Antropologia pamiÄ™ci. ОтÑутÑтвует
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Antropologia pamiÄ™ci - ОтÑутÑтвует страница 13
Nie wynika to z wady wzroku. Podobnych trudności doświadcza przy zetknięciu się ze światem dźwięków. Zawołano go. Lecz skąd? Skąd dobiega głos? Tego nie wie – jego orientacja w tym, gdzie znajduje się źródło dźwięku, uległa zaburzeniu, podobnie jak orientacja wzrokowa. Sprawa jest bardziej poważna i głębsza niż problemy ze wzrokiem.
„W czasie spacerów jeszcze bardziej tracę orientację przestrzenną: gdzie się teraz znajduję? I często błądzę dwa kroki od domu. Po zranieniu zniknęła orientacja w położeniu źródeł dźwięków; i tak już pozostało… Często muszę obracać się dookoła, dopóki nie zorientuję się, skąd płyną dźwięki… Dostrzegam jeszcze jeden słaby punkt – przestałem orientować się w kierunku dźwięku, a prościej mówiąc w przestrzeni dźwiękowej. Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale tak jest – mogę domyślać się jedynie, skąd płynie dźwięk, widząc ruch ust czy też inne zewnętrzne jego objawy…”
[…]
Jakże mu trudno orientować się w otaczającym go świecie, jakie nierozwiązywalne problemy pojawiają się przed nim na każdym kroku! Problemy te pojawiły się już w szpitalu, a liczba ich znacznie wzrosła, kiedy wypisano go do domu. Przewróćmy jeszcze kilka stron dziennika. Oto żegna się ze szpitalem. Wyjeżdża do domu. Pielęgniarka odprowadza go na dworzec. Powinien jechać do Tuły. Ale jak to zrobić? Gdzie się zwrócić?
„Jak tylko odprowadzająca mnie pielęgniarka odeszła, zacząłem niespokojnie oglądać się dookoła, aby dowiedzieć się, gdzie peron, gdzie mam się przesiąść, w którą stronę jechać. Siedzę na Kurskim Dworcu w sali dla rannych. Nie przydzielono mi osoby, która miała odprowadzić mnie do domu, no, bo właściwie po co? Potrafię trochę chodzić, mówić, widzę, a poza tym miałem nadzieję, że podróż będzie prosta – wszak nieraz jeździłem koleją. Gdy jednak zobaczyłem przyjeżdżających i odjeżdżających pasażerów i pomyślałem, że zamiast jechać ciągle siedzę na dworcu, zerwałem się z ławki i z niewielką walizką w ręku zacząłem chodzić tam i z powrotem. Zastanawiałem się, dokąd mam iść i jak dowiedzieć się, do jakiego pociągu mam wsiąść. Zgłupiałem doszczętnie. Ogarnął mnie dziwny niepokój, przestałem rozumieć to, co działo się wokół mnie. W końcu domyśliłem się, że trzeba podejść do kobiety w mundurze kolejarskim, z czerwoną opaską na ręce. Próbuję wyjaśnić jej, że muszę jechać do Tuły, ale bardzo się jąkam, z trudem odnajduję potrzebne mi słowa, zagryzam ze zdenerwowania wargi. Dostrzega moje wzburzenie, orientuje się po sposobie mówienia i pyta: „Jesteś ranny?”. „Tak… w to… no, jak tam… w głowę” – kończę. Nie pyta o nic więcej, zrozumiała mnie… zaprowadziła do innej kobiety i zleciła jej wsadzenie mnie do tulskiego pociągu, jak tylko wjedzie na stację”.
