Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi - B.V. Larson страница 13
– Na tak krótkim dystansie?
– Owszem. Usprawniliśmy napęd, ale to nie jest czarodziejska różdżka. Nadal mamy… problemy z celnością.
Teraz to ja się rozgniewałem.
– Słuchaj, doktorku, rozumiem twoje obawy, ale nie mamy wyboru. Albo zaskoczymy te holowniki, albo Fex przejmie układ. Terrapinianie będą musieli się poddać.
Abrams zrobił dwa szybkie kroki i stanął tuż przy mnie.
– Czy w ostatecznym rozrachunku to byłaby wielka strata?
– Tak, byłaby – odparłem z irytacją – bo jedną szybką akcją możemy ich ocalić i dodać do listy naszych sojuszników. A Ziemi potrzeba sprzymierzeńców.
– Ależ, kapitanie…
– Wyznacz kurs, Abrams. Masz godzinę.
– A co, jeśli zboczymy z kursu?
– To tylko parę jednostek astronomicznych, człowieku!
– To bez znaczenia. Dysponujemy bardzo ograniczoną wiedzą o dużych, nieruchomych studniach grawitacyjnych w tej części Galaktyki. Komputer musi rozpoznać naszą pozycję, śledzić ją i sprowadzić nas z powrotem w praktycznie tym samym miejscu w skali kosmicznej. Skok na bliski dystans jest trudniejszy, a nie łatwiejszy!
Przynajmniej raz zrozumiałem jego techniczne wyjaśnienia.
Jako że nasza metoda podróży nadświetlnej opierała się na wlatywaniu do tunelu czasoprzestrzennego i wykorzystywaniu studni grawitacyjnych do nawigacji, wyobrażałem sobie, że dłuższy skok faktycznie może być łatwiejszy od krótkiego.
– Więc mówisz, że nasze przyrządy potrzebują czasu na pomiar przebytego dystansu?
– Ach! – wykrzyknął Abrams, a jego twarz rozjaśniła się. – Niebiosa się otworzyły! Ptaki się rozśpiewały! Ten uśpiony organ w twojej czaszce wreszcie zaczął pracować!
Zignorowałem tę obelgę. Z Abramsem nie da się współpracować, nie mając grubej skóry. Na szczęście potrafiłem skupić się na innych rzeczach niż jego wstrętna osobowość.
Przez chwilę głowiłem się nad rozwiązaniem tej zagadki.
– A co powiesz na to? – zapytałem. – Gdybyśmy szybko wyskoczyli do innego układu, a potem zaraz wrócili? W ten sposób przebędziemy wystarczająco duży dystans, a komputer powinien bez problemu rozróżnić koordynaty.
Abrams pokręcił głową tak szybko, że omal nie opluł mnie kropelkami śliny.
– Nie, nie, nie! Dwa skoki? Na nieprzetestowanym sprzęcie? To samobójstwo!
Spojrzałem na niego uważnie spod zmrużonych powiek.
– Nieprzetestowanym? Co wyście tu wyprawiali? Grzebiecie przy moim statku od iluś miesięcy i wcale nie jest lepszy niż na początku?
– „Diabeł Morski” jest najszybszym i najbardziej precyzyjnym okrętem w naszej flocie… teoretycznie. Ale może już zapomniałeś, że kazano nam wylecieć w pośpiechu. Nie miałem czasu odpowiednio sprawdzić nowego napędu.
– Więc przy każdym jego użyciu istnieje zagrożenie, że coś pójdzie nie tak?
– Tak – przyznał.
– Jak duże?
Abrams wzruszył ramionami, strzelając oczami na boki.
– Trudno powiedzieć. Ale na pewno jeden skok byłby bezpieczniejszy od dwóch.
Nabrałem powietrza, a potem je wypuściłem.
– Przekonałeś mnie. Zrobimy to jednym skokiem.
– Co? Nie, nie, Blake, nie to miałem na myśli. Chodziło mi o pojedynczy skok, który wykonamy, kiedy ta wojskowa przygoda się skończy. Przecież kiedyś trzeba wrócić do domu.
– Zgadza się. Ale najpierw trzeba wykonać misję. Czy ci się to podoba, czy nie, ocalimy Terrapin, Abrams. Jeśli masz problemy techniczne, najlepiej, żebyś skupił się na naprawie kluczowych systemów, jak choćby silników. Później może nie być okazji.
Przez chwilę ignorowałem jego sapnięcia i protesty. Miałem gdzieś, co mówi, a zresztą i tak przestałem go słuchać.
– Doktorze – powiedziałem, kiedy trochę ochłonął – pora działać. Albo zginiemy, albo nie… ale w każdym razie nie będziemy dłużej siedzieć z założonymi rękami. A teraz zadbaj o to, żeby się udało. Rób, co musisz.
Pokiwał głową, robiąc taką minę, jakby się pochorował.
10
Po kilku godzinach zrezygnowany Abrams dał sygnał, że skończył. Napęd nadświetlny był tak gotowy, jak tylko mógł być.
W tym czasie dowiedziałem się kilku rzeczy, które bynajmniej mnie nie uspokoiły. Do tej pory byłem przekonany, że Abrams zainstalował nowy, znacznie lepszy silnik generujący wyrwy czasoprzestrzenne. A jeśli nie, to przynajmniej przebudował albo w inny sposób usprawnił stary.
Nic bardziej mylnego. System korzystał dokładnie z tego samego sprzętu, który tak bardzo dał nam w kość, gdy mieliśmy do czynienia z Fexem mniej więcej rok temu. O ile mogłem się zorientować, jedyna zmiana sprowadzała się do dużej aktualizacji oprogramowania.
– Łatka systemowa? – zapytał Dalton oburzonym głosem. – Jak w smartfonie? Taka, co truje dupę, żeby ją zainstalować, a jak już się zgodzę, może mi popsuć telefon?
– Właśnie taka – powiedziałem. – Miejmy nadzieję, że umiejętności programistyczne Abramsa się polepszyły.
Obsada mostka pomarudziła i wróciła na stanowiska. Przynajmniej teraz otaczało mnie więcej znajomych twarzy. Hagen nadal rozstawiał wszystkich po kątach, choć parę godzin temu kazałem mu zrobić sobie przerwę. Przecież będzie musiał przejąć nocną zmianę, kiedy pójdę spać. Mimo wszystko nie wyszedł, a ja go nie zmusiłem. Obaj wiedzieliśmy, że najbliższy skok może być naszym ostatnim. Jeśli napęd nawali… cóż, nie będzie miało znaczenia, czy jest Hagen jest wyspany, czy nie.
Do obsady mostka dołączyli Samson, Dalton i Mia. Byli moimi najbardziej zaufanymi ludźmi, a w takim momencie chciałem mieć pod ręką najlepszych z najlepszych.
Odwracając dziób okrętu od centralnej gwiazdy, daliśmy znać Urghowi. Nadał sygnał, że przyjął wiadomość, choć nie popiera pomysłu. Wiedziałem, że nadal marzyła mu się donkiszotowska szarża na oblężoną planetę. Trudno. Ja wolałem zrobić coś użytecznego.
– Abrams – nadałem przez syma – aktywuj napęd nadświetlny.
– Uruchamiam generatory… Spodziewajcie się zaburzeń grawitacji.
Zmarszczyłem