Grzech. Nina Majewska-Brown

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Grzech - Nina Majewska-Brown страница 15

Grzech - Nina Majewska-Brown Kryminał

Скачать книгу

Jestem.

      – Przecież on jest starszy ode mnie!

      – I?

      – Co i?

      – W czym problem? Może w nim odnajdzie uczucia, którymi powinien obdarzyć ją ojciec.

      – Ty naprawdę upadłaś na głowę. Co małolata robi z takim staruchem?

      – A co taki staruch robi z małolatą?

      – Nie rozumiem…

      – O tobie mówię.

      – To zupełnie coś innego.

      – A mnie się wydaje wręcz odwrotnie. Dokładnie to samo!

      – Wiesz, że ona nawet nie zabrała ze sobą podręczników?

      – A po co?

      – Jak to po co?

      – Przecież za tydzień są wakacje.

      – No właśnie! Za tydzień!

      – Gdybyś choć trochę się nią interesował, tobyś wiedział, że już od tygodnia mają wystawione oceny…

      – Zdała?

      – Ledwo, ale tak.

      – To co ona będzie robiła całymi dniami?

      – Nie mam pojęcia, coś wymyślisz. Przecież zawsze byłeś taki kreatywny. Wpadłeś na to, że można mieć dwie kobiety, to i zajęcia dla nastolatki jakoś ogarniesz. Cześć.

      Klik i choć już go nie słyszę, w mojej głowie pulsuje zasłyszana informacja. Czy to możliwe, że Monika rzeczywiście spotyka się ze starszym gościem, a ja niczego nie zauważyłam? Jestem przerażona. Co teraz?

      Aśka, zaraz po ojcu, była najprawdopodobniej najlepiej poinformowaną osobą we wsi, a może i w całej gminie. Epatując nie do końca zwerbalizowaną wiedzą i nierzadko pozostawiając słuchaczy w zawieszeniu, dawała wszem i wobec do zrozumienia, że wie więcej niż przeciętny mieszkaniec Koniuszek. Dumnie zadzierała natapirowaną głowę, co rusz zarzucając doczepianymi lokami.

      Samozwańczo okrzyknęła się lokalną celebrytką, a naiwna miejscowa społeczność, żądna coraz to nowych ploteczek i ciekawostek płynących z jej odętych ust, z entuzjazmem na to przystała.

      Zawsze na wysokich obcasach wyzywających kolorem, zdobieniami lub fasonem butów, bez względu na porę roku w nieprzyzwoicie krótkiej spódniczce i z przyklejoną do ucha komórką paradowała pośród sąsiadów. Co rusz chwaliła się nowym chłopakiem w coraz to bardziej sportowym samochodzie, ze szczególnym upodobaniem do kabrioletów, z których na całą okolicę płynęła ogłuszająca tandetna muzyka.

      Kobiety jej nienawidziły, widząc w atrakcyjnej, zarozumiałej dwudziestolatce skrzyżowanie lafiryndy z prostaczką, natomiast mężczyźni, bez względu na wiek i posiadane hektary, wprost nie mogli oderwać od niej wzroku.

      Niestety Aśka była świadoma wrażenia, jakie wywołuje, i tym chętniej panoszyła się w lokalnej społeczności, przesiadując po chałupach od Koniuszek do Wsiowa. Mimo niskiego wzrostu marzyła o karierze modelki, no, może fotomodelki, rozpoznawalnej twarzy i tłumie wielbicieli.

      Tymczasem, skończywszy dwuletni kurs kosmetyczny, zabijała czas plotkami, zakupami i pouczaniem wszystkich wokół, nie chcąc zauważyć, że nikogo nie interesują jej złote, lecz bezużyteczne porady.

      Dziś miała swój dzień.

      Przez przypadek znalazła się w centrum największego od miesięcy zamieszania w Koniuszkach. Nie dość, że przesłuchiwała ją policja, to jeszcze udzieliła wywiadu do najprawdziwszej telewizji.

      – Podobno była pani na miejscu zdarzenia.

      – Jak by to powiedzieć… tak.

      – Proszę opowiedzieć, co się stało.

      – Jak by to powiedzieć… rano razem z matką, no bo ojciec jest SOŁTYSEM i nie ma czasu, zajmuje się tyloma ważnymi sprawami, na przykład tymi kotami, co to je zabili, no normalnie rządzi tutaj…

      – Ale co się wydarzyło o poranku?

      – Jak by to powiedzieć… no więc poszłyśmy z matką do kościoła, a tam wszystko pozamykane. Najpierw myślałyśmy, że ksiądz zaspał, więc poszłyśmy do niego do domu, to znaczy na plebanię.

      – Tak, i co się okazało? Ksiądz faktycznie zaspał?

      – A gdzie tam! Jak by to powiedzieć… proboszcz już chodził po domu cały zdenerwowany, da pani wiarę? Ktoś klejem pozaklejał wszystkie okna i drzwi. Kropelką jakąś czy czymś. No mówię pani, ruszyć się nie dało.

      – Tak?

      – No to poleciałam po Maćka od Wójcików, bo on stolarz, to myśleliśmy, że coś poradzi.

      – I pomógł?

      – Jak by to powiedzieć… tak jakby, bo trzeba było okno od ogrodu wybić, no mówię pani, co to się narobiło. Ludziska spod kościoła przyszli, bo i kościół zamknięty. A potem się okazało, że w kościele też wszystko poklejone. Da pani wiarę?

      – Wszystko? Co pani ma na myśli?

      – Jak by to powiedzieć… drzwi sklejone z futryną. Zamki klejem zalane, a jakby tego było mało, wejście do zakrystii też zaklejone.

      – Czy mieszkańcy kogoś podejrzewają? Ksiądz miał jakichś wrogów?

      – Jak by to powiedzieć… trudno stwierdzić. Proboszcz to niby dobry człowiek, ale co niektórzy to do kościoła chodzić nie chcą, to może kto z nich? A wie pani, że jak by to powiedzieć… to te drzwi i okna to nie wszystko, bo jak Maciej od Wójcików drzwi wyważył, to na ołtarzu wszystko było sklejone. Świeczniki z obrusem, a i ta, no… Biblia też posklejane kartki miała, nawet otworzyć się jej nie dało.

      – A co mieszkańcy na to wszystko?

      – Jak by to powiedzieć… no, martwią się. Bo to nie wiadomo, co komu do głowy przyjdzie. Żeby to już nawet proboszcza nachodzić? I jeszcze te koty pomordowane.

      – Jakie koty?

      – Jak to, nie słyszała pani? No zabite koty, co to pod moim domem znaleźli. Mojego ulubionego Puszka.

      – To bardzo interesujące. Co dokładnie się stało? Ma pani jakichś wrogów?

      – Jak by to powiedzieć… no, we wsi to mnie albo podziwiają, albo nie lubią.

      – A to dlaczego?

      – No, niech pani na mnie spojrzy…

      Zdziwiona

Скачать книгу