Zima czarownicy. Katherine Arden

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zima czarownicy - Katherine Arden страница 13

Zima czarownicy - Katherine Arden Trylogia Zimowej Nocy

Скачать книгу

Co to? To duch… nie… to ona, wiedźma! Uciekła z ognia! Czary! Czarna magia! Jest tam! Tam!

      Wasia uświadomiła sobie z przerażeniem, że tłum go słyszy. Kolejne głowy odwracały się w jej stronę. Widzieli ją. Jakaś kobieta wrzasnęła, równocześnie czyjaś dłoń zacisnęła się na nadgarstku Wasi. Wyrywała się, szarpiąc dziko, jednak ucisk tylko się wzmocnił. Wtem ktoś zarzucił jej na ramiona pelerynę, zakrywając poczerniałą sukienkę. Znajomy głos przemówił do ucha, a równocześnie ręka wciągała ją coraz głębiej w tłum.

      – Tędy – powiedział.

      Wybawca Wasi naciągnął kaptur na jej osmalone włosy, zakrywając ją całą z wyjątkiem stóp. Ocaleniem okazał się ścisk, większość ludzi starała się uniknąć stratowania. Było zbyt ciemno, by dostrzec czerwone odciski jej stóp. Za plecami słyszała grzmiący i wściekły teraz głos Niedźwiedzia:

      – Tam! Tam!

      Jednak nawet on nie mógł kierować tłumem w takim zamęcie. Sasza, Dymitr i jeźdźcy Wielkiego Księcia, którzy wreszcie przybyli, przepchnęli się pod sam stos, krzycząc gorączkowo. Rozgarniali płonące kłody, klnąc, gdy parzyli sobie dłonie. Ubranie jednego z mężczyzn zajęło się ogniem, wrzeszczał rozpaczliwie. Tłum falował, wszędzie wokół Wasi ludzie cisnęli się bezładnie, wykrzykując, że widzieli ducha czarownicy albo ją samą uciekającą z ognia. Nikt nie zwrócił uwagi na chudą dziewczynę potykającą się pod peleryną.

      Głos brata Wasi wznosił się ponad ogólną wrzawę, wydawało jej się, że słyszy także naglący ton Dymitra Iwanowicza. Tłum rozstąpił się przed jeźdźcami. Muszę dotrzeć do brata, pomyślała Wasia. Nie mogła jednak zmusić się do tego, by zawrócić, wszystkie jej zmysły były skupione na ucieczce, a gdzieś tam z tyłu czyhał Niedźwiedź…

      Ręka na jej nadgarstku wciąż ją ciągnęła.

      – Chodź – odezwał się znajomy głos. – Szybko.

      Wasia podniosła głowę i nic nie rozumiejąc, spojrzała w posępną, posiniaczoną twarz Warwary.

      – Skąd wiedziałaś? – szepnęła.

      – Wiadomość – odparła zdyszana Warwara, nie przestając jej wlec.

      Wasia nie zrozumiała.

      – Masza – wyjąkała. – Czy Olga i Masza…

      – Żyją. – Wasia odetchnęła z ulgą. – Są całe i zdrowe. Chodź. – Pociągnęła Wasię, holując ją przez cofający się tłum. – Musisz opuścić miasto.

      – Opuścić? – szepnęła Wasia. – Jak? Nie… Nie mam…

      Słowik. Nie mogła wypowiedzieć tego słowa. Ból odebrałby jej resztkę sił.

      – Nie potrzebujesz konia – powiedziała Warwara ostro. – Chodź.

      Wasia nic już nie mówiła, toczyła rozpaczliwą walkę o to, by nie stracić przytomności. Krawędzie złamanych żeber ocierały się o siebie. Bose stopy już nie bolały, były zrętwiałe z zimna. Odmawiały jej natomiast posłuszeństwa, wciąż się potykała, i jedynym, co ją chroniło przed upadkiem, była ręka Warwary.

      Za nimi kłębiło się mrowie ludzi rozpędzanych przez żołnierzy Dymitra. Ktoś krzyknął do Warwary, pytając, czy dziewczyna, którą prowadzi, zasłabła, i Wasię zalała nowa fala strachu.

