Perwersyjny bogacz. Kuszący duet. Tom 1. Laurelin Paige
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Perwersyjny bogacz. Kuszący duet. Tom 1 - Laurelin Paige страница 9
– To przez tę prędkość, z którą pokonuje się wszystkie piętra. To jak latanie samolotem. Chodź tędy. – Szybko ruszyła korytarzem.
– Na tym piętrze znajdują się biura kierowników – powiedziała, gdy minęłyśmy kilka przeszklonych gabinetów. W każdym z nich znajdowały się poczekalnia, biurko dla sekretarki, a w niektórych nawet kanapa. Same gabinety były luksusowe – niektóre wielkości połowy mojego mieszkania – z oknami sięgającymi od podłogi do sufitu.
– Twój gabinet też będzie się tu znajdować – powiedziała Roxie, a ja niemal się przewróciłam. Zaśmiała się. – Od razu mówię, nie będzie taki wyszukany. Ale całkiem ładny. Lepszy niż mój. Ale pozwolę Westonowi ci go pokazać. Chciał cię oprowadzić.
Potem minęłyśmy większy gabinet; tym razem jednak szyby były lustrzane. Inteligentne szyby, zgadłam. Takie, że gdy naciska się przycisk, szyba się zmienia i osoba będąca w środku może wyglądać na zewnątrz, ale nikt z zewnątrz nie może zajrzeć do środka. To pewnie był gabinet Westona.
Zwalczyłam kolejną falę mdłości na myśl, że jestem tak blisko niego, że zaraz dowiem się, jakiego on chce związku.
– A w tym czasie – powiedziała Roxie – mam cię zabrać do pomieszczenia socjalnego, gdzie na niego poczekasz. Mówił, że spóźni się kilka minut.
Doszłyśmy na koniec korytarza i weszłyśmy po czterech stopniach. Po przejściu dwuskrzydłowych drzwi ujrzałam kolejną przestrzeń z lustrami – czy inteligentnymi szybami – zamiast ścian. Podążyłam za asystentką do ogromnego pokoju z nowoczesnymi turkusowymi sofami, czarnymi otomanami i najbardziej zapierającym dech w piersiach widokiem na miasto, jaki w życiu widziałam.
– To tutaj zabawiasz nowych klientów? – zapytałam, patrząc na szafkę z alkoholami i stolik z ekspresem do kawy. W pomieszczeniu znajdował się też pokaźny aneks kuchenny i płaski telewizor przymocowany do jednej ze szklanych ścian.
– I nowych pracowników – odparła Roxie z uśmiechem. – W ciągu następnych dni będziemy się często widywać. Umówię cię z działem HR, załatwię ci kartę pracowniczą, sekretarkę i wszystko, co będzie ci potrzebne, zanim zaczniesz pracę nad projektami w następnym tygodniu. Ale dzisiaj po prostu ciesz się widokiem. Pan King niedługo przyjdzie.
Podziękowałam jej i obiecałam, że każę Westonowi pokazać mi później jej biurko przed wyjściem, żebym wiedziała, gdzie mam jej rano szukać, w razie gdyby ona nie znalazła mnie pierwsza. Po jej zniknięciu podeszłam do okna, by spijać widoki. Town Center było na tyle wysokie, że nic nie blokowało widoku na Manhattan, Brooklyn i wszystko, co na dole.
Poczułam zachwyt, który zaczął się od ukłucia w brzuchu, a potem popłynął moimi żyłami w każdym kierunku, aż rozgrzał mi palce u stóp i rąk.
Naprawdę tu byłam.
Udało mi się.
Nie sądziłam, że tak to będzie wyglądać, ale ostatecznie i tak przyczynił się do tego mój czas spędzony na Harvardzie. Od zawsze wiedziałam, że znajomości są ważne w karierze, i wreszcie się tu znalazłam. Na szczycie świata, patrząc na wszystko z góry.
Nie mogłam przestać się uśmiechać.
