Opiłki i okruszki. Tomasz Jastrun
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу OpiÅ‚ki i okruszki - Tomasz Jastrun страница 6
Był maj, wszystko kwitło i pachniało. Nic tylko kochać się z dziewczyną. Wyobrażał sobie, jak będzie ją rozbierał, może ona sama się rozbierze. Musi tylko wcześniej przećwiczyć wkładanie prezerwatywy, nigdy tego nie robił. Ktoś mówił, że to wcale nie jest takie proste. I że czasami prezerwatywy pękają. Krążyła plotka, że w okolicy była kioskarka, która nakłuwała kondomy igłą i tak sprzedawała. Niektórzy ludzie to mają nasrane w głowach. Niepokoiła go kwestia prezerwatywy, czuł się trochę jak przed egzaminem.
W domu postanowił na próbę założyć. Nie szło najlepiej, ale jakoś dał radę, zastanawiał się, czy można jej użyć ponownie, wyglądało na to, że nie. Pachniała gumą i była obrzydliwa.
Zbliżała się godzina, na którą byli umówieni. Sprawdził adapter i płytę z Beatlesami, pożyczył ją od Adama. Takich płyt było niewiele w Polsce, Adam miał krewnego w Londynie. Musiał złożyć przysięgę, że będzie obchodził się z nią delikatniej niż z jajkiem. Adapter był byle jaki, ale działał, położył płytę tak delikatnie, jak to możliwe, i nasunął na nią ostrożnie ramię z igłą. Serce biło silniej od tej muzyki, a świat stawał się kolorowy i pełen emocji. Muzyka z innego, lepszego świata, który był niedostępny. Dochodziła dwunasta, nie mógł sobie znaleźć miejsca, co chwila wyglądał przez okno, ale Gosi nie było, tylko gołębie chodziły po poręczy balkonu, przeganiał je, nie znosił gołębi. Nie przyjdzie, wystraszyła się, im dłużej o tym myślał, tym bardziej był tego pewien. Co chwila spoglądał na zegarek, przypomniał sobie, jak dwóch łobuzów chciało mu go zabrać. Nie pozwolił na to. Teraz też sobie poradzi. Była spóźniona całe dziesięć minut, nie tak wiele, ale ten czas był dla niego przepastny. Wyszedł na balkon. Idzie! Daleko, ale poznał, ludzi poznajemy po zarysie, po ruchu, znacznie wcześniej, zanim ujrzymy twarz. Na pewno ona. Pobiegł do łazienki i przyjrzał się sobie. Był niedogolony, przejechał w pośpiechu te miejsca maszynką, bolało, żyletka polsilver była już tępa. Spojrzał przez wizjer. Stała przed drzwiami i jakby się zastanawiała, czy zadzwonić, nie wiedziała, że patrzy, i robiła miny. Czy to są miny erotyczne, niewykluczone, pomyślał, w końcu zapukała, otworzył drzwi tak gwałtownie, że się przestraszyła.
– Cześć.
– Cześć.
Pachniała, te perfumy nie były tak ładne jak mamy, ale dobry znak, pomyślał, zrobiła to dla mnie.
– Jakie małe mieszkanie – powiedziała.
– Dwa pokoje – odparł. – Robię lekcje w kuchni.
– Ja mam swoje biurko i swój pokój, nasze mieszkanie ma trzy pokoje – powiedziała jakby z dumą.
Poczuł się gorszy, biedny, czy ona może chcieć kogoś takiego? Nastawił Beatlesów, nie znała nikogo, kto by miał tę płytę, piosenki słyszała w radiu Luksemburg, więc była pod wrażeniem. Kopertę płyty powąchała i pocałowała. Jest napalona, pomyślał. Nie wydawała mu się teraz taka brzydka, nawet całkiem ładna. Zastanawiał się, czy od razu ją pocałować, czy za chwilę, żeby tylko nie przegapić dogodnego momentu. Za wcześnie może być niedobrze, może się spłoszyć, a on wyjdzie na durnia. Można nawet dostać po łapach, albo jeszcze gorzej, w twarz. Widział takie rzeczy na filmach. Lepiej być ostrożnym i poczekać. Zrobił herbatę, rozłożyła zeszyt i książkę, podał herbatę i ciastka, kupił przezornie ciastka, w zapasie było wino, tak na wszelki wypadek, ale wina nie śmiał na razie proponować. Okropnie to wszystko zdawało się kłopotliwe, jakby nie można było od razu przejść do rzeczy. Robili na razie równania, nie mógł się skupić. Zbliżył głowę do jej głowy, włosy musnęły mu twarz, pachniała dziewczyną, ten zapach działał odurzająco, chciał wtulić twarz w jej włosy, nagle wstała i powiedziała: – Nic nie rozumiem z tej cholernej matmy. Też wstał, chciał ją przytulić, ale poszła do toalety, zastanawiał się, czy przybliża go to do celu, czy oddala? Może w tej toalecie przygotowuje się do seksu? Usłyszał, jak spuszcza wodę. Wróciła, chciał wyczytać z jej twarzy, czy jest gotowa, ale niczego nie wyczytał. Znowu wzięli się do matematyki. Sprawdził, czy prezerwatywy są na miejscu, wyczuł je palcami w kieszeni. Poczuł nagle złość na nią, że mu zawraca głowę matmą, miał co innego w głowie. Stanął za nią, pochylała się nad zeszytem, zanurzył nos w jej włosach. Znieruchomiała. Chwycił dłońmi jej szyję i zacisnął palce. Zerwała się. – Wariat, zboczeniec! – krzyknęła i rzuciła się do drzwi. Nie ruszył za nią, słuchał tylko, jak biegnie po schodach.
Uciekł tego dnia ze szkoły. Pochód mijał pomnik Kopernika. Na piersi astronoma wisiało prześcieradło z napisem namalowanym czerwoną farbą: „Żądamy prawdy i chleba”.
– Demokracja, demokracja! – krzyczał tłum. Powietrze szczypało w oczy, gaz łzawiący płynął od strony uczelni. Czuł się w tym studenckim tłumie serdecznie, swojsko, bratersko. Obok szli studenci Politechniki z transparentem „Politechnika też strajkuje”. Miał wrażenie, że stał się cud. Bunt na obrzeżach sowieckiego imperium. A wszystko zaczęło się od zakazu wystawiania Dziadów Mickiewicza. Za tymi Dziadami nie przepadał, bo męczono go nimi w szkole, powtarzał jednak w myślach słowa wieszcza: „Wszak to już mija wiek. Jak z Moskwy w Polskę nasyłają. Samych łajdaków stek”. Tak się porobiło, że utwór uderzający w Rosję Carską, stał się wrogi sowietom. Jakim jednak trzeba być durniem, by zdejmować z afisza dzieło Mickiewicza. Studenckie strajki ogarnęły całą Polskę, czegoś takiego jeszcze nie było w Polsce Ludowej, w żadnym z komunistycznych krajów. Myślał o tym, kiedy milicja zaatakowała. Wśród mundurowych byli też cywile z pałkami, ormowcy. Jeden uderzył go w plecy, miał grubą kurtkę i nie poczuł bólu, odwrócił się, ormowiec chciał go uderzyć jeszcze raz, ale zdążył chwycić go za rękę. Stali naprzeciw siebie, twarzą w twarz, i patrzyli sobie w oczy, ten człowiek miał brązowe oczy, nieco krzywy nos, czapkę z daszkiem, długi stary płaszcz, byle jaki szalik, był jego wzrostu.
– Co pan robi, nie wstyd panu?