Medytacja to nie to, co myślisz. Jon Kabat-Zinn
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Medytacja to nie to, co myślisz - Jon Kabat-Zinn страница 11
Moim zdaniem nie w buddyzmie istota rzeczy. Można myśleć o Buddzie jako geniuszu swojej epoki, wielkim myślicielu, postaci przynajmniej tak wybitnej jak Darwin czy Einstein. Buddyjski uczony Alan Wallace zwykł mówić, że Budda, nie mając do dyspozycji żadnych innych narzędzi oprócz swojego umysłu, zgłębiał istotę życia, śmierci i pozornie nieuniknioną naturę cierpienia. Aby kontynuować swoje dociekania, musiał najpierw zrozumieć, rozwinąć, udoskonalić oraz nauczyć się dostrajać i stabilizować narzędzie, którego używał, a mianowicie swój własny umysł, podobnie jak naukowcy w swoich laboratoriach muszą nieustannie rozwijać, doskonalić, dostrajać i stabilizować narzędzia, których używają jako przedłużenia zmysłów – gigantyczne teleskopy optyczne lub radiowe, mikroskopy elektronowe, skanery rezonansu magnetycznego czy tomografy niezbędne do badania i odkrywania natury wszechświata oraz niezwykle szerokiej gamy wzajemnie powiązanych zjawisk będących obszarem dociekań fizyki, chemii, biologii, psychologii i każdej innej dyscypliny naukowej.
Aby sprostać temu wyzwaniu, Budda i jego naśladowcy zaczęli zgłębiać pytania dotyczące natury samego umysłu i natury życia. Ich wysiłki doprowadziły do nadzwyczajnych odkryć. Udało im się trafnie odwzorować obszar stanowiący kwintesencję człowieczeństwa, na który składają się aspekty umysłu wspólne dla nas wszystkich, niezależnie od konkretnych myśli, przekonań i przynależności kulturowej. Zarówno metody, jak i wyniki ich dociekań mają uniwersalne znaczenie, nie mają zaś nic wspólnego z żadnymi izmami, ideologiami, religijnością czy systemami wierzeń. Bliżej im do wiedzy medycznej i naukowej, materiału, który może zostać ponownie przebadany przez każdego w każdym miejscu świata i poddany testowi indywidualnej przydatności, do czego Budda zachęcał zresztą swoich zwolenników od samego początku.
Praktykuję uważność i jej nauczam, więc ciągle mam do czynienia z uczestnikami programów sądzącymi, że jestem buddystą. Kiedy pada takie pytanie, zwykle odpowiadam, że nie jestem buddystą (chociaż od czasu do czasu uczestniczę w odosobnieniach z buddyjskimi nauczycielami i czuję wielki szacunek i miłość do różnych buddyjskich tradycji i praktyk). Jestem oddanym adeptem buddyjskiej medytacji nie dlatego, że wyznaję buddyzm jako taki, lecz dlatego, że uznaję jego fundamentalne nauki i praktyki za głębokie, powszechnie dostępne, oświecające i uzdrawiające6. Sprawdza się to w ciągu ponad pięćdziesięciu lat mojej własnej nieprzerwanej praktyki, jak i w życiu wielu innych osób, z którymi miałem przywilej pracować i praktykować w Centrum Badań nad Zastosowaniem Uważności oraz w globalnej wspólnocie nauczycieli MBSR. Ci nauczyciele i nienauczyciele – Azjaci i ludzie Zachodu, będący wcieleniem mądrości i współczucia nieodłącznego od tych nauk – nadal mnie inspirują.
W gruncie rzeczy uważność jest dla mnie jak związek miłosny – gdy zakochujemy się w tym, co w życiu najbardziej fundamentalne, co jest właśnie takie, jakie jest, co moglibyśmy nazwać prawdą, a co dla mnie zawiera w sobie piękno, to, co nieznane, co możliwe, to, jakie rzeczy są naprawdę – wszystko wplecione tu i teraz, w tę właśnie chwilę, ponieważ to wszystko i tak już tu jest, choć jednocześnie owo „tu” może być wszędzie. Uważność jest także zawsze teraz, ponieważ, jak już wspomnieliśmy i będziemy po wielokroć do tego powracać, dla nas po prostu inny czas nie istnieje.
Tu i teraz, wszędzie i zawsze – to spora przestrzeń do wspólnej pracy, oczywiście dla zainteresowanych, którzy podwiną rękawy i zabiorą się do dzieła bezczasowości, niedziałania, dzieła świadomości ucieleśnionej w przepływie kolejnych chwil naszego życia. To naprawdę praca bez czasu i praca na całe życie, na cały czas, jaki nam pozostał.
