Uwierz w Mikołaja. Magdalena Witkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Uwierz w Mikołaja - Magdalena Witkiewicz страница 10

Uwierz w Mikołaja - Magdalena Witkiewicz

Скачать книгу

nie ma żadnych planów niezwiązanych ze mną. – Agnieszka pokręciła głową. – Zawsze byłam na pierwszym miejscu…

      – No właśnie! Wiem, że trudno ci się z tym pogodzić, ale może nadszedł ten czas, że ona zaczęła żyć swoim życiem.

      – Babcia? – jeszcze bardziej zdumiała się Aga. – Swoim życiem? – Przyszło jej na myśl, że zachowuje się jak egoistka, ale nadal wydawało jej się to niemożliwe.

      – Może obok niej pojawił się jakiś mężczyzna i chcą spędzić te święta razem?

      – Mężczyzna? – Agnieszka nie wierzyła w to, co słyszy. Jakoś babcia Helenka nie pasowała jej do roli pogromczyni męskich serc. – No co ty. Ona urodziła się w czterdziestym czwartym!

      Marta spojrzała na nią spod przymrużonych powiek.

      – A ktoś, kto urodził się w czterdziestym czwartym, nie zasługuje już na miłość? Może akurat szczęście się do niej uśmiechnęło. Fajna z niej babeczka. Całe życie cię niańczyła, może wreszcie pojawił się ktoś na horyzoncie.

      – Ale kto? – Agnieszka pokręciła niepewnie głową. Najwyraźniej przyjaciółka zasiała w niej ziarno niepewności.

      – To już ona tylko wie. – Marta nalała wina do kieliszków.

      – Pojadę tam wcześniej. Choćby i jutro – zdecydowała Agnieszka. – Wybadam sytuację. Zapytam wprost, o co chodzi.

      – I jak nie będzie chciała cię widzieć, to przyjedziesz do nas? Może jeszcze załapiesz się na jakieś last minute?

      – Jak nie będzie chciała mnie widzieć? Marta, to właśnie jest niemożliwe. I dlatego tak się martwię, że coś tu nie gra. Każda z nas, i babcia, i ja, żyje własnym życiem, ale one są ze sobą tak splecione, że nie wyobrażamy sobie tego, by w ważnych momentach być osobno. Tym bardziej że jedna jest sama i druga też. Babcia by nie dopuściła do tego, bym samotnie spędzała święta.

      – Wie, że byłabyś z przyjaciółmi…

      – Tak, ale nie byłabym z nią. Z rodziną… A ty nie chciałabyś spędzić świąt ze swoimi rodzicami?

      – Czy ja wiem? W moim domu święta nigdy nie były jakimś wielkim halo. My zawsze gdzieś wyjeżdżaliśmy. Jak byłam młodsza, marzyłam, by spędzać ten czas wspólnie w pięknie przystrojonym domu, rozświetlonym tysiącem lampek, ale moi rodzice uparli się, by pokazać nam świat. W Wigilię nie dostawaliśmy prezentów, bo nie zabieraliśmy ich nigdy do walizek. Szkoda było na nie miejsca. Nie było choinki, nie było oczekiwania na pierwszą gwiazdkę.

      – Smutne – westchnęła Agnieszka.

      – Czy ja wiem? – Marta wzruszyła ramionami. – Po prostu inaczej. W klasie wszyscy mi zazdrościli dalekich podróży i zdjęć ze Świętym Mikołajem ubranym w szorty w renifery i surfującym po falach. A ja chyba trochę zazdrościłam im tego spokojnego odpoczynku i rodzinnej atmosfery. I nawet trochę obżarstwa świątecznego. Takiego zwykłego siedzenia przy stole i rozmów o niczym. I potem spacerów z rodziną, by zrobić miejsce na kolejny posiłek.

      Marta wstała, by nalać sobie wody. Po drodze trąciła palcem bombkę, którą Agnieszka powiesiła na gałązce świerku. Przyniosła go poprzedniego dnia i wstawiła do wazonu.

