Doczesne szczątki. Donna Leon
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Doczesne szczątki - Donna Leon страница 2
Dziewczyna popiła je szklanką soku pomarańczowego, który rzekomo także otrzymała od mężczyzny siedzącego teraz naprzeciwko komisarza. Po pewnym czasie dostała zapaści i pogotowie zabrało ją na oddział ratunkowy Ospedale Civile, gdzie określono jej stan jako krytyczny.
Antonio Ruggieri przybył punktualnie o dziesiątej i w dowód wiary w fachowość i nieposzlakowaną uczciwość policji nie sprowadził ze sobą adwokata. Nie skarżył się również na skwar i duchotę panujące w pokoju z jednym oknem, chociaż zatrzymał na moment wzrok na stojącym w kącie wentylatorze, który robił – bez powodzenia – co w jego mocy, żeby przeciwdziałać prześladowaniu ze strony rekordowo upalnego lipca.
Brunetti przeprosił za temperaturę w pokoju, wyjaśniając, że aktualna fala upałów zmusiła dowództwo komendy do wyboru między wykorzystaniem zmniejszonych dostaw energii elektrycznej do zasilania komputerów a spożytkowaniem jej w klimatyzatorach. Ruggieri był uprzejmy i powiedział tylko, że zdejmie marynarkę, jeśli komisarz pozwoli.
Brunetti, który pozostał w marynarce, dał na wstępie jasno do zrozumienia, że chodzi jedynie o nieoficjalną rozmowę mającą dostarczyć policji dodatkowych informacji o tym, co zdarzyło się na przyjęciu. Wyczuwając u tego bełkoczącego komisarza źle skrywany podziw dla pozycji jego rodziny, miejscowych znakomitości będących jej klientami i przyjaciółmi, oraz dla kręgu bogactwa i swobody, w którym Ruggieri należnie się obracał, prawnik już po chwili przybrał protekcjonalny ton wobec starszego mężczyzny.
Ponieważ funkcjonariusz siedzący obok commissario Brunettiego miał na sobie mundur, Ruggieri ignorował go, był jednak wyczulony na to, czy młodszy mężczyzna reaguje w należyty sposób na słowa starszych i lepszych od siebie. Kiedy umundurowany młodzieniec nie uszanował jego dyskretnej wyższości, prawnik przestał używać liczby mnogiej, zwracając się do policjantów.
– Jak już mówiłem, commissario – ciągnął Ruggieri – było to przyjęcie urodzinowe mojego przyjaciela. Znamy się od czasów szkolnych.
– Znał pan wiele obecnych tam osób? – zapytał Brunetti.
– Właściwie wszystkie. Większość z nas przyjaźni się od dzieciństwa.
– A tę dziewczynę? – zapytał komisarz z lekkim zmieszaniem.
– Pewnie przyszła z jednym z zaproszonych gości. Tylko tak mogła się tam dostać – odparł, po czym, chcąc dowieść, jak on i jego przyjaciele strzegą swojej prywatności, dodał: – Jeden z nas zawsze na wszelki wypadek obserwuje drzwi, żeby wiedzieć, kto przychodzi.
– W rzeczy samej – rzekł Brunetti, kiwając ze zrozumieniem głową, i w odpowiedzi na spojrzenie Ruggieriego dorzucił: – To zawsze najlepszy sposób. – Sięgnął po mikrofon, żeby przysunąć go nieco bliżej prawnika. – Wie pan może, z kim przyszła, jeśli mogę zapytać?
Ruggieri potrzebował trochę czasu na odpowiedź.
– Nie. Nie widziałem, żeby rozmawiała z kimkolwiek ze znajomych.
– Jak to się stało, że zaczął pan z nią rozmawiać? – zapytał Brunetti.
– Och, wie pan, jak to jest – odparł Ruggieri. – Wiele osób tańczyło lub stało w pobliżu. Byłem sam, obserwowałem tańczących i nim się spostrzegłem, ona stała obok i pytała, jak mam na imię.
– Znał ją pan? – zapytał komisarz w swoim najlepszym, staroświeckim stylu, nieco zdziwionym tonem.
– Nie – zaprzeczył z emfazą prawnik, po czym dodał: – A zwróciła się do mnie per ty.
Brunetti pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą i zadał kolejne pytanie:
– O czym rozmawialiście?
– Powiedziała, że nikogo nie zna i nie wie, jak dostać coś do picia – odpowiedział Ruggieri. Nie doczekawszy się żadnego komentarza ze strony Brunettiego, ciągnął: – Musiałem więc zapytać, czy mogę jej coś przynieść. Ostatecznie od czego są dżentelmeni? – Brunetti nadal milczał i prawnik pospiesznie wyjaśnił: – Pytanie, jak to możliwe, że nikogo tam nie zna, wydawało się niegrzecznością, ale rzeczywiście przeszło mi przez myśl.
– Oczywiście – zgodził się komisarz, jakby sam często znajdował się w takiej sytuacji. Przybrał skupiony wyraz twarzy i czekał.
– Chciała wódkę z sokiem pomarańczowym, a ja zapytałem, czy jest na to wystarczająco dorosła.
Brunetti wyczarował uśmiech i zapytał:
– I co powiedziała?
– Że ma osiemnaście lat, a jeżeli jej nie wierzę, to znajdzie kogoś, kto uwierzy.
Naśladując minę, którą często widział u siostry swojej babci, Brunetti wydął wargi w dyskretnym wyrazie dezaprobaty. Siedzący obok Pucetti poruszył się na krześle.
– Niezbyt grzeczna odpowiedź – zauważył półgębkiem komisarz.
Ruggieri przeczesał dłonią ciemne włosy i znużony wzruszył ramionami.
– Niestety, obecnie właśnie takich udzielają. To, że są wystarczająco dorośli, aby głosować i pić, nie znaczy, że potrafią się zachować.
Brunetti uznał za rzecz ciekawą, że Ruggieri znowu wspomniał o wieku dziewczyny.
– Mecenasie – zaczął z wyraźną niechęcią – poprosiłem, żeby pan przyszedł i z nami porozmawiał, ponieważ ponoć dał jej pan jakieś tabletki.
– Słucham? – odparł Ruggieri zdziwionym tonem, po czym uśmiechnął się swobodnie do komisarza i dodał: – Robiłem ponoć wiele rzeczy.
Odwzajemniając się nerwowym uśmiechem, Brunetti kontynuował:
– Ta dziewczyna... na pewno pan czytał... trafiła do szpitala. Carabinieri przesłuchali wiele osób i dowiedzieli się, że rozmawiał pan z jakąś dziewczyną w zielonej sukience.
– Kim były te osoby? – Głos Ruggieriego zabrzmiał ostro.
Komisarz podniósł obie ręce w wymownym geście bezsilności.
– Niestety, nie mogę panu tego wyjawić, avvocato.
– Więc ludzie mogą kłamać, a ja nie mogę nawet się przed nimi bronić?
– Jestem pewien, że przyjdzie na to czas, signore – odparł Brunetti, pozwalając, by prawnik sam pojął, kiedy ten moment mógłby nastąpić.
Ignorując odpowiedź komisarza, Ruggieri zapytał:
– Co jeszcze mówili?
Brunetti zmienił pozycję na krześle i założył nogę na nogę.
– Tego również nie mogę