Grzech. Nina Majewska-Brown

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Grzech - Nina Majewska-Brown страница 17

Grzech - Nina Majewska-Brown Kryminał

Скачать книгу

A ciebie to o co jeszcze pytali ci telewizyjni?

      – O nic takiego. Czy ktoś nowy nie pojawił się we wsi, czy są jakieś zatargi…

      – No to chyba o tym przystojnym Włochu im nie mówiłaś?

      – Mamo, przecież tu co rusz są nowi letnicy, nie tylko ten Włoch. Zaraz koniec czerwca, sezon nad jeziorem będzie w pełni i pełno nowych ludzi.

      – Niby tak, ale szkoda by było tego Włocha, jakby go zamknęli.

      – Bo śliczny i cacany, to nic złego nie może zrobić, a jak zrobi, to trzeba wybaczyć?

      – No, nie, ale szkoda chłopaka. A czy on jeszcze za tą dziewuchą się ugania?

      – Przestań.

      Teresa postanowiła, że jeszcze z dziesięć minut posiedzi i odpocznie, a potem ruszy do domu. Po cichu liczyła na to, że spotka którąś z sąsiadek. Jednak po kolejnych piętnastu minutach siedzenia obok pracującego na pełnych obrotach wentylatora jej ciało nie miało pomysłu na podjęcie jakiegokolwiek wysiłku związanego z przechadzaniem się po wsi. Tym bardziej że do sklepu raz po raz ktoś wchodził i podczas robienia zakupów wypytywał, co się wydarzyło, albo dzielił się własnymi podejrzeniami.

      Teresa czuła, że to jest jej dzień. Wygodnie rozsiadła się za ladą i podczas gdy Laura uwijała się, pakując do siatek warzywa i bułki, krojąc wędliny i przyjmując pieniądze, i snuła własne, mocno podkoloryzowane kryminalne podejrzenia. W końcu jednak zabrała się z sąsiadem do domu.

      Późnym popołudniem zaklejone drzwi i okna urosły do rozmiarów całkowitego zdemolowania parafialnego kościoła i przylegającej doń plebanii, noszącego przy okazji znamiona napadu na księdza, najprawdopodobniej ze zbrodniczym motywem. Na okolicę padł nieudawany strach. Trzaskały zamykane okiennice i plastikowe rolety, spuszczone z łańcuchów psy cieszyły się niespodziewaną wolnością, obszczekując podwórka.

      Reaktywowała działalność zawieszona tydzień temu straż obywatelska i średniowiecznym zwyczajem wołając: „idzie się”, obchodziła wieś, czyli krążyła w tę i z powrotem po dwóch krzyżujących się nieopodal kapliczki wiejskich drogach.

      Laurze też udzielił się strach, wychodząc więc ze sklepu, poprosiła Józka, by towarzyszył jej przy zamykaniu nieszczęsnej starej kraty. Wsiadła do wysłużonego fiata i czujnie rozglądając się po okolicy, dojechała do domu.

      Tym razem nie czekała na nią zimna jajecznica, bo nawet jej nie chciało się Teresie przygotować. Za to ze stołowego dobiegały głośne dźwięki programu informacyjnego, który najwyraźniej oglądali rodzice.

      – Laura, to ty?

      – Tak, wróciłam.

      – Zrób sobie kanapkę.

      – Dobrze, chcecie też?

      – A w sumie możesz nam zrobić.

      Już miała ruszyć w kierunku kuchni, gdy Teresa zaczęła wrzeszczeć:

      – Laura, szybko, chodź prędko!

      Jak zwykle oczami wyobraźni Laura ujrzała nieszczęście w postaci wylewu albo zawału, więc już po sekundzie wpadła do pokoju, gdzie zastała wychylonych w fotelach rodziców.

      – Patrz! Jesteś w telewizji.

      Prasuję stertę kuchennych ścierek i jednym okiem obserwuję migotliwy ekran telewizora, na którym przesuwają się kolejne ilustracje nieistotnych wiadomości. Prognozowany dużo wcześniej wybuch wulkanu, który sparaliżował lotniska w połowie Europy, udaremniony przemyt narkotyków, kolejne idiotyczne pomysły polityków, wypadek w fabryce lakierów i… nagle z głośników dobiega mój własny głos wygłaszający kwestie, których nigdy nie mówiłam.

