Trzynaście. Steve Cavanagh
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Trzynaście - Steve Cavanagh страница 19
– Więc jak tu przyjechałeś? – zdziwiłem się.
– Powoli.
Holten zabrał jedno z moich drewnianych krzeseł, wyszedł z biura i postawił je obok drzwi wyjściowych prowadzących na podest schodów. Wrócił do środka i raz jeszcze uważnie obejrzał pomieszczenie. Harry, rozsiadłszy się na kanapie, przyglądał mu się z obojętnością człowieka, który trzyma w dłoni szklankę dobrej szkockiej i zdaje sobie sprawę, jaka jest dobra.
– To nie jest bezpieczne miejsce, panie Flynn – odezwał się ochroniarz. – Zostanę na noc na zewnątrz. Rano postaram się, żeby dostarczono do pańskiego biura sejf. Laptop ma być w nim schowany w czasie, gdy pana tu nie będzie. W porządku?
– Chce pan powiedzieć, że przez całą noc będzie pan siedział przed moim biurem?
– Taki jest plan.
– Hm… może zauważył pan łóżko z tyłu. Nie mam mieszkania. Śpię tutaj. Prawdopodobnie będę pracował przez całą noc, więc nie musi się pan o mnie obawiać. Proszę wracać do domu i przespać się trochę. Nic mi nie będzie.
– Jeśli nie ma pan nic przeciwko, zostanę na zewnątrz.
– Mam tu też kanapę. Skoro chce pan zostać, może pan przynajmniej wygodnie się ułożyć.
Holten spojrzał na kanapę. Kilka lat temu Harry na nią upadł i zniszczył parę sprężyn. Zapadała się pośrodku. Wspomnienie tego wieczoru stale do nas wracało, bo gdy Harry mnie odwiedzał, zawsze siadał po drugiej stronie kanapy, lecz sprężyny wypychały go tak, że przechylał się w stronę środka, jakby lada moment miał wpaść w tę tapicerowaną dolinę. Holten doszedł chyba do wniosku, że wygodniej będzie mu na twardym drewnianym krześle.
– Kiepski byłby ze mnie ochroniarz, jeśli zasnąłbym na tej kanapie, a w tym czasie ktoś wyważyłby drzwi i zabrał panu tego laptopa. Zostanę na zewnątrz. W porządku?
Spojrzałem na walizeczkę leżącą na moim biurku i kajdanki wciąż przymocowane do rączki.
– W porządku – odparłem.
– Zostawiam więc panów samych – powiedział Holten, zamykając za sobą drzwi.
– Mocno wczuwa się w swoją rolę – zauważył Harry.
– On chyba niczego nie traktuje inaczej. Ale nawet go lubię. Widać, że to zawodowiec.
– Co takiego jest w tym laptopie, że wymaga aż takiej ochrony? – zainteresował się.
– Powiedziałbym ci, ale dziś upijesz się za bardzo, żeby cokolwiek zapamiętać, więc może odbędziemy tę rozmowę jutro.
– Wypiję za to. – Harry skinął głową.
Nalałem sobie bourbona na dwa palce i usiadłem za biurkiem. Tylko jeden drink. Dla rozluźnienia. Musiałem zachować trzeźwy umysł, żeby przeczytać akta Solomona. Na razie mogłem jeszcze troszkę wyluzować. Lampka w rogu i lampka na moim biurku, przysłonięta abażurem z zielonego szkła, wypełniały biuro ciepłym blaskiem. Odchyliwszy się na krześle, położyłem jedną nogę na biurko i przystawiłem szklankę do ust. Teraz mogłem już co jakiś czas napić się z Harrym. Narzuciłem sobie tę dyscyplinę, ale potrzebowałem sporo czasu, by tego dokonać. Harry mi pomógł.
Gdyby nie on, nie byłbym prawnikiem. Wiele lat temu zostałem pozwany za spowodowanie wypadku samochodowego i postanowiłem bronić się sam. Chodziło o nieudaną próbę wyłudzenia ubezpieczenia. Sędzią był właśnie Harry. Spierałem się z prawnikiem drugiego uczestnika wypadku i w końcu wygrałem. Później Harry spotkał się ze mną i powiedział, że powinienem pomyśleć o karierze prawniczej. I jakiś czas później ukończyłem prawo, odbyłem u niego aplikację i zdałem egzamin adwokacki. Harry dał mi nowe życie i pomógł skończyć z tanimi przekrętami. Teraz kombinowałem całkowicie legalnie, na sali rozpraw.
– Co u rodzinki? – spytał.
– Amy szybko dorasta. Tęsknię za nią. Ale może coś zmienia się na lepsze? Dzwoniła Christine, zaprosiła mnie na kolację.
– Świetnie – ucieszył się Harry. – Myślisz, że uda ci się to wszystko poukładać?
– Nie wiem. Christine i Amy zadomowiły się już w Riverhead. Wygląda na to, że radzą sobie dobrze beze mnie. Potrzebuję pracy, w której nie będę musiał ciągle nadstawiać karku. Jakiegoś stabilnego i nudnego zajęcia niewiążącego się z ryzykiem. Tego właśnie chce Christine. Normalnego życia.
W gruncie rzeczy nie byłem wcale pewien, czy to wciąż prawda. Stabilny, bezpieczny dom był czymś, czego zawsze oboje chcieliśmy. Do tej pory moja praca uniemożliwiała stworzenie takiego domu, a teraz zacząłem wątpić, czy Christine w ogóle widzi mnie jeszcze w swoim życiu. Oddaliliśmy się od siebie. Miałem nadzieję, że zaproszenie na kolację będzie szansą, by znów choć trochę się do niej zbliżyć.
Harry upił łyk szkockiej i potarł czoło.
– O co chodzi? – spytałem.
– O tę walizeczkę. I o tego osiłka przed drzwiami. O to chodzi. Jeśli szukasz spokojniejszej pracy, to z pewnością nie jest to właściwy kierunek. Powiedz, że nie wpakowałeś się w kłopoty.
– Nie wpakowałem się w kłopoty.
– Hm… Dlaczego mam wrażenie, że to tylko część prawdy?
Zamieszałem bursztynowy napój w szklance i podniosłem ją do światła. Upiłem następny łyk, po czym odstawiłem drinka na biurko.
– Spotkałem się dziś z Rudym Carpem. Namówił mnie, żebym dołączył do jego zespołu i bronił Roberta Solomona.
Harry wstał. Odstawił butelkę i zostawił pustą szklankę obok mojej.
– W takim razie muszę już iść – oznajmił.
– Co?! Dlaczego?
Westchnął ciężko, włożył ręce do kieszeni spodni i wbił wzrok w podłogę.
– Pewnie spotkałeś go dziś rano – powiedział. – A wcześniej Rudy Carp nie kontaktował się z tobą w żaden sposób. Nie przysyłał ci maili ani nie telefonował, zgadza się?
– Tak. Skąd wiedziałeś?
– Wyjaśnił ci, dlaczego chce cię zatrudnić?
– Sam się domyśliłem. Jestem czymś w rodzaju dodatkowego zabezpieczenia. Mam się czepiać gliniarzy. Jeśli przysięgłym się to nie spodoba, zrezygnuję, a pozostali prawnicy obrony będą udawać, że nie mieli ze mną nic wspólnego. Jestem buforem między Carpem a ławą przysięgłych. Jeśli ta rozgrywka z policją nie wypali, on zachowa twarz przed przysięgłymi. To nic wielkiego, a ja chcę pomóc temu facetowi, Bobby’emu. Wiem, że to gwiazda filmowa i tak dalej,