Doczesne szczątki. Donna Leon
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Doczesne szczątki - Donna Leon страница 5
– Mam nadzieję, że to pana nie zaboli.
Komisarz zamknął oczy. Poczuł dłoń mężczyzny na nadgarstku, a następnie delikatne dotknięcie zimnej igły na ramieniu; potem, czekając, aż coś się stanie, w ogóle nic nie czuł. Był świadom nacisku, słyszał jakieś brzękanie, ale nie otwierał oczu i czekał.
Nagłe muśnięcie na skórze spowodowało, że otworzył oczy i zobaczył, jak mężczyzna rozwiązuje gumową rurkę. Trzy szklane fiolki krwi stały pionowo w plastikowym koszyku na tacce.
Lekarka położyła na niej kartkę, mówiąc:
– Wszystkie, Theo. I chciałabym, żeby natychmiast zrobili badanie na enzymy.
– Oczywiście, dottoressa. – Mężczyzna wziął tacę i odwrócił się.
Brunetti słuchał, jak jego kroki cichną w głębi korytarza. Co ja narobiłem? Co ja narobiłem?
– Chciałbym zadzwonić do żony – powiedział.
– Przykro mi, ale telefonini nie działają w gabinetach. Nie ma odbioru – wyjaśniła dottoressa.
Brunetti wyciągnął uwolnioną z opaski zaciskowej rękę ku brzegowi koca i zaczął go z siebie ściągać.
– Nie tak szybko, signore – powiedziała Sanmartini. – Trzeba jeszcze zrobić EKG. Zadzwonić może pan do niej potem. Pielęgniarka zawiezie pana tam, skąd będzie pan mógł zatelefonować. – I nagle, jakby wyczarowana przez słowa lekarki, pielęgniarka weszła do gabinetu i stanęła w nogach łóżka.
Lekarka cofnęła się, a siostra wypchnęła łóżko z pokoju. Zawiozła Brunettiego na drugą stronę dużego atrium przed budynkiem pogotowia, a następnie prosto na izbę przyjęć na oddziale kardiologicznym. Kiedy jednak komisarz się tam znalazł, wszystko zaczęło toczyć się wolniej. Jakieś zamieszanie z harmonogramem badań oznaczało, że musi zaczekać, aż przebadane zostaną trzy inne osoby.
Pomyślawszy o Paoli, zdenerwował się tym, że ona nie wie, co się dzieje. Spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest tuż po dwunastej – upłynie jeszcze godzina, zanim żona zacznie się o niego martwić.
W końcu jakiś lekarz wykonał EKG, a potem Brunetti został zawieziony do kolejnego pokoju, gdzie ten sam człowiek wysmarował mu pierś grubą warstwą zimnego żelu, żeby przygotować go do ultrasonografii. Powiedział, że mogą oglądać obraz na monitorze razem, lecz Brunetti nie skorzystał z propozycji.
Lekarz długo rozcierał żel na piersi komisarza, po czym zaczął przesuwać po niej końcówką aparatu. Od czasu do czasu stukał w ekran komputera, robiąc zdjęcia pod różnym kątem i cały czas milcząc. W końcu urwał długi kawałek papierowego ręcznika z wielkiej rolki i podał go Brunettiemu. Kiedy ten wytarł się do sucha, wrzucił ręcznik do dużego plastikowego kubła przy łóżku, nie będąc ani na jotę mądrzejszy niż na początku badań.
Przeciągłe „Hmmmm” stanowiło jedyny komentarz lekarza, gdy Brunetti zapytał, czy coś jest nie w porządku.
Uświadomiwszy sobie, że innej odpowiedzi nie uzyska, zadał kolejne pytanie.
– Czy teraz mogę już wrócić do domu?
Lekarz nie mógł ukryć zaskoczenia.
– Do domu?
– Tak.
– Tej decyzji podjąć nie mogę, signore. Nie jestem pańskim lekarzem prowadzącym – wyjaśnił, po czym, zerkając na ekran, dodał: – Chyba byłoby jednak rozsądniej, gdyby pan tu został trochę dłużej.
Zanim komisarz zdążył się odezwać, usłyszeli odgłosy jakiegoś zamieszania za drzwiami. Ktoś protestował podniesionym kobiecym głosem, a potem rozległ się kolejny głos, jeszcze donośniejszy. Drzwi otworzyły się nagle i w progu pojawiła się Paola.
Brunetti wsparł się na łokciu i wyciągnął ku niej drugą rękę.
– Kochanie, nie martw się. Wszystko jest w porządku – powiedział, licząc na to, że rozwieje jej obawy i ją uspokoi.
Podeszła szybko do łóżka, a on spojrzał na lekarza w nadziei, że uzyska jego wsparcie.
Paola pochyliła się i kiedy już była pewna, że jej słucha, zapytała, nieporadnie hamując gniew:
– Coś ty znowu zrobił?
Rozdział 3
Lekarz, wyraźnie zaszokowany słowami kobiety, nie mówiąc o tonie, jakim je wypowiedziała, zapytał:
– Kim pani jest?
– Żoną tego człowieka, dottore – odparła Paola głosem, któremu zdołała nadać spokojne brzmienie. – Byłabym bardzo wdzięczna, gdybym mogła spędzić z mężem kilka minut sam na sam.
Brunetti obserwował reakcję lekarza. Ten odchylił się, jakby ów dodatkowy dystans miał mu zapewnić lepszy widok na tych dwoje ludzi, po czym przechylił głowę w obie strony, a następnie zadarł ją w sposób typowy dla zaciekawionego ptaka. Wyłączył ultrasonograf i światło w pokoju przygasło. Wyszedł w milczeniu, zamykając drzwi bardzo cicho.
– Po raz pierwszy byłem świadkiem czegoś takiego – zauważył Brunetti.
– Czego? – zapytała zdenerwowana Paola.
– Tego, że ktoś wyrzucił lekarza z jego własnego gabinetu.
Usłyszał, jak Paola robi kilka głębokich wdechów. Zastanawiał się, czym przejawi się jej gniew. Powinien był wymóc na lekarce możliwość zatelefonowania, powinien był wstać i znaleźć sprawny telefon, pożyczyć go, użyć policyjnej legitymacji, żeby zarekwirować aparat z dyżurki pielęgniarek. Nie zrobił tego jednak, pogrążył się całkowicie w bierności, którą szpitale chcą wpoić pacjentom.
Paola nie odzywała się tak długo, że Brunetti zaczął się bać, iż to milczenie stanowi zapowiedź konsekwencji jego bezmyślności.
– Od kogo się dowiedziałaś? – zapytał w końcu.
Nagle Paola zasłoniła oczy prawą dłonią, a lewą podparła łokieć. Brunetti wypowiedział jej imię, ale ona odwróciła się od niego.
– Powiedz mi – rzekł, usiłując zachować spokojny ton.
Odsunął koc, zwiesił nogi i usiadł na łóżku; nagle zakręciło mu się w głowie. Przytrzymał się obiema dłońmi brzegu materaca. Zrobił dwa głębokie wdechy, opuścił stopy na posadzkę i stanął.
Paola musiała go usłyszeć, odsłoniła bowiem oczy i spojrzała na męża.
– Pucetti przyszedł na uniwersytet. Wszedł na moje zajęcia i stanął z tyłu. W mundurze. Z okropnym wyrazem twarzy.