Doczesne szczątki. Donna Leon
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Doczesne szczątki - Donna Leon страница 7
– Masz rację – przyznał. – Nie myślałem. Chciałem jedynie powstrzymać go, zanim uczyni coś gwałtownego.
– Jesteś jego szefem, Guido, nie ojcem.
– Czy zrobiłabyś to samo, żeby powstrzymać jednego ze swoich studentów przed zaprzepaszczeniem szansy na dalszą karierę? – zapytał, wiedząc, że tak naprawdę to nie jest to samo.
– Przypuszczalnie tak – odparła Paola i wstała.
Brunetti zdał sobie sprawę, że jej odpowiedź niczego nie zmienia. Zrobił to i uczyniłby to znowu. Tylko gdzie miałby znaleźć kolejnego Pucettiego?
– Więc? – zapytał.
Paola odczekała chwilę, po czym odparła:
– Rozmawialiśmy o twojej ucieczce.
– Mówisz o mnie jak o jakimś dzieciaku – zauważył z rozdrażnieniem.
– Wcale nie, Guido. Obserwowałam cię przez kilka ostatnich miesięcy i zgadzam się, że powinieneś uciec od czekania na kolejną potworną sprawę, nad którą będziesz musiał pracować.
Przez te wszystkie lata Paola nigdy nie krytykowała pracy, którą wykonywał; zawsze była zaciekawioną, oddaną żoną, słuchającą go, kiedy opisywał zamęt, jakiego był świadkiem, oraz konsekwencje przemocy, którą było podszyte ludzkie zachowanie. Słuchała jego relacji z morderstw, gwałtów, podpaleń oraz aktów przemocy i była na tyle uprzejma, że zadawała pytania na ten temat. Często też proponowała, by spojrzał na ludzi i zdarzenia od innej strony.
Ile uwagi poświęcał w zamian jej pracy, która stanowiła równie ważną część jej życia? Z zamiłowania Paoli do prozy Henry’ego Jamesa uczynił dyżurny żart i raczył przeczytać jedynie kilka jego książek. Morderstwa zawsze były dla prawdziwych mężczyzn, a książki dla dziewczyn. I teraz nie mógł już tego dłużej znieść, a ona zachęcała, żeby od tego uciekł.
– Niedawno miałem urlop – przypomniał.
– To było dwa miesiące temu i nie przypadł ci do gustu.
– Bez przerwy lało – zauważył, pamiętając, jak przez cały pobyt w Londynie, Dublinie i Edynburgu stroił fochy, narzekał na słotę oraz wstrętną kawę i nie dbał o to, że swoim nastrojem psuje humor swoim bliskim równie skutecznie jak pogoda.
– O tym możemy porozmawiać, jak wrócisz do domu – stwierdziła Paola. – Powiedzieli ci, kiedy to nastąpi?
– Nie. Dowiedziałem się tylko, że muszą przeprowadzić więcej badań – odparł beztrosko.
– Czy to znaczy, że coś odkryli? – zapytała Paola, a w jej głosie nie było nawet cienia beztroski.
Drzwi się otworzyły i do gabinetu weszła dottoressa Sanmartini.
– Dzień dobry, signora – powiedziała spokojnie. – Mogłabym prosić, żeby zostawiła mnie pani sam na sam z pacjentem?
Normalnie Paola zareagowałaby na najmniejszy sarkazm kryjący się w tych słowach, ale nie wyczuła żadnego sarkazmu, jedynie prośbę jednej uprzejmej osoby skierowaną do drugiej.
– Oczywiście, pani doktor – powiedziała i wyszła z pokoju.
– Zechciałby pan usiąść na łóżku, signor Brunetti?
Komisarz usiadł i czekał na dalszy ciąg, ciekaw, co cywil myśli o kosztach ich pracy.
Gdy lekarka zdała sobie sprawę, że pacjent nie zamierza jej prowokować ani wypytywać, ciągnęła:
– Pewnie ma pan czasem do czynienia z okropnymi ludźmi, którzy dokonali strasznych rzeczy i nie są w stanie tak tego postrzegać.
Czyżby ktoś puścił jej taśmę z nagraniem rozmowy z Ruggierim? – zastanawiał się pospiesznie komisarz.
– Z pewnością zaś widział pan skutki tego, co ludzie potrafią sobie nawzajem zrobić – dodała Sanmartini.
– Przypuszczam, że widziała pani takie same rzeczy – odparł Brunetti.
– Owszem, tyle że moja odpowiedzialność kończy się wtedy, gdy uleczę rany ofiary. Nie muszę wysłuchiwać, jak sprawca zaprzecza, że to zrobił, lub twierdzi, że miał do tego prawo.
– I sądzi pani, że to mogłoby pomóc w zdiagnozowaniu moich problemów?
Lekarka odłożyła dokumentację i skupiła całą uwagę na swoim pacjencie.
– Signor Brunetti, czy mogę mówić szczerze?
– A nie jest pani do tego zobowiązana jako mój lekarz?
Sanmartini wydała z siebie coś pomiędzy prychnięciem i śmiechem.
– Raczej tak.
– W takim razie proszę mówić szczerze.
Lekarka wskazała na kartę badań.
– Myślę, że wyniki badań zawarte w tej dokumentacji mają niewiele wspólnego z pańskim stanem.
Brunetti wzruszył ramionami i czekał na dalsze wyjaśnienia. Nie doczekawszy się ich, zapytał:
– A co ma?
– Pańska praca. Potrzeba zrobienia czegoś, gdy jest pan bezsilny.
Sanmartini spuściła wzrok, analizując albo swoją odpowiedź, albo wygląd swoich stóp. Nie podnosząc oczu, powiedziała:
– Z uwagi na ograniczenia pańskich kompetencji może pan jedynie zatrzymywać i przesłuchiwać ludzi, których uważa pan za winnych przestępstw. Nie może pan im nic zrobić i ma pan niewielkie szanse na to, by skłonić ich do zrozumienia, co uczynili. – Lekarka podniosła wzrok i popatrzyła na Brunettiego. – Właśnie dlatego powiedziałam o „potrzebie”, signore. Mówię o poczuciu powinności. Trafił pan tutaj, ponieważ uważa pan, że jest bezsilny.
– W pani ustach brzmi to jak bardzo prosta konkluzja, dottoressa – zauważył dość uprzejmie komisarz.
– Kiedy patrzę na wyniki pańskich badań, to j e s t proste – odparła lekarka. – Chciałby pan się dowiedzieć dlaczego?
– Tak.
Sanmartini podniosła kartę badań i otworzywszy ją, powiedziała:
– Spędziłam trochę czasu, oglądając te wyniki, i nie znajduję w nich żadnych oznak przebytego zawału ani widocznych problemów z sercem. Elektrokardiogram i ultrasonografia są w normie, nic też nie wskazuje na wzrost stężenia enzymów sercowych.
Brunetti uśmiechnął się z ulgą i na chwilę zamknął oczy.