Pogrzebani. Jeffery Deaver
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pogrzebani - Jeffery Deaver страница 7
– Zanotujmy na tablicy – zarządził Rhyme.
Sachs przysunęła bliżej białą tablicę i wzięła marker.
– Jak go nazwiemy?
Nieznanemu sprawcy często dawano kryptonim od miesiąca i dnia zdarzenia. Według tej zasady podejrzany powinien zostać mianowany NS 920, dwudziesty września.
Zanim jednak podjęli decyzję o przydomku, Cooper drgnął i spojrzał na ekran komputera chromatografu ze spektrometrem.
– Aha. Miałeś rację, Lincoln. Włókno, przypuszczalnie z kaptura, ma ślady chloroformu. I olanzapiny.
– Prochy nasenne? – spytał Dellray. – Usypiacz dla porywaczy?
Cooper stukał w klawiaturę.
– Generyczny lek przeciwpsychotyczny. Mocna rzecz.
– Z apteczki sprawcy? Czy ofiary? – zastanawiał się Sellitto.
– Człowiek, który zajmuje się kupowaniem czasu w mediach, i psychoza to niezbyt szczęśliwe połączenie – powiedział Rhyme. – Stawiałbym na porywacza.
Cooper wziął próbki ziemi z torebki opatrzonej opisem „Z pobliża butów NS”.
– Też wrzucę do pieca. – Podszedł do chromatografu.
Zadzwonił telefon Dellraya i długi palec agenta stuknął w przycisk ODBIERZ.
– Tak?… Nie… Rzucimy okiem.
– Mój dobry znajomy agent specjalny z Des Moines to bardzo pilny chłopczyk – poinformował obecnych. – Kiedy przeczytał nasze info w NCIC, odebrał telefon od kobiety. Widziała, jak jej synek ogląda YouVid, kojarzycie? Taki serwis wideo? Obrzydlistwa. Filmik na żywo z uduszenia jakiegoś faceta pętlą. Powinniśmy obejrzeć.
Sachs podeszła do laptopa podłączonego grubym kablem HDMI do dużego monitora pod ścianą. Wpisała adres i otworzyła stronę.
Klip przedstawiał mężczyznę w ciemnym pomieszczeniu. Miał zawiązane oczy, ale to mogła być twarz Roberta Ellisa, choć trudno było mieć pewność. Przechylał głowę na bok, ponieważ zadzierzgnięta na jego szyi pętla pociągała ją w górę. Stał na drewnianej skrzyni o wymiarach około pół na pół metra, z nogami skrępowanymi w kostkach taśmą izolacyjną i rękami związanymi albo sklejonymi za plecami.
Makabrycznej scenie towarzyszyła równie koszmarna ścieżka dźwiękowa. Nagrany urywek świszczącego ludzkiego dyszenia był akcentem metrycznym melodii granej na organach czy elektronicznym keyboardzie. Popularnego utworu Nad pięknym modrym Dunajem.
Metrum walca można było liczyć jako wdech, dwa, trzy, wdech, dwa, trzy.
– Chryste – mruknął Sellitto.
Jak długo człowiek może tak stać, zastanawiał się Rhyme, zanim nogi odmówią mu posłuszeństwa albo zemdleje i osunie się na ziemię, a pętla zaciśnie się mu na szyi? Jeśli upadnie z małej wysokości, wtedy stryczek nie złamie mu karku jak w tradycyjnej egzekucji, a mężczyzna będzie dusił się w powolnych męczarniach.
Muzyka stopniowo zwalniała tempo, tak jak rzężenie konającego, nadal zestrojone w idealnym rytmie z coraz wolniejszą melodią.
Obraz mężczyzny także zaczął zanikać, pogrążając się w ciemności.
Pod koniec trzyminutowego filmiku muzyka i rozpaczliwe dyszenie umilkły, a kadr zalała czerń.
Na ekranie pojawiły się ciemnoczerwone litery, układające się w słowo, które przez swoją zwyczajność nabrało niewyobrażalnie okrutnej wymowy.
© Kompozytor
ROZDZIAŁ 5
Rodney?
Lincoln Rhyme rozmawiał z ich człowiekiem z wydziału do walki z cyberprzestępczością nowojorskiej policji. Z komendy głównej w centrum, One Police Plaza.
Rodney Szarnek był wybitnie zdolnym ekscentrykiem (komputerowiec, to chyba wszystko tłumaczy), ale prócz tego uwielbiał najokropniejszy heavymetalowy łomot z najgorszych koszmarów, jakie można sobie wyobrazić.
– Rodney, błagam, wyłącz to! – krzyknął do telefonu Rhyme.
– Oj, przepraszam.
Muzyka przycichła, ale nie umilkła.
– Rodney, jest ze mną sporo osób. Mówisz przez głośnik. Nie ma czasu na prezentacje.
– Cześć wszyst…
– Mamy porwanie, sprawca zmontował pułapkę i ofierze zostało niewiele życia.
Muzyka nagle się urwała.
– Mów.
– Amelia wysłała ci link do filmu na YouVid. Z ofiarą.
– Jeszcze jest na stronie? – zapytał detektyw.
– O ile nam wiadomo. Dlaczego pytasz?
– Jeżeli ktoś zamieszcza drastyczny klip – z prawdziwą przemocą, nie udawaną – YouVid pewnie go wykasuje. Jeżeli dostaną skargi albo wyłapie go algorytm, a ich wideopolicja uzna, że narusza regulamin serwisu, wyrzucą. Niech ktoś to ściągnie i zapisze.
– Nasi spece już działają – odezwał się Dellray. – Załatwione.
– Cześć, Fred. – W głośniku zapadła cisza. – Dobra, mam… – odezwał się Szarnek po chwili. – Rany. Już ponad dwadzieścia tysięcy odsłon. I masa polubień. Chory jest ten świat. Chodzi o faceta porwanego parę godzin temu? Czytałem komunikat.
– Tak sądzimy – powiedziała Sachs.
– Hej, Amelia. I chcecie wiedzieć, skąd wysłano ten klip. Mam nadzieję, że facet jeszcze żyje. Dobra. Wysłałem materiał i pilną prośbę do biura. Zadzwonią do sędziego, który błyskawicznie zatwierdzi nakaz. Kwestia kilku minut. Miałem już do czynienia z YouVid. Mają siedzibę w Stanach, i to w New Jersey, dzięki Bogu, więc będą współpracować. Gdyby serwer był za granicą, pewnie w ogóle by się nie odezwali. Dam wam znać, jak tylko zacznę go namierzać.
Kiedy się rozłączyli, Rhyme zwrócił się do Sachs:
– Zajmij się tablicą. Co dotąd mamy? – Ruchem głowy wskazał na białą tablicę. Sachs chwyciła pisak i zaczęła notować.
Rhyme tymczasem odwrócił się w stronę komputera, by jeszcze raz obejrzeć wideo. Obraz na ekranie się zmienił. Wyświetlił się na nim czerwony napis wielkimi literami.
MATERIAŁ ZOSTAŁ USUNIĘTY Z POWODU NARUSZENIA REGULAMINU SERWISU.
Po chwili jednak film przesłali mejlem