Trzynaście. Steve Cavanagh
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Trzynaście - Steve Cavanagh страница 21
Pierwsze trzy pliki zawierały dokumentację prokuratury. Pliki zatytułowane Zeznania obrony i Eksperci obrony składały się z materiałów przygotowanych przez Carp Law. Większość prawników przeszłaby od razu do akt obrony, otworzyła zeznania oraz oświadczenia i przeczytała je dokładnie, słowo po słowie. Każde z tych zeznań to oddzielna opowieść. Wspomnienia konkretnego człowieka. Razem tworzą wielowymiarową relację, którą prokuratura zamierzała przedstawić przysięgłym.
Najgorszą cechą takich relacji jest to, że często są niewiarygodne.
Moje podejście wyglądało nieco inaczej. Prawdziwa opowieść kryła się w fotografiach. Zdjęcia z miejsca zbrodni nie kłamią. Nie są świadkami. Nie mogą popełnić błędu ani ukryć prawdy. Pozwalają też wyobrazić sobie działania prokuratury. Jak zbudowałbym oskarżenie przeciwko Robertowi Solomonowi, gdybym był prokuratorem? W procesie o zabójstwo nie wystarczy wiedzieć, jak będzie wyglądała obrona – musisz również przewidzieć, jakie ruchy wykona prokurator, i przygotować się na nie.
Na ekranie pojawiły się miniatury zdjęć gotowych do przeglądania. Tyle że pierwsze z nich nie było właściwie zdjęciem, lecz krótkim filmem. Kliknąłem na ikonkę odtwarzania.
Ekran wygasł, a ja pomyślałem, że film nie załadował się dobrze. Potem zrozumiałem, że jest to nagranie z kamery ochrony zamontowanej przed drzwiami wejściowymi. W dole widać było ulicę. Na schody przed drzwiami wszedł mężczyzna w czarnych dżinsach i bluzie z kapturem. Pochylał głowę, wpatrzony bez wątpienia w iPoda, którego trzymał przed sobą. Przesuwał jakąś listę na ekranie. Biały kabel łączył telefon ze słuchawkami dousznymi. Mężczyzna przystanął przed drzwiami, a gdy się otworzyły, uniósł nieco głowę. Wystarczająco, bym dostrzegł szczupłą, bladą twarz i fragment ciemnych okularów. Facet zniknął z pola widzenia kamery – zapewne wszedł do domu.
Zegar w rogu wskazywał 21.02.
Bobby Solomon wracał do domu tuż po dziewiątej.
Zatrzymałem nagranie i zająłem się zdjęciami. Od razu domyśliłem się, że na miejscu zbrodni był ktoś z biura prokuratora okręgowego. Pierwsza porcja zdjęć pokazywała drzwi wejściowe do domu. Sprytne.
To były zwykłe drzwi z grubego drewna. Pomalowane niedawno na zielono. Zdjęcia wykonano tamtej nocy; blask lampy błyskowej odbijał się w świeżej farbie. W połowie wysokości znajdowała się duża mosiężna gałka. Zbliżenie zamka pokazywało, że nie został on w żaden sposób uszkodzony. Farba wokół zamka również była nietknięta. Drzwi wyglądały na nienaruszone.
Nowojorska policja, powiadomiona o podwójnym zabójstwie, z pewnością nie zawracałaby sobie głowy fotografowaniem zwykłych drzwi. Zależało im na schwytaniu zabójcy. Każda minuta spędzona na miejscu zbrodni ma prowadzić właśnie do tego celu. Biuro prokuratora ma nieco inne priorytety. Chce mieć pewność, że kiedy już zabójca zostanie schwytany, nie uniknie skazania i kary. Częścią tego procesu jest przewidywanie potencjalnej linii obrony – opartej na twierdzeniu, że to jakiś włamywacz zamordował Ariellę Bloom i Carla Tozera – i przygotowanie skutecznych kontrargumentów.
Drzwi wejściowe i zamek były nienaruszone.
Otworzyłem kolejną porcję zdjęć. To początek historii. Seria fotografii wykonanych w przedpokoju i holu, w salonie, kuchni, w łazienkach na piętrze, wolnych sypialniach, we wszystkich pomieszczeniach prócz tego, w którym leżały dwa martwe ciała.
