.
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу - страница 14
Co to ma znaczyć?!
– Możesz sprecyzować?
– Nie przeginaj!
– Nie wiem, o co ci chodzi, ale jak powiesz, po co dzwonisz, być może zdołam się do tego ustosunkować.
– Czy tobie naprawdę odbiło?
– Nie.
– Nie przerywaj mi! Co to ma znaczyć? Wyrzucasz nasze dziecko z domu?
– Nikogo nie wyrzucam, samo postanowiło zamieszkać z tobą.
– Jak to sobie wyobrażasz?
– Szczęśliwie nie muszę sobie nic wyobrażać w tej kwestii. – Nawet mnie nie uprzedziłaś.
– To była nagła sytuacja.
Jestem pewna, że nie chce znać szczegółów dotyczących tego, jak bardzo nagła.
– Nie interesują mnie wasze kłótnie. To twoja córka i masz się nią zająć.
– Jak wcześniej wspomniałeś, to nasze dziecko, więc będzie sprawiedliwie i dobrze dla jej rozwoju, jeśli tyle samo czasu spędzi z ojcem co z matką. Ze mną mieszkała pięć lat, więc teraz czas na ciebie.
– Ale ja nie mam warunków! Nicola jest mała i potrzebuje dużo przestrzeni!
– I?
– Co i? Chyba sama rozumiesz.
– Niby co?
– No, że ja nie mam warunków! Poza tym jak ona wygląda?!
– Wygląda tak, jak jej na to pozwoliłeś.
– Na nic takiego nie wyrażałem zgody!
– Nie utwierdzałeś jej przypadkiem w przekonaniu, że jej ciało to jej sprawa?
– Ale nie w kwestii różowych włosów.
– To teraz ją przekonaj do słonecznego blondu!
– Nie stać mnie na dwoje dzieciaków w domu!
– Wyobraź sobie, że mnie, od czasu, jak przestałeś płacić alimenty, nie stać nawet na jedno! Swoją drogą mogłeś wcześniej skalkulować koszt kochanki i zainwestować w prezerwatywy. Cześć, muszę kończyć.
Zaskakuję samą siebie spokojem i brakiem wyrzutów sumienia. Chyba po raz pierwszy w życiu nie czuję się winna, tylko pokonana.
Takie rozmowy sprawiają, że z coraz większą tęsknotą myślę o największej tajemnicy mojej młodości. Miała na imię Zosia i takie malutkie czerwone rączki. Gdy mi ją pokazali, wcale nie płakała. Przebierała nóżkami i czekała, aż ją przytulę… Ale nawet na to mi nie pozwolili. Zabrali ją zaraz po porodzie. Matka mówiła, że tak będzie lepiej. Dla niej z pewnością. Wywieziona i zamknięta w mieszkaniu stryjenki we Wrocławiu nie zwracałam niczyjej uwagi. Ludzie: rodzina, sąsiedzi, znajomi, nie plotkowali, bo nie mieli o czym. Zniknęłam na całe wakacje, a we wrześniu trochę pulchniejsza wróciłam do szkoły. Nikt się niczego nie domyślał. Rodzice uchronili się przed największym złem w ich życiu, czyli niepochlebną opinią innych na ich temat. Nie musieli się tłumaczyć, wyjaśniać, że to młodzieńczy wybryk na prywatce. Frywolne, pozbawione zabezpieczeń, za to pełne optymizmu i naiwności, że po pierwszym stosunku nie zachodzi się w ciążę, wejście w dorosły świat. W ich przekonaniu był to dopust boży, na który nie zasłużyli, w opinii ówczesnego proboszcza – ciężki grzech. Choć mam poczucie, że gdzieś tam głęboko w sobie dusili pretensję do mnie. O co? Że chodziłam na taniec, choć zapisali mnie na zajęcia przykościelnego chóru.
