Doczesne szczątki. Donna Leon
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Doczesne szczątki - Donna Leon страница 11
Brunetii, który pomyślał, że w kuchni najbardziej przydałaby mu się Paola, powstrzymał się przed wypowiedzeniem tej myśli ze strachu, że żona, słysząc coś takiego, popłacze się ze śmiechu.
– A co ty masz zamiar zrobić?
– Zostać tu, w naszym domu, z naszymi dziećmi i zajmować się swoim życiem.
– To znaczy?
– Lekturą książek, którą odkładam przez cały rok do lata, przygotowaniem zajęć na następny semestr, słuchaniem moich dzieci i rozmową z nimi, żywieniem ich, odwiedzaniem rodziców. – Uśmiechnęła się, jakby rozbawiona prostotą tej listy.
– A nie mogłabyś robić tego wszystkiego na Sant’ Erasmo?
– Sądzę, że większość tak, chociaż to wymagałoby przekonania dzieci, by pojechały z nami.
– Myślisz, że nie miałyby ochoty? – zapytał Brunetti. Biorąc pod uwagę to, co wiedział o Sant’Erasmo, zdał sobie sprawę, że dzieci byłyby odizolowane na końcu wyspy, gdzie nikogo nie znają, mając do wyboru dwie rozrywki: pływanie i wiosłowanie. I tkwiłyby w domu w towarzystwie jedynie rodziców. I dlatego, zanim Paola zdążyła odpowiedzieć, dodał: – Może lepiej, żebym pojechał tam sam.
Nie czekając na odpowiedź, na powrót skupił uwagę na Pliniuszu i przeczytał na głos to, co ten napisał do cesarza:
– „Dobrze zdaję sobie sprawę, że ponieważ zajmujesz, Panie, najwyższe stanowisko i posiadasz dar najwspanialszej elokwencji oraz najznakomitszego umysłu, nawet ci, którzy przybywają złożyć Ci wyrazy uszanowania, czynią to z pewną czcią”[2].
– „Wiem, że do ciebie, znajdującego się na najwyższym szczycie rodzaju ludzkiego i obdarzonego największą elokwencją oraz erudycją, poddani nieustannie zbliżają się z szacunkiem i dlatego troszczą się, by oddać ci cześć, na jaką w pełni zasługujesz [3]”.
Spojrzał znad książki, żeby sprawdzić reakcję Paoli, i zobaczył, że stoi w drzwiach z rozdziawionymi ustami, wrócił więc do poprzedniego akapitu.
– „Twa wielka pomyślność nie spowodowała też żadnej zmiany w Tobie, dała jedynie władzę czynienia maksymalnego dobra wedle Twoich życzeń. I choć wszystkie okoliczności wzmagają cześć, którą inne osoby czują dla Ciebie, jeśli chodzi o mnie, uczyniły mnie na tyle śmiałym, bym zapragnął się bardziej spoufalić”[4].
– „(...) i niczego nie zmieniła w Tobie świetność losu, jak tylko to, że w równej mierze możesz, jak i chcesz pomagać. Podczas gdy inni na wszelki sposób mogą oddawać Ci cześć, mnie wystarcza jedynie śmiałość, aby traktować Cię z większą zażyłością ”[5].
Tym razem spojrzał na Paolę i pytająco uniósł brwi, postanowiwszy oszczędzić jej służalczości zawartej w dalszej części dedykacji: „Jakież bogactwo talentów posiadasz”[6].
Kiedy Paola już doszła do siebie po tej niespodziewanej przemowie, zapytała:
– Czy to wstęp do twojego listu do Patty z prośbą o urlop?
