Outsider. Stephen King

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Outsider - Stephen King страница 7

Автор:
Серия:
Издательство:
Outsider - Stephen King

Скачать книгу

widział wielką elektroniczną tablicę wyników na stadionie; dwa lata temu jego żona prowadziła zbiórkę funduszy, żeby ją zakupić. Teraz stała tam, na skraju parkingu. Nigdy nie zapomni jej miny − wyglądała jak kobieta z kraju Trzeciego Świata, która patrzy, jak płonie jej wioska.

      Potem Ramage usiadł za kierownicą, Ralph Anderson wsunął się na miejsce pasażera i jeszcze zanim zamknął drzwi, nieoznakowany radiowóz z piskiem opon wyjechał tyłem z miejsca parkingowego dla niepełnosprawnych. Ramage ostro skręcił, obracając kierownicę nasadą dłoni, i ruszył w stronę Tinsley Avenue. Nie włączyli sygnału dźwiękowego, ale niebieski kogut przyczepiony do deski rozdzielczej rozbłysnął i poszedł w ruch. Terry uświadomił sobie, że w samochodzie czuć meksykańskim jedzeniem. Dziwne, jakie rzeczy się zauważa, kiedy cały twój dzień – całe twoje życie – nagle leci z urwiska, którego istnienia nawet nie byłeś świadom.

      Wychylił się do przodu.

      – Ralph, posłuchaj mnie.

      Ralph patrzył przed siebie. Ciasno splótł dłonie.

      – Na komisariacie będziesz mógł się nagadać za wszystkie czasy.

      – Chce, to niech mówi – wtrącił Ramage. – Oszczędzi nam zachodu.

      – Zamknij się, Troy – rzucił Ralph. Wciąż patrzył na drogę ciągnącą się przed nimi. Terry widział dwa wystające ścięgna na jego karku, tworzące jedenastkę.

      – Ralph, nie wiem, co was do mnie doprowadziło ani dlaczego postanowiłeś mnie aresztować na oczach połowy miasta, ale jesteś na złym tropie.

      – Wszyscy tak mówią – stwierdził siedzący obok niego Tom Yates tonem pogawędki prowadzonej dla zabicia czasu. – Ręce na kolanach, Maitland. Nawet nie drap się w nos.

      Terry’emu powoli rozjaśniało się w głowie – może nie całkiem, ale przynajmniej trochę – i posłusznie wykonał polecenie posterunkowego Yatesa (nazwisko widniało na identyfikatorze przypiętym do mundurowej koszuli). Yates miał taką minę, jakby tylko czekał na pretekst, żeby przyłożyć zatrzymanemu − obojętnie, czy był skuty, czy nie.

      Ktoś jadł enchilady w tym samochodzie, Terry był tego pewien. Pewnie kupione w Señor Joe’s. To ulubiona knajpa jego córek, które zawsze dużo się śmiały przy jedzeniu – kurczę, wszyscy się śmiali – a w drodze powrotnej do domu oskarżały się nawzajem o puszczanie bąków.

      – Posłuchaj mnie, Ralph. Proszę.

      – No dobra, słucham.

      – Wszyscy słuchamy – powiedział Ramage. – Uszy szeroko otwarte, kolego, uszy szeroko otwarte.

      – Frank Peterson został zamordowany we wtorek. We wtorek po południu. Tak pisali w gazetach, tak mówili w wiadomościach. Ja we wtorek wieczorem i przez większą część środy byłem w Cap City. Wróciłem o dziewiątej, może wpół do dziesiątej wieczorem w środę. Gavin Frick, Barry Houlihan i Lukesh Patel, ojciec Baibira, prowadzili treningi w te dni.

      W samochodzie zapadła cisza. Nikt nic nie mówił, radio było wyłączone. Przez jedną błogą chwilę Terry wierzył – naprawdę całym sercem – że Ralph każe potężnemu glinie zjechać na pobocze. Potem odwróci się, z szeroko otwartymi, pełnymi wstydu oczami, i powie: Chryste, a tośmy się wygłupili, co?

      Ralph jednak się nie odwrócił. Rzucił tylko:

      – Ach. Pora na sławetne alibi.

