę musiał cię puścić.

      Chłopak zacisnął rękę na jego nadgarstku.

      – Bez jaj! – zawołał.

      – Nie dam rady cię wciągnąć. Po prostu leż nieruchomo. Daję ci słowo, ten występ cię utrzyma, jeśli nie będziesz się ruszać.

      Jock nie miał wyboru. Powoli otworzył dłoń.

      – Foto, rzuć mi klamrę – poprosił Peter i kiedy tamten to zrobił, chwycił ją wolną ręką i wcisnął pod gont. Sięgnął po gwóźdź z pasa narzędziowego, żeby zamocować klamrę. Wbił go, trzy razy uderzając młotkiem. Następnie wbił drugi, po czym opuścił się o kilkadziesiąt centymetrów. – Rzuć mi następną.

      – Proszę – jęknął Jock. – Szybciej.

      – Oddychaj głęboko. Zaraz będzie po wszystkim. – Peter zamocował jeszcze trzy klamry. – Dobrze, teraz ostrożnie sięgnij ręką do góry i w lewo. Trzymasz?

      Ręka Jocka zacisnęła się na klamrze.

      – Tak. Jezu…

      – Podciągnij się do następnej. Spokojnie, nie ma pośpiechu.

      Klamra po klamrze, Jock podciągał się do góry. Peter podążał za nim. Wreszcie chłopak usiadł na łacie i napił się wody z manierki.

      – W porządku? – spytał Peter, który przykucnął obok niego.

      Jock z roztargnieniem pokiwał głową. Miał bladą twarz, ręce mu drżały.

      – Zrób sobie parę minut wolnego – poradził mu Peter.

      – Do diabła, zrób sobie wolne na cały dzień – wtrącił Foto. – Do końca życia.

      Chłopak gapił się w przestrzeń, chociaż Peter przypuszczał, że tak naprawdę niczego nie widzi.

      – Spróbuj się odprężyć.

      Jock zerknął na jego uprząż.

      – Nie byłeś przypięty? – spytał.

      – Nie było czasu.

      – Więc… sam to zrobiłeś? Trzymałeś linę…

      – Udało się, nie?

      Chłopak odwrócił wzrok.

      – Myślałem, że już po mnie.

▪ ▪ ▪

      – Wiesz, co mnie wkurzyło? – zapytał Foto. – Ten gówniarz nawet ci nie podziękował.

      Skończyli pracę wcześniej. Siedzieli na schodach od frontu i przekazywali sobie butelkę. Widzieli Jocka po raz ostatni; chłopak zdał pas narzędziowy i odszedł.

      – Miałeś dobry pomysł z tymi klamrami – ciągnął Foto. – Sam bym na to nie wpadł.

      – Wpadłbyś. Po prostu byłem tam pierwszy.

      – Szczeniak naprawdę miał fart, tyle ci powiem. I spójrz na siebie, nawet ci powieka nie drgnęła.

      Taka była prawda: Peter czuł się niezwyciężony, idealnie skoncentrowany, z myślami krystalicznie czystymi jak lód. Co więcej, na skraju dachu nie było żadnego występu, powierzchnia była zupełnie gładka. Sprawiam, że widzisz grę w taki sposób, w jaki ja chcę, żebyś ją widział.

      Foto zakorkował butelkę i wstał.

      – No to do zobaczenia jutro.

      – Szczerze mówiąc, sądzę, że to robota nie dla mnie – powiedział Peter.

      Kolega

Скачать книгу