Wystrój całego domu utrzymany był w tym samym stylu. Nowoczesnym. Minimalistycznym. Wszystko w różnych odcieniach bieli, szarości i beżu. Tylko tu i ówdzie pojawiają się jakieś barwne akcenty. Fioletowa poduszka na kanapie. Czerwony abstrakcyjny obraz na kuchennej ścianie i impresjonistyczny morski pejzaż w odcieniach przytłumionego błękitu w salonie, nad białym kominkiem. Wszystko wydawało się nieskazitelnie czyste i uporządkowane, jakby wyjęte prosto z katalogu. Nic nie świadczyło o tym, że mieszkało tu dwoje młodych ludzi. Może ze względu na specyfikę swojego zawodu nie spędzali tutaj zbyt wiele czasu.
Po dziesięciu minutach przeglądania zdjęć znałem już odpowiedzi na kilka ważnych pytań. W domu były również tylne drzwi, zamknięte na zamek, w którym wciąż tkwił klucz włożony od wewnątrz. Z zewnątrz drzwi ochraniała zdobiona metalowa krata, zamknięta na kłódkę. Te drzwi również nie zostały w żaden sposób uszkodzone.
Dywany były niemal białe. Wyglądały jak cienka warstwa śniegu okrywająca podłogę. Miękkie. Puszyste. W takim domu zdejmuje się buty już przy drzwiach. W większości pomieszczeń podłogi przykryte były takimi właśnie dywanami, na których wyraźnie byłoby widać każdą kroplę krwi. Nie dostrzegłem ani jednej.
Jedyne zdjęcie, które zdecydowanie różniło się od pozostałych, ukazywało podest schodów na pierwszym piętrze. Leżały tam przewrócony stolik i rozbity wazon. Stół stał wcześniej pod dużym oknem, otoczonym ozdobnymi fasetami. Właściciele takich posiadłości płacą spore sumy za tego rodzaju zdobienia.
Następna fotografia była pierwszą z serii ponad dwudziestu zdjęć pokazujących miejsce zbrodni. Gwałtowna śmierć zawsze opowiada własną historię, która wypisana jest na ofiarach. W ich ranach. Na ich skórze. Czasami w ich oczach.
Nigdy nie widziałem czegoś takiego jak to.
Policyjny fotograf zrobił pierwsze zdjęcie, stojąc w nogach łóżka. Ariella leżała na plecach, po lewej stronie, obok okna wychodzącego na ulicę. Carl spoczywał obok niej, po prawej. Kołdra znalazła się na podłodze, od strony Carla. Ariella miała na sobie tylko spodnie. Ręce miała ułożone wzdłuż tułowia, stopy razem. Jej usta były otwarte. Tak jak oczy. Tułów był czerwony. W pępku utworzyła się mała kałuża krwi. Dostrzegłem ciemniejsze plamy na klatce piersiowej – rany po uderzeniach nożem. Kołdra pod jej ciałem również była czerwona. Na szyi widniały tylko małe czerwone plamki. Nie zauważyłem krwi na twarzy ani na nogach.
Carl leżał na prawym boku, nagi, zwrócony ku Arielli. Nogi miał zgięte w kolanach, tułów wygięty w łuk. Widziane pod tym kątem, jego ciało niemal przypominało kształtem łabędzia. Na razie nie wypatrzyłem na nim żadnych śladów. Żadnych ran ani siniaków. Wydawał się dziwnie spokojny. Jakby zwinął się w kłębek obok niej i umarł. Dopiero gdy zobaczyłem zdjęcie ukazujące go od tyłu, zrozumiałem, jak umarł. Tył jego głowy był wgnieciony. Nie krwawił mocno, widziałem tylko jedną ciemną plamę pod głową, ale sądząc po kształcie i głębokości wgniecenia, zginął od jednego ciosu. To pewnie tłumaczyło ułożenie jego ciała: podwinięte nogi, ułożone niemal w pozycji embrionalnej, i głowa pochylona do przodu, odepchnięta siłą uderzenia.
Obrońcy występujący w sprawach kryminalnych podobnie jak policjanci przyzwyczajają się do widoku gwałtownej śmierci, brutalności, którą wypisujemy nawzajem na swoich ciałach. To ludzka rzecz. Jeśli robisz coś wystarczająco często, przestajesz dostrzegać w tym to samo znaczenie, nie przejmujesz się tym tak samo jak za pierwszym razem.
Ja nie przywykłem do widoku gwałtownej śmierci. Modliłem się, bym nigdy nie przywykł, bo wtedy umarłaby ważna cząstka mojego człowieczeństwa, której nie mógłbym już odzyskać.