Błagałam ich, by Zosia z nami została. Przecież mieliśmy duży dom, ogród. Tak bardzo chciałam ją mieć. Czułam jej ruchy, widziałam, jak naciskany piąstką porusza się mój brzuch. Słyszałam jej pierwszy płacz i potem… te oczy i ta cisza. Tak jakby wiedziała, co się stanie. Jakby błagała mnie, swoją mamę, żeby jej nie oddawać… A ja nie mogłam zrobić nic. Miałam szesnaście lat i nic nie mogłam zrobić!
Uznali, że będzie lepiej, jeśli odbiorą mi ją od razu. Myśleli, że nie będę tęsknić? Rozmyślać? Pamiętam, jak bolały mnie piersi, jak źle się czułam. Pamiętam pustkę i pastylki, które miały wykasować z mojej pamięci dziewięć miesięcy. Dziewięć miesięcy cudu, który się we mnie stawał.
Myśli i wspomnienia o małej Zosi powracają do mnie z coraz większą siłą, burząc spokój i wywołując coraz to nowe fale wyrzutów sumienia. Aż trudno uwierzyć, że ten noworodek, którego obraz tak boleśnie wrył mi się w pamięć, ma teraz dwadzieścia sześć lat. Nieraz usiłowałam dowiedzieć się czegoś o niej. Gdzie mieszka, jak się nazywa. Przyglądałam się dzieciom na ulicy, usiłując w ich rysach odnaleźć małą. Rodzice nigdy nie chcieli rozmawiać na ten temat. Zawsze go ucinali, nim wypłynął na dobre. Zachowywali się tak, jakby moja ciąża nigdy się nie wydarzyła. Jakby Zosi nie było.
Nie wiem, czy Zosia to Zosia, czy ktoś zmienił jej imię. Znając moją matkę, z pewnością zmieniła je już w szpitalu, by skutecznie zatrzeć wszelkie ślady. Patrząc na Monikę, coraz częściej się zastanawiam, jak wygląda Zosia, gdzie jest i co robi. Czy są choć trochę podobne? Rośnie we mnie przeczucie, że jest zupełnie inna niż moja młodsza córka. Ułożona, rozsądna, kulturalna. Pewnie założyła rodzinę i ma własne dzieci. Być może dowodzi to mojej nieudolności, że poszukuję ideału w dziecku, w którego wychowaniu nie miałam najmniejszego udziału, lecz tak naprawdę bardziej skupiam się na tęsknocie, która zaczyna towarzyszyć mi nieustannie. Narasta we mnie pragnienie odnalezienia jej za wszelką cenę. Chcę ją tylko zobaczyć, przekonać się, że jej życie jakoś się ułożyło, że jest szczęśliwa.
Zaglądam do pokoju Moniki, który, choć to niewiarygodne, prezentuje się jeszcze gorzej niż wczoraj. Zamykam drzwi i opieram się o futrynę. W zasadzie i tak straciłam kontrolę nad wszystkim, więc nie ma żadnego znaczenia, co teraz zrobię. Idę do kuchni, nalewam do szklanki sok pomarańczowy, bezmyślnie śledzę pojawiające się na powierzchni bąbelki i sięgam po pastylkę na sen. Przyglądam się sprasowanemu białemu proszkowi, pociętemu wyraźnymi liniami na trzy części, i podejmuję odważną decyzję – połykam całą tabletkę. Docieram do sypialni, zrzucam ciuchy i w samej bieliźnie, za to w pełnym makijażu, wsuwam się pod kołdrę… Wykrochmalona powłoczka przyjemnie chłodzi policzek, a głośno tykający zegar wprawia ciało w rezonans. Sen nadchodzi szybciej, niż zdążę zastanowić się nad tym, co się wydarzyło.
Niespodziewanie dzwonek telefonu przenosi mnie z górskiej wyprawy prosto na czwarte piętro bloku pozbawionego wygód i horyzontów. Macam w pościeli w poszukiwaniu aparatu i wreszcie wygrzebuję go spod zmiętej kołdry.
– Halo.
– A ty co? Śpisz?
Jak zwykle wylewne powitanie z Pawłem nie nastraja radośnie do reszty popołudnia.
– Nie wolno?
– To dlatego pozbyłaś się dzieciaka?