      Warwara wyjaśniła spokojnie, że to siostrzenica, której zrobiło się słabo z powodu utraty krwi. Równocześnie coraz bardziej siniaczyła przedramię Wasi, gdy ciągnęła ją na brzeg rzeki i dalej, w ciemność pod młodymi drzewami porastającymi podgrodzie. Wasia próbowała zrozumieć, co się właściwie dzieje.

      Warwara zatrzymała się nagle przy młodym dąbku, bezlistnym pod koniec zimy.

      – Północnico – przemówiła w ciemność.

      Wasia znała osobę – diablicę – zwaną Północnicą. Ale co służąca jej siostry może wiedzieć o…

      Z cienia wyłonił się Niedźwiedź, blask ognia rysował pasy na jego twarzy. Wasia cofnęła się odruchowo. Warwara powiodła wzrokiem za jej spojrzeniem jak niewidoma, wpatrując się nieprzytomnie w ciemność.

      – Myślałaś, że cię zgubię? – zagadnął Niedźwiedź, na wpół gniewny, na wpół rozbawiony. – Cuchniesz strachem. Za tym zapachem trafiłbym wszędzie.

      Warwara nie mogła go zobaczyć, jednak zacisnęła kurczowo rękę na przedramieniu Wasi, która uświadomiła sobie, że służąca też go usłyszała.

      – Żarłok – wyszeptała Warwara. – Tutaj? Północ… Znad rzeki docierały głosy rozpraszającego się tłumu.

      Niedźwiedź obrzucił Warwarę pytającym spojrzeniem.

      – Ty jesteś tą drugą, prawda? Zapomniałem, że staruszka miała bliźniaczkę. Jak tego dokonałaś, że żyjesz tak długo?

      Wasi wydawało się, że te słowa powinny mieć jakiś sens, lecz zrozumienie umknęło jej, zanim zdołała je uchwycić.

      – Ona zamierza wyprawić cię przez Północ – zwrócił się Niedźwiedź do Wasi. – Na twoim miejscu nie zgodziłbym się na to. Umrzesz tam, to równie pewne jak śmierć w ogniu.

      Głosy rozchodzącego się tłumu zbliżały się, w miarę jak ludzie przecinali lasek, by dotrzeć na podgrodzie. Za chwilę ktoś je zobaczy, a wtedy… Wśród drzew rozbłyskały pochodnie. Jakiś mężczyzna dostrzegł Wasię i Warwarę.

      – Co tu robicie takie przyczajone?

      – Dziewczęta! – rozległ się drugi głos. – Spójrzcie na nie, zupełnie same. Po takim widowisku mógłbym mieć dziewczynę…

      – Możesz zginąć z ich rąk albo pójść teraz ze mną – zwrócił się Niedźwiedź do Wasi. – Mnie tam wszystko jedno, już więcej cię o to nie spytam.

      Wasia jedno oko miała tak spuchnięte, że nie mogła go otworzyć, drugie zaszło jej mgłą, być może to dlatego nie od razu dostrzegła czwartą postać przyglądającą im się z cienia. Miała fioletowoczarną skórę, włosy zaś białe, kosmyki opadały na oczy przypominające dwie gwiazdy. Bez słowa przenosiła wzrok z dwóch kobiet na Niedźwiedzia i z powrotem.

      Był to demon zwany Północnicą.

      – Nie rozumiem – wyszeptała Wasia. Stała jak wmurowana między Warwarą, która miała swoje sekrety, a Niedźwiedziem, który proponował zdradzieckie bezpieczeństwo.

      Za nimi stała milcząca Północnica. Las za jej plecami jakby się zmienił. Był teraz gęstszy, dzikszy, ciemniejszy.

      – Co widzisz? – spytała Warwara cicho i zapalczywie, przykładając usta do ucha Wasi.

      – Niedźwiedzia – odszepnęła Wasia. – I demona zwanego Północnicą. I… ciemność. Za nią rozciąga się ciemność, straszna ciemność. – Dygotała od stóp do głów.

      – Biegnij

Скачать книгу