Uwierz w Mikołaja. Magdalena Witkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Uwierz w Mikołaja - Magdalena Witkiewicz страница 9

Uwierz w Mikołaja - Magdalena Witkiewicz

Скачать книгу

miał wrażenie, że Anna odsunęła się z odrazą, ale wkrótce bez słowa powoli ruszyła z dzieckiem do bramy.

      Policjant jeszcze chwilę zerkał na zamykające się drzwi. Nie miał zbyt długiego stażu w swoim zawodzie, ale wiele już w życiu widział. I ten mężczyzna wcale a wcale mu się nie podobał.

      Jego ojciec był policjantem. Twardym facetem i świetnym gliną. I pewnie dlatego nie mógł znieść faktu, że syn nie chciał pójść w jego ślady, choć pewnie większość chłopaków w jego wieku o tym marzyła. Jednak Robert był delikatnym chłopcem. Wolał czytać książki, niż kopać piłkę. Zawsze był nieco grubszy od rówieśników i nieco mniej sprawny, co powodowało liczne docinki. W efekcie zamykał się jeszcze bardziej w sobie. Czytał jeszcze więcej i jeszcze mniej się ruszał, zajadając smutki. Błędne koło…

      Ojciec niemal rwał włosy z głowy. Miał jedynego syna. Miał również marzenia związane z tym synem. Jego samego o marzenia nigdy nie zapytał. Nie zdążył… Mirosław Krusz zginął podczas wykonywania obowiązków służbowych tuż przed wakacjami. Robert kończył właśnie gimnazjum i miał niedługo zacząć naukę w pierwszej klasie szkoły średniej. Wraz z kolegami, których szczerze nienawidził. Ciągle słyszał za plecami ich złośliwe szepty. Zdawało mu się, że nawet ściany wołają: „Gruby, gruby”, ale jednocześnie nie potrafił tego zmienić. Przynajmniej do czasu.

      Stojąc nad świeżo usypanym grobem ojca, obiecał sobie i jemu, że to wszystko się zmieni. Że zacznie nowe życie. Takie, by ojciec był z niego dumny. Takie, by sam codziennie, patrząc wieczorem w lustro, mógł sobie powiedzieć, że zrobił wszystko, co było w jego mocy, by każdego dnia stać się lepszym człowiekiem.

      Po śmierci ojca wyprowadzili się do Miszewa Murowanego. Stamtąd pochodziła jego matka. Całkiem spora wieś z kościołem, szkołą, sklepem i – co najważniejsze – biblioteką na starej plebanii. Chodził tam tak często, jak mógł. To właśnie tam nauczył się, jak być dobrym człowiekiem. Nawet nie wiadomo, kiedy z grubego małego chłopca wyrósł na wysokiego i potężnego mężczyznę. Teraz nikt nie ośmieliłby się mu dokuczać.

      Po skończonej warszawskiej szkole policyjnej Robert wrócił na stare śmieci, wprowadzając się do mieszkania, które wcześniej zajmował z rodzicami. Najpierw pracował w centrum handlowym, jako ochroniarz, a potem został dzielnicowym. Po jego starych kolegach nie było śladu. Może i dobrze? Nie chciał weryfikować na nowo dawnych znajomości.

      Gorliwie wypełniał złożoną nad grobem ojca obietnicę. Wierzył w to, że uda mu się pomóc światu stać się lepszym. Wszystko jest możliwe, jeżeli poświęca się temu wystarczająco dużo energii.

      8

      Adam Czyżykiewicz siedział w swoim gabinecie na ostatnim piętrze centrum handlowego i wpatrywał się w monitory. Było ich tam kilkadziesiąt. Kilka rzędów, jeden nad drugim. Każdy pokazywał coś innego. A w święta było na co popatrzeć. Przez każdy sklep przewijały się tłumy ludzi, którzy uznali chyba, że wkrótce na pewno nadejdzie jakiś kataklizm i umrą śmiercią głodową albo zamarzną na kość, bo nie będą mieli co na grzbiet włożyć. Byli to tak bardzo różni ludzie. I biedni, i bogaci. Pełen przegląd społeczeństwa, które we wspólnym szale przedświątecznych zakupów zyskiwało zaskakującą równość. Niektórzy pospiesznie wrzucali do koszyków to, co im się spodobało, inni z uwagą czytali etykiety. Jedni pchali przed sobą w supermarkecie koszyki po brzegi wypchane wiktuałami, drudzy musieli ograniczyć się do niezbędnego minimum. Mężczyźni z telefonami przy uchu czekali na instrukcje żon, co mają kupić. Kobiety natomiast, przemierzając kolejne sklepiki, jak w amoku mruczały pod nosem, komu jeszcze muszą sprawić prezent.