Wreszcie siedzi w pociągu; pociąg dojedzie do jego miasta rodzinnego, w którym chodził do szkoły, w którym każda ulica była mu dobrze znana… Znowu jednak dzieją się dziwne rzeczy, ponownie pojawia się dziwny, obcy świat…
„W Tule wysiadłem z pociągu, aby się przesiąść. W tym celu należało dostać się na inny dworzec położony na drugim krańcu miasta. W tym czasie z jakichś względów nie kursowały tramwaje, zdecydowałem zatem, że pójdę pieszo – odległość nie była wielka, dwa lub trzy kilometry. Ale dziwna rzecz, zupełnie nie poznawałem Tuły, ani ulic, ani wiaduktów, nie pamiętałem też przystanków tramwajowych, ani w jakich kierunkach odjeżdżały tramwaje. A przecież zupełnie niedawno, tuż przed wybuchem wojny, przez trzy lata studiowałem na politechnice, aż tu nagle nie poznaję Tuły i jej ulic, nie pamiętam, jak dotrzeć do drugiego dworca. Aż śmieszne, a jednocześnie jakoś ciężko mi na duszy. Czy po zranieniu zapomniałem wszystko o Tule… dziwne, ale tak jest, do diabła! Chcę sobie przypomnieć nazwę lub położenie którejś ze znanych mi ulic Tuły, ale nic z tego nie wychodzi, zapomniałem wszystko! Idę i bez przerwy pytam, jak dojść na Dworzec Ryski, jak go znaleźć, przypadkowo spotkani przechodnie tłumaczą mi, wskazują kierunek. Wydawało mi się to zupełnie niezwykłe, zapomniałem Tułę, która przecież nie jest tak wielkim miastem. Zapomniałem też nazwę stacji końcowej. Na szczęście pielęgniarka wypisała mi kolejność stacji przesiadkowych oraz stację docelową. Przeczekałem całą dobę na stacji w Tule. Potem usłyszałem, że pociąg przejedzie przez stację węzłową, i poradzono mi, abym nim pojechał. Kiedy wsiadłem, okazało się, że nie dojadę do miejsca przeznaczenia i muszę po drodze dwukrotnie się przesiadać. Tak mi radzili ludzie – bez przerwy pytałem ich, aby nie pojechać za daleko”.
[…]
W końcu dociera do domu, do rodzinnej Kazanowki – teraz zmieniła nazwę na Kimowsk. Maleńka osada – wszystko tu rodzinne, znajome, tu wychowywał się, wyrósł. I ponownie pojawiają się te „dziwactwa przestrzeni”: wszystko stało się obce, nieznane. Jak znaleźć swoje miejsce, jak orientować się w tym dawniej swoim, a dziś utraconym miasteczku?
„Przez pierwsze dni i miesiące w żaden sposób nie mogłem przywyknąć do swojego osiedla, nie poznawałem swojego domu; kiedy oddalałem się, wszystkie domy wydawały mi się identyczne i zaczynałem obawiać się, że nie trafię do swojego domu”.
Płynął czas, mijały lata, a „dziwactwa przestrzenne” pozostały jak dawniej – nie potrafił orientować się we własnym miasteczku!
„Tak więc mijają już dwa lata, jak wróciłem do miasteczka, a dalej nie mogę zapamiętać ulic, środków lokomocji, nawet najbliższych miejsc, które często przemierzam, spacerując. Chociaż miasteczko jest tak małe, że w ciągu godziny można przejść z jednego końca na drugi, ale zbudowane jakoś dziwnie, nieskładnie, niezrozumiale, niezbyt planowo architektonicznie. Dlatego nie chodziłem nigdy dalej niż dwie lub trzy ulice i zawsze dookoła ulicy Parkowej. Do tego jeszcze szybko się męczę, wszystko zapominam i żyję w ciągłej obawie nagłych ataków, po których ciężko choruję i muszę leżeć kilka dni w łóżku. Nie odchodzę wtedy nigdy daleko od domu. Do dziś nie mogę zapamiętać najbliższych ulic, skrzyżowań, chociaż codziennie nimi spaceruję. Nie mówię już o innych ulicach, których w Kimowsku jest sporo – nic nie trzyma się pamięci od czasu zranienia!”
A po kilku latach nowe kłopoty. Rodzina przeniosła się w inne miejsce. Dwupiętrowy domek, w oddali las: wygodnie i pięknie. Jak zorientować się w nowym miejscu? Nowe trudności i ponowny wysiłek.
„Patrzę na słońce, niebo, wierzchołki drzew, widzę na własne oczy, jak kołyszą się, jakby płynęły po falach, i jeszcze bardziej się gubię, nie mogąc określić, dokąd mam iść; często błądzę i idę jeszcze dalej od osady, aż dostrzegam koniec zagajnika i rozumiem, że trzeba iść z powrotem. Przez pierwsze dni i tygodnie po przeprowadzce nie mogłem zupełnie przyzwyczaić się i zorientować, gdzie jestem. W tym czasie nie wychodziłem na krok z domu. Gdy tylko