– Niesamowite, prawda? – odezwał się za mną męski głos.
Wciąż się uśmiechając, uniosłam wzrok i zerknęłam na odbicie w szybie.
I wtedy wszystko zniknęło – świat szumiący na dole, piękny widok, ekscytacja, która przetoczyła się przez moje ciało. Wyparowało i zostało zastąpione pustą skorupą mnie i odbiciem stojącego za mną mężczyzny w doskonale skrojonym garniturze.
Odwróciłam się w jego stronę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a nogi niemal się pode mną ugięły.
– Donovan – wychrypiałam. To cud, że w ogóle udało mi się wydobyć z siebie głos.
A chciałam powiedzieć o wiele więcej. Jednak nie byłam na to przygotowana. Było to śmieszne, bo na przestrzeni lat często rozmawiałam z nim w głowie, ćwiczyłam rozmowy, ale w tych moich scenariuszach nigdy nie pojawiał się znikąd, tak strasznie przystojny, w ciemnoszarym, trzyczęściowym garniturze, z zarostem na twarzy i powagą w piwnych oczach, pomimo zadziornego uśmiechu na ustach.
Otworzyłam buzię, by coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć głosu. Nawet nie byłam pewna, jak się oddycha.
Przerwał nasz kontakt wzrokowy i skinął głową w stronę widoku za oknem. Podszedł do mnie, mówiąc:
– Widzę, że zauważyłaś Empire.
Mimo że on skupiał się na widoku za oknem, to ja nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Zatrzymał się przy mnie. Byliśmy tak blisko, że gdybym zakaszlała, nasze ramiona by się spotkały. Napięcie wypływało z niego jak piana z kufla z piwem. Dobre napięcie. Złe napięcie. Jeśli chodzi o Donovana, to nie wiedziałam, czy była jakaś różnica.
I dlatego miałam przesrane, jeśli naprawdę tu wrócił.
Dlaczego w ogóle wrócił?
– Myślałam, że mieszkasz w Tokio.
Nie mogłam przestać się na niego gapić. Z wiekiem stał się bardziej wytworny, a jednocześnie bardziej szorstki. Włosy miał krótsze, jego loczki zniknęły, i dzięki temu wyglądał na bardziej zadbanego niż wcześniej. Zmarszczki wokół oczu stały się wyraźniejsze, a wyraz twarzy wydawał się ostrzejszy, niż zapamiętałam. Wyglądał seksowniej. Chociaż w sumie nie mógł stać się jeszcze seksowniejszy, niż był.
– Wróciłem dwa miesiące temu – powiedział beznamiętnie. – O, tam. – Nachylił się w moją stronę, ręką wskazując słynny budynek. – Widzisz go?
W dupie miałam Empire State Building. Teraz znajdowałam się na orbicie Donovana Kincaida. I nic poza nim na świecie nie istniało.
– A tam za nim widać One World Trade Center.
Wyciągnął rękę ponad moim ramieniem, by wskazać budynek, i jednocześnie uwięził mnie przy szybie, chociaż nawet mnie nie dotykał.
Boże, czułam jego wodę kolońską, ale również jego osobisty zapach – piżmową woń jego męskości, na którą moje ciało, nawet po dekadzie, reagowało wbrew woli. Moje sutki stwardniały, a w majtkach zrobiło się mokro. Działał na każdą część mnie, mimo że umysł rozpaczliwie chciał mu się oprzeć.
– A tam jest most Brooklyński. – Jego gorący oddech przesunął się po mojej szyi, ale musiałam zwalczyć dreszcz.
– Donovan… – powiedziałam, przeciągając jego imię, i urwałam, chociaż tak naprawdę chciałam powiedzieć „proszę”.
O co prosiłam? Nawet nie wiedziałam. Chciałam poczuć ulgę. Chciałam się rozpłakać, a wypowiedzenie jego imienia było jedynym, na co mogłam sobie pozwolić.
W oknie zobaczyłam, że