      Tak, przed świętami zawsze było tłoczno i gwarno. Choć każdy dysponował innym budżetem i miał swoją wizję tego, jak powinno wyglądać idealne Boże Narodzenie, wszystkich zgromadzonych w centrum handlowym łączyło przekonanie, że oto zbliżają się jedne z najbardziej wyczekiwanych dni w roku.

      Adam zastanawiał się, jak będzie spędzał Wigilię. Pewnie tak samo, jak pozostałe trzysta sześćdziesiąt cztery dni w roku. Przed wielkimi monitorami w swoim biurze, dzięki którym mógł obserwować świat po swojemu. Tak jak lubił, bez żadnych interakcji.

      Od kilku dni mężczyzna niecierpliwie czekał do godziny siedemnastej, kiedy to w sklepie zjawiała się ładna młoda kobieta z na oko pięcio-, sześcioletnią dziewczynką. Przychodziły codziennie od tygodnia. Tylko jednego popołudnia ich nie było. Dziewczynka, podskakując radośnie, brała największy wózek, a potem z mamą za rękę szły do półek z zabawkami. Rozglądały się, uśmiechały, najwyraźniej dyskutowały zawzięcie, zastanawiając się, którą włożyć do koszyka. Mężczyzna żałował, że tylko je widzi, a nie słyszy, bo mogłoby to być również bardzo interesujące. Zżerała go ciekawość, o czym rozmawiają.

      Adam nie mógł oderwać od nich wzroku, bo za każdym razem zachowywały się w ten sam, dosyć specyficzny sposób. Pakowały cały wózek zabawek, czasami dokładając też jakieś kosmetyki. Chodziły pół godziny po sklepie i wyglądały przy tym, jakby doskonale się bawiły. Potem dziewczynka siadała grzecznie na ławce, a kobieta odkładała wszystko na swoje miejsce.

      Na początku Adam chciał interweniować. Nie podobały mu się te durne sklepowe zabawy. Albo się kupuje, albo nie. Kiedy jednak nazajutrz sytuacja się powtórzyła, nieoczekiwanie poczuł się dziwnie zaintrygowany. Coś nie dawało mu spokoju. Dziecko w niczym nie przypominało nieznośnych bachorów, które obserwował często na swoich monitorach. Kobieta była nad wyraz kulturalna, schludnie ubrana. Na dodatek wszystko odkładała dokładnie w to samo miejsce, niekiedy nawet poprawiając ustawienie innych produktów na półkach.

      Oglądanie tego wszystkiego było lepsze niż serial na Netfliksie. Zupełnie nie wiedział czemu. Faktem było jednak, że z niecierpliwością czekał na kobietę z dziewczynką każdego dnia i każdego dnia coraz bardziej go interesowało, o co w tym wszystkim chodzi. Im dłużej je podglądał, tym mniej rozumiał, po jaką cholerę one to robiły.

      ROZDZIAŁ 2

      Witajcie o poranku! Za oknami naszego radiowego studia jeszcze ciemna noc, ale słońce dzisiaj wstanie o siódmej czterdzieści jeden, a zajdzie o piętnastej dwadzieścia trzy.

      Dzień trwa siedem godzin i czterdzieści dwie minuty i jest krótszy od najdłuższego o dziewięć godzin i cztery minuty.

      Wczoraj w Lublinie urodziły się pięcioraczki, szczęśliwym rodzicom gratulujemy i ze swojej strony mamy propozycję imion! Co powiecie na imiona naszych dzisiejszych solenizantów?

      Imieniny dzisiaj obchodzą: Abraham, Anastazy, Beniamin, Bernard, Bogumiła, Dariusz, Eleonora, Grzegorz, Kazimiera, Mścigniew, Nemezjusz, Nemezy, Protazja i Tymoteusz.

      Od świąt Bożego Narodzenia dzieli nas tylko pięć dni!

      1

Скачать книгу