Pogrzebani. Jeffery Deaver
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pogrzebani - Jeffery Deaver страница 6
– Sachs! Pokaż, co masz! – zawołał, zanim jeszcze pojawiła się w drzwiach.
Stanęła w łukowym wejściu do salonu, przywitała wszystkich skinieniem głowy, następnie przekazała plastikową skrzynkę z torebkami na dowody w ręce Coopera, który odstawił zabezpieczone ślady na bok. Był już w pełnym rynsztunku laboratoryjnym – miał ochraniacze na butach, rękawiczki, czepek i osłonę twarzy, chroniącą zarówno technika, jak i badane dowody.
Cooper rozłożył torebki na stołach laboratoryjnych znajdujących się w oddzielnej części pokoju, z dala od reszty obecnych, którzy mieli na sobie zwykłe ubranie, ustawionych blisko siebie, by nie dopuścić do zanieczyszczenia śladów.
Plony były skromne. Rhyme wiedział o tym, ponieważ „był” na miejscu zdarzenia z Sachs, obserwując oględziny przez łącze wideo, kiedy robiła obchód po siatce. Zabezpieczyła tylko stryczek, parę śladów z miejsca, w którym dokonano uprowadzenia, oraz odcisk buta i bieżnika opony.
Teoretycznie jednak nawet najdrobniejsza ilość znalezionej substancji może prowadzić do drzwi sprawcy.
– No i co? – spytał Sellitto. – Co powiedziała mała?
– Zamieniłabym Morgynn – tak ma na imię ta dziewczynka – na dwie jej matki – odparła Sachs. – Kiedyś będzie politykiem. Może policjantką. Chciała potrzymać mój pistolet. W każdym razie sprawcą był mocno zbudowany biały mężczyzna z długimi, ciemnymi włosami i brodą, w ciemnym roboczym ubraniu i ciemnej czapce bejsbolowej z szerokim daszkiem. Trochę wyższy ode mnie. W tym samym wieku, co jej trener tenisa, pan Billings, który, jak sprawdziłam, ma trzydzieści jeden lat. Nie wiedziała, jakiej marki był samochód, tyle że to nie była tesla, którą jeździ jej ojciec i wszystkim się tym chwali. Morgynn nie zauważyła żadnych znaków szczególnych, ale facet miał niebieskie rękawiczki.
– Cholera – mruknął Rhyme. – Coś jeszcze?
– Nie, ale to był dopiero początek. Jej matka, Claire, zapytała, czy ja albo ktoś z moich znajomych policjantów chciałby sobie dorobić jako kelner czy kelnerka na przyjęciu, które wydaje dzisiaj wieczorem.
– Ile płaci? – zainteresował się Sellitto.
Rhyme nie był w nastroju do żartów.
– Najpierw stryczek. Ślady linii papilarnych? – zapytał.
Cooper zbadał pętlę w komorze cyjanoakrylowej, by ujawnić niewidoczne odciski palców.
– Parę fragmentarycznych – rzekł. – Do niczego.
– Z czego to jest zrobione? – zapytał Dellray.
– Właśnie sprawdzam. – Cooper uważnie obejrzał materiał pod mikroskopem ustawionym na niewielkie powiększenie. Po chwili zajrzał do bazy danych. – Mogę wrzucić do chromatografu, ale to na pewno proteiny – kolagen, keratyna i fibroina. Moim zdaniem jelito, prawdopodobnie katgut.
Sellitto zmarszczył nos.
– Obrzydlistwo.
– Spreparowane – wyjaśnił Cooper. – Włókno z baranich albo kozich jelit.
– Mimo wszystko obrzydliwe – upierał się detektyw.
Technik sprawdził w internecie.
– Katgutu używano do szwów chirurgicznych – ciągnął. – A dzisiaj głównie do wytwarzania strun instrumentów muzycznych. Wprawdzie częściej stosuje się stal i materiały syntetyczne, ale… – wzruszył ramionami – …struny jelitowe również. Można je znaleźć w setce sklepów, sal koncertowych albo szkół w okolicy. Długość wskazuje, że prawdopodobnie pochodzi z wiolonczeli.