      – Co? Nie rozumiem, co masz na…

      – Jesteś bystry facet, Terry. Wiedziałem to od naszego pierwszego spotkania, w czasach, gdy trenowałeś Dereka w juniorach. Byłem pewien, że jeśli się nie przyznasz od razu… na co liczyłem, choć bez większej nadziei… przedstawisz jakieś alibi. – Wreszcie się odwrócił; twarz, którą zobaczył Terry, należała jednak do zupełnie obcego człowieka. – I jestem równie pewien, że je obalimy. Bo mamy na ciebie wszystko, czego nam trzeba. Wszystko.

      – A cóż pan robił w Cap City, trenerze? – spytał Yates. Człowiek, który dopiero co powiedział Terry’emu, żeby nawet nie drapał się w nos, nagle wydawał się przyjazny, zainteresowany.

      Terry miał odpowiedź na końcu języka, ale postanowił milczeć. Rozwaga zaczynała zastępować odruchowe reakcje i uświadomił sobie, że ten samochód, wypełniony słabnącym zapachem enchilad, jest dla niego wrogim terytorium. Pora się zamknąć, dopóki Howie Gold nie przyjedzie na komisariat. Razem wyjaśnią całe nieporozumienie. Nie powinno to długo potrwać.

      Uświadomił sobie też coś innego − był wściekły, wściekły jak chyba nigdy w życiu. Dlatego kiedy skręcili na Main Street i skierowali się w stronę komisariatu policji Flint City, złożył sobie obietnicę: jeszcze tej jesieni, może nawet wcześniej, człowiek siedzący na miejscu pasażera, ten, którego do niedawna uważał za swojego przyjaciela, będzie szukał nowej pracy. Może przyjmą go na strażnika banku w Tulsie lub Amarillo.

      8

      Zeznanie Carltona Scowcrofta (12 lipca, 21:30, przesłuchujący detektyw Ralph Anderson)

      Scowcroft: Długo to potrwa, detektywie? Bo zwykle wcześnie chodzę spać. Pracuję przy konserwacji torów i jeśli nie stawię się w robocie na siódmą, będę miał przerąbane.

      Detektyw Anderson: Postaram się uwinąć jak najszybciej, panie Scowcroft, ale sprawa jest poważna.

      Scowcroft: Wiem. Pomogę na tyle, na ile będę mógł. Po prostu mam niewiele do powiedzenia i chcę jak najszybciej wrócić do domu. Chociaż nie wiem, jak mi się będzie spało. Nie byłem tu, na komisariacie, od zakrapianej imprezy, na którą poszedłem, jak miałem siedemnaście lat. Wtedy komendantem był Charlie Borton. Ojcowie wyciągnęli nas z kicia, ale dostałem szlaban na całe lato.

      Detektyw Anderson: Cóż, jesteśmy wdzięczni, że dziś pan przyszedł. Proszę powiedzieć, gdzie pan był o siódmej wieczorem dziesiątego lipca?

      Scowcroft: Jak już powiedziałem dziewczynie z dyżurki, byłem w pubie Shorty’s i widziałem tego białego vana i faceta, który trenuje młodzieżowe drużyny bejsbolu i futbolu na West Side. Nazwiska nie pamiętam, ale w gazecie na okrągło dają jego zdjęcia, bo w tym roku ma dobrą ekipę. Pisali, że mogą nawet zdobyć mistrzostwo. Moreland, tak się nazywa? Był cały we krwi.

      Detektyw Anderson: Jak to się stało, że pan go zobaczył?

      Scowcroft: Cóż, po robocie mam taką ustaloną rutynę, bo w domu nie czeka na mnie żona, a kucharz ze mnie żaden, rozumie pan. W poniedziałki i środy chodzę do Flint City Diner. W piątki do Bonanza Steakhouse. A we wtorki i czwartki wpadam do Shorty’s na żeberka i piwo. W ten wtorek przyszedłem do Shorty’s o… nie wiem, może piętnaście po szóstej. Chłopak wtedy dawno już nie żył, prawda?

      Detektyw Anderson: Ale około siódmej był pan na tyłach, prawda? Za pubem Shorty’s.

      Scowcroft: Tak, z Rileyem Franklinem. Przypadkiem się spotkaliśmy i zjedliśmy razem. Na tyłach jest miejsce, gdzie można zapalić. Idzie się w głąb korytarza, między ubikacjami, a potem tylnymi drzwiami na zewnątrz. Jest tam wiadro na popiół i w ogóle. Zjedliśmy więc, ja żeberka, on makaron z serem, zamówiliśmy deser i zanim go przynieśli, poszliśmy

Скачать книгу