      – Ty wiesz, że ja chyba nigdy nie ubierałam choinki? A przynajmniej tego nie pamiętam. My w domu nawet chyba nie mamy bombek.

      Agnieszka co roku z niecierpliwością czekała na święta. Boże Narodzenie spędzały zwykle we dwie z babcią, ale zawsze nakrywały jak dla pięcioosobowej rodziny. Było nakrycie i dla mamy, i dla taty. I jeszcze jedno dla niezapowiedzianego gościa. Mama miała zawsze czerwony talerz ze złotą obwódką. Jej ulubiony. Tata biały z namalowaną gałązką świerku. One z babcią też jadły na różnych talerzach, zależnie od tego, co im wpadło w ręce. Czasem gdy chciały, by było bardziej elegancko, wygrzebywały z czeluści szafy zastawę, którą babcia Helenka dostała od swojej babci w prezencie ślubnym. Innym razem wybierały nowoczesne czerwone i kwadratowe talerze, które Agnieszka kupiła za swoje pierwsze zarobione pieniądze.

      Zawsze to wnuczka wymyślała wystrój świąteczny, a potem z babcią siedziały i tworzyły różne cuda. Kiedyś już od października robiły gwiazdki na szydełku, innym razem dom był przystrojony w same czerwone pompony. Z włóczki sprutej ze starego swetra, który nosiła w dzieciństwie. W tym roku miały być renifery. Agnieszka kupiła babci dwa koce w małe rogacze, termofor i identyczne kapcie dla siebie i dla niej. Miało być pluszowo, ciepło i przytulnie. I tak będzie! Spędzą święta razem, już ona się o to postara!

      Jednak mimo tych postanowień, że w tym roku będzie jak zwykle, Agnieszka czuła wciąż niepokój w sercu. Babcia z pewnością nie zmieniłaby planów tak nagle. Musiało się coś stać. Coś złego… Od dwóch dni nie mogła się do niej dodzwonić. Dostała tylko lakonicznego esemesa, że wszystko w porządku i babcia nie może teraz rozmawiać. To było do niej zupełnie niepodobne! Babcia zawsze mogła rozmawiać!

      Dlatego też Agnieszka postanowiła jak najszybciej jechać na Kaszuby. Musiała załatwić wcześniej jeszcze jedną sprawę. Wzięła telefon i napisała na WhatsAppie do Marty, która była jeszcze na uczelni.

      Agnieszka: Chciałabym się z tobą spotkać przed wyjazdem.

      Marta: Kiedy jedziesz?

      Agnieszka: Dzisiaj wieczorem.

      Marta: Na noc będziesz jechać?

      Agnieszka: A co za różnica? Poza tym na jutro zapowiadają śnieg i może być ślisko. Wolę więc wyruszyć, zanim zasypie wszystkie drogi.

      Marta: Szalona jesteś. Będę około drugiej. Może być?

      Agnieszka: Super!

      Gdy Marta wróciła do akademika, nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Na środku ich niewielkiego pokoju stała choinka. Prawdziwe drzewko w doniczce.

      – Agnieszka? – Spojrzała zdziwiona na koleżankę. – Co to jest?

      – Wiedziałam, że kiepsko u ciebie ze znajomością tradycji świątecznych, ale nie sądziłam, że musimy zaczynać od absolutnych podstaw. – Zachichotała. – No, ale niech będzie. Lekcja numer jeden: to jest choinka. To nie może tak być, że nigdy nie ubierałaś bożonarodzeniowego drzewka. Spójrz, mam bombki. Kupiłam kilka. Łańcuch też. Nie będzie idealnie, ale miałam za mało czasu.

      Marta wpatrywała się w półtorametrowy świerk niczym w największe dziwadło.

      – Będziemy miały nową tradycję. Wspólne strojenie choinki. A potem zjemy śledzie. Musisz mi wybaczyć, że tak biednie, ale nic innego nie znalazłam. – Roześmiała się. – Nie spodziewałam się, że będziemy dzisiaj robić wigilię, a ryby to obowiązkowy punkt programu!

      –

Скачать книгу