      Zamieram z żelazkiem w dłoni i oniemiała wpatruję się w dziewczynę na ekranie, w swoją młodszą o dwadzieścia lat twarz. Kasztanowe włosy luźno opadają na ramiona, duże brązowe oczy w gąszczu ciemnych rzęs i wąskie usta. Twarz pozbawiona makijażu wygląda na zmęczoną. Wrażenie to potęguje czarny nijaki sweter, podkreślający szczupłe ramiona. Sięgam po pilota, by podgłośnić, i w tym momencie parzę dłoń o gorącą stopę żelazka.

      – Auć!

      Z telewizora płynie pozbawiony emocji, rzeczowy głos dziewczyny.

      – Nie, takie rzeczy nigdy się tu nie działy.

      – A czy w okolicy pojawił się ktoś nowy, podejrzany?

      – Mieszkamy nad jeziorem i w sezonie letnim zawsze przyjeżdżają turyści, ale nie zauważyłam nikogo podejrzanego.

      – Jak mieszkańcy reagują na to, co się wydarzyło?

      – Zaczynamy się trochę obawiać o swoje bezpieczeństwo. Ludzie zamykają domy, przyglądają się sobie wzajemnie. Nie jest to miłe uczucie. Mam nadzieję, że policja szybko ujmie sprawców.

      Na dole pojawia się mleczny pasek z literami układającymi się w imię i nazwisko dziewczyny – Laura Żytko, Koniuszki. Nie mogę cofnąć wiadomości ani ich zatrzymać, a ponieważ panicznie się boję, że utracę tak długo poszukiwany trop, rzucam się w kierunku stołu, by na ostatniej stronie czasopisma zapisać dane. Przy okazji zahaczam nogą o zwisający kabel i zrzucam żelazko na podłogę. Woda z różowego pojemniczka zalewa wykładzinę, a ja mam tylko nadzieję, że żelazko jest całe. Wyszarpuję wtyczkę z gniazdka i siadam na podłodze wpatrzona w nagryzmolone pospiesznie słowa. Laura Żytko.

      Choć jest to mało prawdopodobne i zbyt banalne, rodzą się w mojej głowie nadzieje, że może tym razem naprawdę trafiłam na upragniony ślad córki. Świat jest ponoć pełen sobowtórów i każdy ma swojego gdzieś tam, ale narasta we mnie elektryzujące przekonanie, że może tym razem tak nie jest. Zaczyna kiełkować irracjonalne przeczucie, że wyczuwam więzy krwi, że właśnie zobaczyłam na ekranie Zosię. Moją Zosię. Moją małą dziewczynkę. Nie mogę się mylić. To podobieństwo, ten głos, gesty – to nie przypadek. Telewizja dokonała cudu, który przez lata nie udał się ani mnie, ani wynajętemu przed laty detektywowi.

      Serce łomocze mi tak mocno, że intensywną pracę mięśnia widać przez cienką bluzkę. Robi mi się gorąco, a na głowie zaciska się obręcz emocji. Strzelam sobie mentalnym plaskaczem w twarz i nakazuję umysłowi się uspokoić. Gdyby życie obfitowało w takie zbiegi okoliczności, ludzkość byłaby w zupełnie innym miejscu. Rozum krzyczy i ze współczuciem klepie mnie po głowie, natomiast emocje kręcą piruety w powietrzu i wwiercają bolesną śrubę w splot słoneczny. Dwóch rzeczy jestem pewna: że zachowuję się jak idiotka i że cokolwiek miałoby się wydarzyć, muszę to sprawdzić.

      Dopadam do laptopa i w wyszukiwarkę wrzucam hasło: wiadomości. Oczywiście na żadnym z portali nie odnajduję twarzy Laury, za to dowiaduję się sporo na temat wsi, o której istnieniu jeszcze kilka minut temu nie miałam pojęcia. Malowniczo położona nad jeziorem gwarantuje cudowny wypoczynek wśród lasów i pól, obiecuje ciszę i kojący kontakt z naturą. Regionalne jedzenie w okolicznych restauracyjkach i, jako że słynie z hodowli kóz i owiec, degustację serów i innych maślanek.

Скачать книгу