Doczesne szczątki. Donna Leon

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Doczesne szczątki - Donna Leon страница 12

Doczesne szczątki - Donna  Leon Komisarz Brunetti

Скачать книгу

o zawodową niekompetencję. Pozwolił sobie wyciągnąć chusteczkę i otrzeć nią czoło, po czym wsunął ją z powrotem do kieszeni. – Uważa, że powinienem wyjechać z miasta.

      – Dokąd?

      – Na Sant’Erasmo, signore.

      – Gdzie to jest? – zapytał Patta, mimo że pracował w Wenecji od kilku dekad. Surowość w jego głosie świadczyła o przekonaniu, iż to wszystko jest mistyfikacją i Brunetti wyjedzie do Cortiny zaczerpnąć świeżego powietrza i wylegiwać się nad hotelowym basenem.

      – Tam, panie komendancie – rzekł Brunetti, machając ręką mniej więcej w kierunku wschodnim.

      – Powiedziałeś, że na jak długo?

      – Na dwa tygodnie, signore.

      – Dobrze. Tyle wystarczy, żeby każdego postawić na nogi – oświadczył Patta i skierował się do swojego gabinetu, pozostawiając sekretarce dopilnowanie spraw komisarza, który niewątpliwie w opinii zastępcy komendanta z wichrzyciela stał się teraz wichrzycielem symulującym chorobę.

      Kiedy ich zwierzchnik zniknął za drzwiami, Brunetti powrócił do normalnego wzrostu i postawy, a signorina Elettra zapytała:

      – Sant’Erasmo?

      – Owszem. Jest tam dom, w którym mogę się zatrzymać.

      – Jedzie pan sam? – zdziwiła się. – A rodzina?

      – Zostaje tutaj – odparł i nie powiedział nic więcej.

      Ton jego głosu musiał stanowić dla niej ostrzeżenie, nie pytała bowiem o żadne osobiste sprawy, a tylko o to, kiedy wyjeżdża i jak będzie można się z nim skontaktować. Na wszelki wypadek. Nie znał numeru telefonu Davide ani zresztą jego nazwiska.

      – Biorę ze sobą telefon – odparł i dodał, że gdyby się tak zdarzyło, że nie mogłaby się do niego dodzwonić, może zawsze zatelefonować do Paoli; ona będzie wiedziała, gdzie się znajduje.

      Elettra otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, powstrzymała się jednak, po czym zapytała:

      – Czuje się pan równie dobrze jak zawsze?

      Brunetti oparł się odruchowej chęci poklepania jej po ręce, bojąc się, że ten gest wyda się protekcjonalny.

      – Nic mi nie jest, signorina. To wszystko było wynikiem zamieszania, ale zamierzam to wykorzystać i spróbować... – na chwilę zgubił wątek, potem go odnalazł – ...odprężyć się. – Mówiąc to, uśmiechnął się, a ona odwzajemniła uśmiech, odetchnąwszy zapewne z ulgą, że w swojej trosce nie naruszyła hierarchii i zachowała dobre maniery.

      Szybko przeszedł do rzeczy i wyjaśnił, że na razie wszystkie dokumenty dotyczące dochodzenia, co avvocato Ruggieri dał albo nie dał na przyjęciu tej dziewczynie, powinny zostać przekazane commissario Griffoni.

      Widząc zmianę w wyrazie twarzy Elettry, zapytał:

      – Coś przeoczyłem?

      Jej uśmiech był dyskretny, niemal nieśmiały.

      – Pucetti powiedział mi wczoraj o rozmowie z avvocato Ruggierim. Pozwoliłam sobie przyjrzeć mu się bliżej.

      – I dowiedziała się pani, że...

      – Że mieszka z córką Sandra Bettinardiego – odparła, wymieniając nazwisko wpływowego parlamentarzysty. Dała komisarzowi kilka chwil na rozważenie sensowności prowadzenia sprawy przeciwko partnerowi córki tego człowieka, a potem dodała: – Ona jest w siódmym miesiącu ciąży.

