Perwersyjny bogacz. Kuszący duet. Tom 1. Laurelin Paige
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Perwersyjny bogacz. Kuszący duet. Tom 1 - Laurelin Paige страница 8
Rzeczywiście tego pragnęłam. Nie tylko samej pracy, ale też Westona. Faceta, który był czarujący i seksowny. I nie był Donovanem.
Uścisnęłam dłoń przyjaciółki.
– Masz rację.
Wyglądała na zaskoczoną tym, że wygrała bitwę tak łatwo.
– A w której sprawie?
– W każdej. Poza tą, że ja jestem ważniejsza od naszej przyjaźni. – Przełknęłam gulę, która nagle zablokowała mi gardło. – Co do reszty masz rację.
– No jasne, że mam, do cholery. – Ashley uderzyła dłonią w stół – ta taktyka miała odwrócić moją uwagę od jej wypełniających się łzami oczu. – A teraz weź telefon, zadzwoń do tego faceta i powiedz mu „tak”, zanim ja to zrobię.
Gdy tylko podjęłam decyzję, wiedziałam, że postąpiłam słusznie. Ogarnęło mnie przyjemne uczucie, jak gdybym okryła się swoim ulubionym kocem w zimową noc. Zbyt dużo czasu poświęciłam, tęskniąc za życiem, które było mi przeznaczone – nadeszła pora, by pójść i je wziąć.
A może Weston w przyszłości stanie się kimś więcej niż tylko moim szefem.
Ale Donovan…
Mieszkał na drugim końcu świata, ale to też była jego firma. Jego imię będzie się pojawiać na firmowych blankietach. Od teraz w ten czy inny sposób będzie obecny w moim życiu. Nie da się przed nim uciec.
Mimo to podniosłam słuchawkę i zadzwoniłam do Westona, a gdy odebrał, powiedziałam mu „tak”.
Cztery
Nie mogę uwierzyć, że będziesz mieszkać zaledwie dwie i pół godziny drogi ode mnie! – krzyknęła moja siostra po raz milionowy, odkąd powiedziałam jej o swojej przeprowadzce do Nowego Jorku. A teraz, trzy tygodnie później, w końcu wprowadziłam się do miasta, które będzie moim nowym domem.
Przytrzymałam telefon między uchem a ramieniem, żeby znaleźć w torebce kartę kredytową. Siedziałam w taksówce i szybko zbliżałam się do swojego celu, więc chciałam być gotowa, by zapłacić, kiedy już tam dotrę.
– Przygotowałam dla ciebie pokój, żebyś mogła mnie odwiedzić, gdy będziesz mieć przerwę na studiach – powiedziałam do Audrey, wciąż przeszukując torebkę. – Albo ja mogę do ciebie przyjechać. Tylko że ty nie masz dodatkowego łóżka.
– Ty będziesz zawalona nową robotą, więc ja przyjadę do ciebie. Kiedy zaczynasz?
– Oficjalnie jutro, ale właśnie jadę do biura, żeby spotkać się z Westonem, bo chce mnie oprowadzić i przedstawić pracownikom wcześniej, żebym pierwszego dnia nie była tak przytłoczona.
Mam! Położyłam kartę na kolanie i przesunęłam palcem po wytłoczonych literach swojego nazwiska. Właśnie przejeżdżaliśmy przez centrum. Byłam zdenerwowana i przerażona, odkąd przyjechałam do Nowego Jorku dwa dni temu.
Jeszcze nie widziałam się z Westonem. Nawet nie rozmawiałam z nim bezpośrednio, odkąd złożył mi ofertę. Wszystko załatwialiśmy przez maile, głównie z udziałem jego asystentki, Roxie, która pomogła mi wszystko zorganizować. Dzisiaj w końcu dowiem się, czego oczekuje ode mnie w przyszłości.
Dochodziła niemal czwarta… Czy było za wcześnie na drinka?
– Kazał ci przyjechać pod koniec dnia, co oznacza, że pewnie gdzieś chce cię później zabrać.
– Audrey… – jęknęłam. – Nie wyciągaj pochopnych wniosków.
Oczywiście, wcześniej sama na to wpadłam, ale jej entuzjazm mi nie pomagał. Siostra powinna zdusić to w zarodku, a nie wszystko wyolbrzymiać.
– Ale musisz być przygotowana – kontynuowała, nieświadoma stresu, który przez nią czułam. – Co masz na sobie? Czy to strój dzienny, który łatwo można zmienić w wieczorowy?
– Mam na sobie obcisłą sukienkę do kolan w kolorze śliwkowym. Wygląda bardzo profesjonalnie. – Miała też rozcięcie do połowy uda. – Ale tak, nada się również na wieczór.
– Świetnie! Ale się cieszę!
– To super. – Zamknęłam oczy i poczekałam, aż minie mi fala mdłości. – Bo jestem teraz kłębkiem nerwów. I nie wiem, gdzie schowałam Xanax. Poza tym musiałam upiąć włosy, bo nieustannie za nie ciągnęłam, więc teraz pewnie wyłysieję. I nie mam nic, co pomogłoby mi się uspokoić, i…
Moje lamentowanie przerwał śmiech.
– O Boże, rozśmieszasz mnie.
– Cieszę się, że ciebie to bawi.
Taksówka skręciła i od razu zatrzymała się za rogiem przy chodniku.
– To nie moja wina, że jesteś stuknięta – powiedziała siostra.
– Jeśli ja jestem stuknięta, to ty też – odparłam pospiesznie. – Dobra, jestem na miejscu, muszę lecieć.
Rozłączyłam się, nie czekając, aż się pożegna. Zapłaciłam kierowcy i wyszłam z samochodu. A potem to zobaczyłam – King-Kincaid Town Center.
Zadarłam głowę, by ocenić wysokość tego drapacza chmur. Miał sześćdziesiąt kondygnacji. Wiele firm wynajmowało przestrzeń w budynku będącego własnością King-Kincaid Financial – firmy należącej do ojców Donovana i Westona – jednak ostatnie piętra należały do Reach.
Niedługo stanę na samej górze, znajdę się tam, gdzie moje miejsce. Nawet nie potrafiłam zobaczyć ostatnich pięter, bo były tak wysoko.
W holu Town Center nie było zbyt wielu ludzi, pewnie ze względu na późną godzinę. Dlatego też z łatwością odnalazłam biuro ochrony, gdzie miałam się zarejestrować, by potem móc udać się na ostatnie piętro. Strażniczka, Afroamerykanka o imieniu Fran, zadzwoniła, by oznajmić moje przyjście.
– Okej, może pani przejść – powiedziała i pozwoliła mi dostać się do wind za nią.
– Rozmawiała pani z Westonem Kingiem?
Możliwe, że za bardzo się przejmowałam. Ale przecież byłam nową osobą w obcym miejscu i znałam w tym mieście tylko Westona.
– Nie wiem, kto to był. Jakaś kobieta z akcentem.
Roxie, pomyślałam. Oczywiście.
Jasne, że to Roxie. Asystentka Westona pochodząca z Węgier, z którą spotkałam się, gdy wjechałam na ostatnie piętro.
– Zatkały ci