– A pętla? – spytał Dellray. – Powinna mieć chyba trzynaście zwojów, nie? Pechowa trzynastka.
Rhyme odrobinę znał się na instrumentach muzycznych, nie znał się na katgucie, ale wiedział co nieco o wieszaniu. Zadanie stryczka nie polegało na zaciśnięciu się jak ruchomy węzeł i zadławieniu skazańca. Śmierć następowała na skutek złamania karku, które owszem, prowadziło do uduszenia, ale nie za sprawą ściśnięcia gardła, lecz przerwania dopływu sygnałów z mózgu do płuc. Szeroki węzeł, umieszczony fachowo za lewym uchem skazańca, przerywał kręgosłup trochę wyżej od miejsca, w którym belka złamała kręgi szyjne Rhyme’a.
– Niektóre mają trzynaście zwojów. Większość katów używała ośmiu – wyjaśnił Rhyme w odpowiedzi na pytanie Dellraya. – Też były skuteczne. Dobra, co jeszcze?
Sachs za pomocą żelatynowej folii traseologicznej i urządzenia do ujawniania śladów metodą elektrostatyczną zabezpieczyła odbitki podeszew butów, prawdopodobnie pozostawione przez sprawcę w miejscach, w których według relacji dziewczynki mężczyzna stał i chodził.
Cooper zajrzał do bazy danych.
– Trampek Converse Cons – powiedział. – Numer dziesięć i pół.
Naturalnie, bardzo popularne buty. Na podstawie samego śladu podeszwy ustalenie konkretnego punktu sprzedaży było niemożliwe. Rhyme wiedział o tym, ponieważ to on stworzył i wciąż pomagał uzupełniać bazę danych obuwia na potrzeby nowojorskiej policji.
Próba zabezpieczenia śladów opon natomiast okazała się bezowocna. Tą samą trasą co sedan porywacza przejechało wiele innych pojazdów, zacierając charakterystyczne ślady bieżnika.
– Trzeba będzie zapytać – rzekł Rhyme. – Co jeszcze dziecko miało do powiedzenia?
Sachs opisała przebieg porwania.
– Kaptur na głowę ofiary. I facet zwiotczał? – spytał Sellitto. – Zaczął się dusić?
– Za szybko – zauważył Rhyme. – Może został odurzony. Na przykład chloroformem – to klasyczny sposób. Albo miksturą domowej roboty.
– Jakiego koloru był ten kaptur? – zapytał Cooper.
– Ciemny.
– Jest włókno – oznajmił technik, patrząc na notatkę przy torebce na dowody. – Bawełna. Amelio, zebrałaś to tuż obok miejsca, w którym zostawił stryczek.
Rhyme spojrzał na monitor z obrazem kłaczka bawełny. Musiał podjąć decyzję. Nietknięte włókno mogło mieć istotną wartość dowodową. Powiedzmy, że znaleźliby u podejrzanego kaptur; gdyby udało się przypisać do niego to włókno (nie byłoby mowy o stuprocentowej identyfikacji, która dotyczy tylko śladów daktyloskopijnych i DNA), podejrzany mógłby zostać powiązany z przestępstwem.
Byłoby to korzystne dla prokuratora przedstawiającego przed sądem materiały dowodowe. Ale włókno w swojej obecnej postaci nie przybliżało ich w żaden sposób do odpowiedzi na pytania, kim jest sprawca, gdzie mieszka i gdzie pracuje. Bawełna była cudownie chłonnym materiałem i ten jej maleńki skrawek mógł kryć cenne wskazówki. Kłopot w tym, że jedynym sposobem ich poznania było zbadanie próbki w chromatografie gazowym, urządzeniu, które izolowało i identyfikowało substancje chemiczne. Analiza wymagała natomiast zniszczenia włókna.
– Spal