Grzech. Nina Majewska-Brown

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Grzech - Nina Majewska-Brown страница 4

Grzech - Nina Majewska-Brown Kryminał

Скачать книгу

wpatruję się w pytania i pięć odpowiedzi, z których powinnam wybrać tę najlepiej opisującą moją osobowość.

      5. Na ważnym spotkaniu biznesowym nielubianej koleżance rozpiął się rozporek:

      a) nie zwracasz na to uwagi …… 1

      b) głośno zwracasz uwagę koleżance …… 2

      c) w duchu cieszysz się, że to nie ciebie spotkało …… 3

      d) na migi pokazujesz, w czym problem …… 4

      e) dyskretnie podchodzisz i cicho zwracasz jej uwagę …… 5

      Co za bezsens.

      8. Sprzedawczyni w sklepie jest niemiła i ostentacyjnie nie ma ochoty cię obsłużyć:

      a) głośno domagasz się swoich praw i robisz awanturę …… 1

      b) głośno życzysz sobie rozmowy z przełożonym …… 2

      c) głośno komentujesz zachowanie sprzedawczyni i wciągasz innych w dyskusję …… 3

      d) zachowujesz się równie niemiło jak ona …… 4

      e) wychodzisz, zakupy zrobisz w innym sklepie …… 5

      Chryste, kto układa te psychotesty? I jak można wierzyć w uzyskany wynik? Podciągam nogi, siadam po turecku i właśnie gdy mam chwycić filiżankę, dostrzegam grube czasopismo otwarte na artykule, którego autor każe mi zastanowić się nad tym, czy jestem szczęśliwa. Sięgam po nie, ale nim zacznę czytać, przymykam oczy i zastanawiam się, czy jestem.

      W tej chwili zdecydowanie szczęście mnie nie rozpiera, jestem zła, wkurzona i z pewnością nie mam dobrego nastroju.

      Nim się orientuję, mój wzrok prześlizguje się po kolejnych zdaniach mówiących o tym, że szczęście mamy w głowie, że tylko od nas zależy, czy potrafimy je dostrzec, że każdy może być szczęśliwy, i takie tam. Teoretycznie to wszystko prawda, tylko nie bardzo wiem, jak mam odnaleźć ukojenie w miejscu, w którym się znalazłam. Brudnym, zapuszczonym mieszkaniu, córce, dla której przestałam być ważna, no, może poza coraz częstszymi momentami, gdy prosi o pieniądze.

      Mam czterdzieści dwa lata, jedno dziecko, jednego męża, który odszedł pięć lat temu, zapomniawszy się ze mną rozwieść, do rudej Klaudii mieszkającej dwie klatki dalej i teraz jestem zmuszona ich widywać pochylonych nad czerwonym wózkiem. Jedno niewielkie mieszkanie, za to dwa etaty, żeby je utrzymać. Jedno zdrowie, które ostatnio nie chce ze mną współpracować, i jeden samochód, który niemal pamięta rok narodzin mojej córki. I jeszcze jedną tajemnicę, której nie mogę nikomu wyjawić, a która coraz częściej spędza mi sen z powiek i zajmuje myśli.

      Mam też w sobie niekończące się pokłady niepewności, co wydarzy się jutro, czy nie stracę pracy, czy wystarczy nam do pierwszego i czy dam sobie z tym wszystkim radę. Upijam łyk letniego już naparu i przebiegam wzrokiem kolejny akapit o tym, że powinnam mieć plan, określić, co sprawia, że jestem szczęśliwa, gdzie chciałabym znaleźć się za rok albo pięć lat, zająć się sobą i nie pozwolić, by inni mnie tłamsili. Że ja też jestem ważna i mam swoje prawa.

      Zanim ustosunkuję się do tych śmiałych teorii, dzwoni domofon i muszę podejść do drzwi. Przy okazji miesięcznik zsuwa się z kanapy i z głośnym plaśnięciem spada na podłogę, zamykając się i ukrywając treść artykułu.

      Wciskam srebrny prostokącik i mówię:

      – Słucham?

      – To ja.

      Ja okazuje się moją córką, która jak zwykle zapomniała klucza albo zwyczajnie nie miała ochoty grzebać w torebce. Słyszę głośne kroki na schodach i jeszcze głośniejszy śmiech – pewnie gada przez telefon. Jak na damę przystało… Monika zachowuje się zdecydowanie zbyt swobodnie, nie licząc się z obecnością za ścianą starszych państwa Baranowskich, schorowanej pani Daszyńskiej zajmującej kawalerkę po drugiej stronie korytarza i półrocznych bliźniaków piętro niżej, które drą się niemal bez przerwy. Przez wizjer widzę, jak zbliża się do drzwi. Nim je otworzy, na palcach w pośpiechu biegnę w stronę kanapy, sięgam po zimną herbatę i udaję zrelaksowaną… choć sama nie wiem po co.

      Monika z łoskotem zamyka drzwi, rzuca w przestrzeń „cześć” i nie zdejmując butów, usiłuje zniknąć w swoim pokoju.

      – Monika!

      Zamiast miłego „słucham?”, jak przystało na damę, słyszę wymamrotane pod nosem „kurwa”.

      – No? – Nadąsana pojawia się w drzwiach i opiera o sosnową białą futrynę.

      Spoglądam na nią i w lekkim oszołomieniu nie mogę oderwać wzroku. Gdzieś zniknęły blond loki, a na ich miejscu pojawiły się różowe strąki natapirowane we wszystkie możliwe strony świata, sprawiając, że moje dziecko wygląda jak gigantyczna wata cukrowa nadziana na czarny patyk wąskiej, długiej do ziemi sukienki.

      – Jezu, coś ty zrobiła?

      – A co, nie podoba się? Jak zwykle. Nigdy nie możesz powiedzieć nic pozytywnego, tylko stale masz jakieś pretensje.

      – Wolałabym wiedzieć o twoich planach związanych z wizerunkiem i móc je omówić.

      – I tak byś się nie zgodziła.

      – No właśnie.

      – Widzisz? Sama sobie odpowiedziałaś. Ojcu się podoba.

      – Pokazałaś mu się w takim stanie?

      – To nie żaden stan! Nie rozumiesz? Spytałam go, a on powiedział, że moje ciało to moja sprawa!

      Co się z nami stało, że rozmawiamy jak obcy, niekoniecznie życzliwie do siebie nastawieni ludzie? Chciałabym ją przytulić, pogłaskać, ale jakaś nieznana siła powstrzymuje mnie od wykonania jakiegokolwiek gestu. Obłęd. Podejrzewam, w zasadzie mam nadzieję, że Monika odczuwa podobną potrzebę, i tylko, podobnie jak mnie, coś nie pozwala jej przekroczyć granicy.

      Nie potrafię dotrzeć do sedna problemu, nie dostrzegam momentu, od którego zaczęły się psuć nasze relacje. Monia nie zmieniła szkoły ani towarzystwa, w naszym życiu też nie zaszły żadne większe zmiany, no, może poza odejściem Pawła, a jednak coś się stało. Coś, czego nie potrafię nazwać i z czym nie umiem podjąć walki.

      – Usiądź, proszę.

      – Po co?

      – Chciałam z tobą porozmawiać.

      – O czym?

      Monika nawet najmniejszym gestem nie zdradza jakichkolwiek emocji. Stoi wklejona w futrynę i patrzy na mnie jak na głupią. Z jej oczu wyczytuję lekceważenie i niechęć, by wykonać krok w moją stronę.

      – Usiądź, to się przekonasz.

      – Nie możesz mnie zmusić.

      –

Скачать книгу