Rozdział 5
Nazajutrz rano Brunetti zadbał o to, żeby znaleźć się w komendzie o dziewiątej. Kiedy wszedł do sekretariatu, signorina Elettra spojrzała na niego zdumiona. Zanim zdążył spróbować cokolwiek wyjaśnić, powiedziała:
– Pucetti powiedział, że jest pan w szpitalu. Że miał pan problemy z sercem. – Podniosła ku niemu rękę i zastanawiał się, czy będzie chciała ją włożyć do rany w jego boku, aby się upewnić, że żyje. Zamiast to uczynić, cofnęła ją i ruchem dłoni wskazała na telefon, dodając: – Dzwoniłam do nich co najmniej cztery razy, ale za każdym razem otrzymywałam inną odpowiedź: że jest pan na kardiologii, gerontologii albo że nie ma pana w rejestrze, albo że pan u nich był, ale został odesłany do domu.
– Ta ostatnia jest prawidłowa – odparł spokojnie, licząc na to, że uspokoi ją swoim tonem.
– Pucetti powiedział, że zabrano pana karetką – nie ustępowała, jakby w świetle tej informacji odesłanie go do domu mogło nie mieć żadnego znaczenia.
– Owszem, zabrano – przyznał komisarz. – Ale to wszystko była pomyłka. – Powoli, powtarzając się trochę i cofając, opowiedział jej całą historię, minimalizując wkład Pucettiego i tworząc wrażenie, że błędnie zinterpretował zachowanie młodszego kolegi i przez to przesadził z reakcją, której niefortunnym skutkiem było to, że wylądował w szpitalu i niepotrzebnie wzbudził obawy personelu medycznego o konsekwencje dla swego serca.
– Pracujemy w fachu, który ma konsekwencje dla serca – odparła śmiertelnie poważnie signorina Elettra, po czym zapytała: – Co teraz?
– Mam zamiar wykorzystać parę tygodni zwolnienia, które wystawił mi lekarz – odparł świadom, że za każdym razem, gdy to mówi, jest bardziej przekonany, że tak należy, a nawet trzeba uczynić.
– I co robić?
– Nic. Czytać. Kłaść się wcześnie spać. Trochę poćwiczyć. – Dodał to ostatnie zdanie, kiedy sobie przypomniał, że zdaniem Paoli w posiadłości na Sant’Erasmo powinna znajdować się jakaś łódź. Zdawał sobie sprawę, że dwa tygodnie wiosłowania to nic, ale być może dzięki temu zacznie znowu wracać do formy. Myśląc o tym, wiedział, że po powrocie z wyspy i tak nie wytrwa w wioślarskich ćwiczeniach, ale wmawianie sobie, że tego chce, poprawiało mu samopoczucie.
– Czy naprawdę coś panu dolega? – zapytała sekretarka Patty.
– Mam nadzieję, że nie – odpowiedział pogodnie. Zanim jednak zdołał wyjaśnić, co dokładnie stwierdzili lekarze, usłyszał zbliżające się do drzwi kroki i gdy się odwrócił, ujrzał swojego zwierzchnika, zastępcę komendanta Giuseppe Pattę.
Gdyby doskonałe zdrowie i męską witalność można było połączyć i jakoś przeobrazić w chodliwy produkt, na jego opakowaniu widniałoby zdjęcie vice-questore. Na tle białek jego oczu tęczówki jaśniały ciemniejszym brązem, włosy były młodzieńczo gęste i dopiero zaczynały bieleć na skroniach, najwyraźniej postanowiwszy wyrzec się starzenia, którego widomą oznaką jest siwizna. Zęby oczywiście miał własne i śnieżnobiałe, a jego chód stanowił połączenie swobodnego posuwistego kroku i energicznego odbicia. Brunetti wiedział od signoriny Elettry, że Patcie zostały zaledwie trzy lata do emerytury, lecz widząc go, trudno było w to uwierzyć.
W czasie, którego zastępca komendanta potrzebował, żeby przemierzyć sekretariat i dotrzeć do biurka Elettry, Brunetti zdołał się zgarbić i opuścić głowę, przez co upodobnił się do człowieka chorego. Okazując niesłychany takt i dyskrecję, którymi przez lata zaskarbił sobie sympatię kolegów, na widok Brunettiego Patta stanął jak wryty i zapytał:
– Co się z tobą znowu dzieje?
– Mój lekarz uważa, że to serce, signore – odpowiedział nagle nieśmiały Brunetti.