Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi - B.V. Larson страница 17

Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi - B.V. Larson

Скачать книгу

było dziwne, bo Mia dzieliła ze mną kajutę. Byliśmy w związku od lat. Służyła na moim okręcie i dzieliła ze mną łoże, a ja nigdy nie miałem jej dość.

      A jednak nie była do końca człowiekiem. Była rebelianckim Kherem typu kociego. Byliśmy biologicznie kompatybilni, ale pod względem psychologicznym nie nadawaliśmy do końca na tych samych falach.

      – Mia? – zapytałem. – Co ty tu robisz?

      – Pilnuję swojego samca.

      – Yy…

      – Spotkasz się z komandor Lang­ston?

      – Z kim? Co…? Znowu jesteś zazdrosna?

      Mia pochodziła z planety Ral, miejsca niezbyt przyjaznego samicom jej gatunku. Samic było znacznie więcej, przez co ich partnerzy cieszyli się złą sławą skrajnie niewiernych.

      – Czuwałam, kiedy spałeś – powiedziała.

      – Czemu?

      – Jeśli ona tu przyjdzie, zobaczę to. Tak samo, jeśli ty wymkniesz się do niej. Po to wyszedłeś?

      Patrzyła na mnie wyczekująco swoimi szeroko otwartymi oczami.

      – Nie, dziewczyno – powiedziałem, z uśmiechem kręcąc głową. – Odpuść sobie, dobra? Jak dotąd cię nie zdradziłem, a przecież jesteśmy razem od lat.

      – I to mnie martwi. Tak długo się udawało, ale czy kiedyś nie skończy mi się szczęście?

      – Czemu tak cię martwi Lang­ston?

      – Widziałam jej zainteresowanie. Widziałam, jak okazałeś jej względy, dając jej dowodzenie. Mnie nigdy nie zostawiłeś mostka. A ją posadziłeś w swoim fotelu już pierwszego dnia.

      – Aha – mruknąłem, drapiąc się po karku.

      Ominąłem ją i ruszyłem na mostek, który znajdował się zaledwie kilkadziesiąt kroków od kajuty kapitańskiej. Mia podążyła za mną.

      – Słuchaj – powiedziałem. – Fex chce się z nami połączyć. Pilna sprawa. Czy to nie może zaczekać?

      – Zmieniłam zdanie – rzuciła nagle.

      Zmarszczyłem czoło i odwróciłem się.

      – W jakiej sprawie?

      Skrzyżowała ręce na piersi. Na jej twarzy malował się wyraz determinacji. Uniosła wysoko brodę.

      – Ona nie może być twoją drugą dziewczyną. Na Ziemi przywykłam do specjalnego traktowania. Chcę być z tobą sama w łóżku.

      – Yy… no dobra, załatwione. Ale pod jednym warunkiem.

      Zrobiła wielkie oczy.

      – Jakim?

      – Że następnym razie będziesz ze mną w łóżku, zamiast sterczeć pod drzwiami jak doberman.

      – Co to jest doberman?

      – Coś, czym nie chcesz być.

      Popatrzyła z namysłem, a potem mnie pocałowała.

      – Dobrze. Poskromię swój gniew, nawet jeśli będziesz ją faworyzował i flirtował z nią przy ludziach. Ale pamiętaj, nie wolno ci jej zapraszać do naszego łóżka.

      – Załapałem – przytaknąłem zmęczonym głosem.

      Po kilku sekundach pocałunków znowu poczułem swędzenie. Sym naglił.

      – Chodźmy – powiedziałem, ruszając truchtem na mostek – mamy bajzel do ogarnięcia.

      – W jaki sposób?

      – Pewnie w taki, że zrobimy z niego większy bajzel.

      Weszliśmy na mostek, a wtedy wszyscy spojrzeli na nas ze zdziwieniem. Stanowiska były obsadzone ludźmi z nocnej zmiany. Widziałem kilka znajomych twarzy, jak choćby Changa. Innych w ogóle nie kojarzyłem.

      – Kapitanie – odezwał się Hagen, ustępując mi fotel dowódcy – przydałaby mi się przerwa, ale pana nie było od…

      – Proszę zaczekać jeszcze minutkę – powiedziałem. – Chcę odebrać transmisję na mostku. Fex musi widzieć mnie u władzy, a nie pod prysznicem.

      – Aha, rozumiem. Stanę u pańskiego boku.

      – Chang? – zawołałem. – Ustaw kamery na tryb szerokokątny, dobrze? A obraz Fexa daj na centralną konsolę.

      Popiersie Fexa ukazało się pośrodku mostka, powiększone tak bardzo, że facet wydawał się trzykrotnie większy niż w rzeczywistości. Efekt robił niepokojące wrażenie.

      – Fex, stary druhu! – powiedziałem przyjacielskim tonem. – Co mogę zrobić dla towarzysza broni, który u mojego boku walczył z Imperium na śmierć i życie?

      Fex nie odezwał się od razu. Z wyglądu przypominał małpę, ale oczy miał ruchliwe i bardzo inteligentne. Jak na naczelnego, był wysoki i żylasty, cały pokryty krótką, ciemną sierścią. Kojarzył mi się z wychudzonym yeti.

      – Kapitanie Blake – powiedział wreszcie – czemu uparcie mnie prowokujesz? Niczego się nie nauczyłeś od czasu, gdy ostatnio odwiedziłem Ziemię?

      Fex miał na myśli swoją kampanię mającą na celu podporządkowanie sobie ludzkości – kampanię, która zakończyła się jego druzgoczącą porażką. Wykorzystując podstępne sztuczki, pomoc Ursahn i raczkującą jeszcze ziemską flotę, zdołaliśmy go odeprzeć.

      Roześmiałem się serdecznie.

      – Daj spokój, Fex. To twoje okręty Quoków uciekły przed nami. To raczej ty powinieneś się czegoś nauczyć.

      Zapadła cisza. Znajdowaliśmy się ładnych parę jednostek astronomicznych od siebie. Należało liczyć się z opóźnieniem, nawet pomimo usprawnionego sprzętu łącznościowego, który pozwalał ominąć ograniczenia fal radiowych pełznących wolno jak ślimaki, czyli z prędkością światła.

      Fex skrzywił się.

      – Obelgi? Po pierwsze, uszkadzasz bezbronne statki, tchórzliwie unikając mojego zaproszenia do otwartej bitwy. Ignorujesz też moje wezwanie do poddania się. A zamiast tego masz do zaoferowania tylko obelgi i podstępy.

      W tym momencie spochmurniałem i dałem Changowi znak, żeby zawiesił transmisję. Natychmiast wykonał polecenie.

      – Czy kapitan Urgh słucha tej rozmowy? – zapytałem.

      Chang zlustrował swoje wyświetlacze, a potem kiwnął głową.

      – Myślę, że tak. Fex transmituje wszystko na otwartym kanale.

Скачать книгу