Żadna kultura ani żadna forma sztuki nie ma monopolu na prawdę i piękno, pisane małą czy wielką literą. Jednak na użytek naszej wspólnej eksploracji, którą będziemy kontynuować na kartach tej książki i w naszym życiu, sięgnięcie po prace tych wyjątkowych ludzi, którzy poświęcili się językowi umysłu i serca zwanemu poezją, uważam za bardzo użyteczne i pouczające. Tak samo jak najwięksi jogini i nauczyciele tradycji medytacyjnych, najwięksi poeci badają umysł, język oraz bardzo ścisłe, bliskie relacje między wewnętrznym i zewnętrznym krajobrazem na bardzo głębokim poziomie. Jednocześnie w tradycjach medytacyjnych wyrażanie poprzez poezję chwil wglądu i oświecenia również nie jest wcale takie rzadkie. Zarówno jogini, jak i poeci są nieustraszonymi badaczami takości i wymownymi strażnikami tego, co możliwe.
Jak każda autentyczna sztuka, wielka poezja pozwala nam spojrzeć na świat przez szkło powiększające, które podnosi siłę naszego spojrzenia, a co ważniejsze, pogłębia naszą zdolność odczuwania surowości i wagi naszego położenia, naszego stanu psychicznego i życia. Poezja robi to w sposób pozwalający nam zrozumieć, co praktyka medytacyjna chce przed nami odkryć, na co mamy się otworzyć, a nade wszystko pomaga nam zrozumieć, w jakie obszary zrozumienia i odczuwania medytacja nas wprowadza. Poezja pojawia się we wszystkich kulturach i tradycjach na całym świecie. Można powiedzieć, że poeci byli przez wieki i nadal są strażnikami sumienia i duszy człowieczeństwa. Podsuwają nam wiele aspektów prawdy zasługujących na uwagę i kontemplację. Poeci Ameryki Północnej, Środkowej, Południowej, poeci chińscy, japońscy, europejscy, tureccy, perscy, indyjscy, afrykańscy, chrześcijanie, żydzi, muzułmanie, buddyści, hindusi, dźiniści, animiści i wyznawcy wielkich religii, kobiety i mężczyźni, starożytni i współcześni, geje i hetero, poeci queer i transpłciowi, w odpowiednich okolicznościach – gdy jesteśmy najbardziej otwarci i gdy mamy dostęp do swego wnętrza – wszyscy oni mogą złożyć przed nami tajemniczy dar, który warto zgłębić i docenić, w którym warto się rozsmakować. Dają nam świeże spojrzenie pozwalające zrozumieć samych siebie ponad kulturą i czasem. Widzimy wtedy coś bardziej fundamentalnego i głęboko ludzkiego, niż oczekiwaliśmy. To, co wówczas widzimy, nie zawsze jest przyjemne. Czasem może nas przerażać, wprawiać w zakłopotanie. Być może właśnie z taką poezją powinniśmy spędzać najwięcej czasu, ponieważ to ona odsłania przed nami pełne, ciągle zmieniające się spektrum cieni i świateł przebiegających przez ekrany naszych umysłów, to ona ukazuje nam ukryte ruchy naszych serc. Poeci u szczytu formy ujmują w słowa rzeczy niewyrażalne i w takich chwilach, dzięki tajemnej łasce muzy i serca, stają się mistrzami słowa poza słowami. Formują je, nadają kształt, wskazują na nie, powołując do życia po części dzięki naszemu współudziałowi. Wiersze ożywają, gdy po nie sięgamy i pozwalamy im się do nas zbliżyć w chwili, gdy je czytamy lub słyszymy, gdy z całą wrażliwością i inteligencją chwytamy każde słowo, każdy oddech zaczerpnięty, by je wypowiedzieć, każde przywołane zdarzenie, każdą chwilę, każdy obraz objawiony z całą wyrazistością i kunsztem, niosący nas poza wszelką sztuczność, z powrotem ku naszej prawdziwej naturze i takości.
W tym duchu, podczas naszej wspólnej podróży wiodącej przez kolejne tomy, będziemy przystawać i zanurzać się w tych wodach przejrzystości i rozpaczy, by obmyć się w aurze niezłomnego ludzkiego wysiłku samopoznania, by przypominać sobie to, co już wiemy. Poprzez ten głęboko życzliwy, ostatecznie niezwykle szczodry i współczujący akt, choć rzadko podejmowany właśnie w tym celu, będziemy chłonąć wskazania poezji, które pogłębiają nasze życie, postrzeganie, odczuwanie i może dzięki temu pomagają nam docenić, a nawet celebrować to, kim jesteśmy i kim możemy się stać.
* * *
Moje serce wzbiera
myślą