      Po opuszczeniu biura Patty Brunetti zastanawiał się, czy powinien pójść na górę do swojego gabinetu, żeby rozejrzeć się w poszukiwaniu rzeczy, których mógłby potrzebować w następnych tygodniach: raportów z toczącego się śledztwa, swojego pistoletu, lekkiego płaszcza przeciwdeszczowego, który wiosną zostawił w szafie? Nie, wyzbędzie się wszelkich myśli o pracy. Po co, na litość boską, człowiekowi zdeterminowanemu, człowiekowi czynu policyjne raporty, pistolet i płaszcz przeciwdeszczowy? Jeżeli zmoknie, to trudno; jeżeli napotka na nieznane zagrożenie na morzu, pokona je własnym wiosłem, a potem powróci do swojego kawalerskiego lokum i przyrządzi złowioną rano rybę, zje ją, popijając kieliszkiem wina z lokalnej winnicy; później siądzie ze szklaneczką grappy i będzie słuchał świergotu szykujących się do snu ptaków na bagnach. Potem zaś pójdzie i sam uczyni to samo, śpiąc spokojnie i bez snów dzięki światłu słonecznemu, prostocie zajęć i wielu godzinom wiosłowania.

      Tego wieczoru się spakował, gotów zmieścić wszystko w małej walizce na kółkach, tej, której używał, kiedy wyjeżdżali na weekend lub gdy odbywał kilkudniowe podróże w sprawach służbowych. Spakował tenisówki z podeszwami dobrymi do wiosłowania oraz skórzane sandały i postanowił włożyć stare mokasyny z brązowej skóry, które podzelowywał i reperował więcej razy, niż mógł spamiętać. Cztery T-shirty; nie mając pewności, czy w domu będzie pralka, i wstydząc się zapytać o to Paolę, dorzucił dwa następne. Bielizna, dwie białe bawełniane koszule, a potem trzecia, od Brooks Brothers, z przypinanymi wyłogami kołnierzyka, z tkaniny o splocie koszykowym, którą kupił w Nowym Jorku i która teraz nabrała idealnej miękkości. Stara beżowa marynarka z bawełny, której kupna już nie pamiętał, znoszony kaszmirowy sweter, z którym od lat nie chciał się rozstać, kąpielówki, jasnoniebieskie dżinsy oraz jeszcze nienoszone granatowe bermudy. Kiedy wziął do ręki brzytwę, zawahał się, czy włożyć ją do skórzanej kosmetyczki, którą Paola dała mu na czterdzieste urodziny. Czy wieśniacy golą się codziennie? – zapytał w myślach. Głos Paoli jakoś przedostał się do pokoju, odpowiadając: „Tak, golą się”, i Brunetti spakował brzytwę. Szczoteczka i pasta do zębów, grzebień i na tym koniec.

      A teraz trudne zadanie. Przypuszczalnie nie będzie miał żadnych gości; chyba że Paola postanowi go odwiedzić z dziećmi lub bez nich. Do dziewiątej, kiedy zje kolację, a potem się położy, będzie jasno. Ale rano będzie mógł zaparzyć kawę i wrócić do łóżka, żeby poczytać, cóż za rozkosz. A jeżeli będzie padało? Wobec tej perspektywy jego poczucie heroizmu osłabło, uznał więc, że chyba wolałby spędzać czas sam, nieniepokojony, z książką, niż wiosłując łodzią bez celu po lagunie w padającym deszczu.

      Wszedł do sypialni, gdzie trzymał swoje książki, zesłane tam dziesięć lat temu, kiedy miejsce na półkach w gabinecie Paoli, wbrew wcześniejszym obietnicom, zabrały im jej lektury. Stał i przez pięć minut wpatrywał się w ich grzbiety, wodząc po nich oczami i licząc dni pobytu na wyspie. Ile czasu minęło, odkąd czytał Odyseję? Sięgnął po dzieło Homera, ale jego ręka wróciła pusta; zbyt dobrze pamiętał treść epopei, a poza tym podczas urlopu będzie miał wystarczająco dużo okazji do podróży po ciemnym jak wino morzu. Poszedł do salonu i zabrał Pliniusza z kanapy, wrócił i położył jego Historię w nogach łóżka. Potem Herodot, w nowym przekładzie, którego miał już trzy lata i jeszcze do niego nie zajrzał. Powrócił do oglądania pozostałych książek i gdy jego wzrok padł na Swetoniusza, którego nie czytał od lat, sięgnął po książkę i rzucił na stos; cóż nada się lepiej na deszczowy dzień niż plotki?

      Potem się zawahał, wyobrażając sobie panikę, która pojawiała się, gdy nie było już nic do czytania. Zawsze mu mówiono, że prawdziwi

Скачать книгу