Zaklinacz. Donato Carrisi
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaklinacz - Donato Carrisi страница 15
– O kurwa, jak do tego doszłaś? – warknęła Rosa.
Mila wyjęła z teczki zdjęcia rąk numer jeden i sześć.
– U obu na opuszkach palców wskazujących znajduje się czerwona kropka… Są siostrami krwi.
* * *
Wydział policji federalnej zajmujący się badaniem zachowań prowadził przede wszystkim śledztwa w sprawie bestialskich zbrodni. Od ośmiu lat na jego czele stał Roche, któremu udało się zrewolucjonizować styl i metody pracy. W istocie to on otworzył drzwi dla takich cywilów jak doktor Gavila, który z uwagi na swoje publikacje i badania został jednogłośnie uznany za najbardziej twórczego wśród aktywnych zawodowo kryminologów.
W zespole śledczym gromadzeniem informacji zajmował się agent Stern. Był najstarszy i miał najwyższy stopień. Jego zadaniem było zbieranie informacji, które później mogły zostać wykorzystane do tworzenia sylwetek i szukania analogii z innymi śledztwami. To on był „pamięcią” całej grupy.
Do zadań Sarah Rosy należały logistyka i ekspertyzy informatyczne. Większość czasu poświęcała na poznawanie nowych technologii, przeszła też specjalne przeszkolenie w zakresie planowania operacji policyjnych.
Wreszcie Boris, specjalista od przesłuchań. Jego domeną było przesłuchiwanie osób zamieszanych w sprawę, a także sprawienie, by ewentualny winny się przyznał. Znał różne techniki pozwalające osiągnąć cel. I zazwyczaj do tego doprowadzał.
Roche rozdzielał zadania, ale nie kierował bezpośrednio zespołem – o sposobie prowadzenia śledztwa decydowały przeczucia Gavili. Inspektor i szef był przede wszystkim politykiem i często dokonywał wyborów w zależności od tego, jaki miały wpływ na jego karierę. Lubił występować publicznie i przypisywać sobie zasługi w śledztwach, które szły dobrze. Natomiast w przypadku tych, które nie dawały wyniku, obarczał odpowiedzialnością całą grupę lub, jak lubił ją określać, „drużynę Roche’a”. Z tego powodu podwładni czuli do niego niechęć, a często nawet pogardę.
W sali posiedzeń na piątym piętrze budynku stojącego w centrum miasta, który był siedzibą wydziału, zebrali się wszyscy.
Mila zajęła miejsce w ostatnim rzędzie. W łazience założyła na ranę nowy opatrunek, mocując go dwiema warstwami przylepca, po czym włożyła czyste dżinsy.
Postawiła torbę na podłodze i usiadła. W bardzo szczupłym mężczyźnie natychmiast rozpoznała szefa, inspektora Roche’a. Prowadził ożywioną rozmowę z jakimś skromnym mężczyzną, który roztaczał dziwną aurę, jakby szare światło. Mila była pewna, że poza tym pomieszczeniem, w rzeczywistym świecie, człowiek ten stałby się niewidoczny jak duch. Tu jednak jego obecność była uzasadniona. To z pewnością doktor Gavila, o którym mówili jej w samochodzie Boris i Rosa.
Ten człowiek miał w sobie coś, co kazało natychmiast zapomnieć o jego wygniecionym ubraniu i potarganych włosach.
Były to jego oczy, ogromne i uważne.
Rozmawiając z Roche’em, nagle przeniósł spojrzenie na nią. Mila poczuła skrępowanie i odwróciła wzrok, a on po chwili zrobił to samo, po czym usiadł niedaleko niej. Od tego momentu w ogóle nie zwracał na nią uwagi, a po kilku minutach rozpoczęło się zebranie.
Roche wszedł na podwyższenie i zabrał głos, wykonując przy tym uroczysty ruch ręką, jakby przemawiał do wielkiego audytorium, a nie do pięciu osób.
– Właśnie otrzymałem informacje z laboratorium – nasz Albert nie zostawił żadnych śladów. Okazał się naprawdę sprytny. Żadnego śladu, żadnego odcisku na tym małym cmentarzu rąk. Zostawił nam tylko sześć dziewczynek do odnalezienia. Sześć ciał… I jedno imię.
Następnie inspektor oddał głos Goranowi, który jednak nie stanął obok niego na podwyższeniu. Został na swoim miejscu, ze skrzyżowanymi rękami i nogami wyciągniętymi pod rzędem stojących przed nim krzeseł.
– Nasz Albert od początku dobrze wiedział, jak to się odbędzie. Przewidział wszystko w najdrobniejszych szczegółach. To on kręci tą karuzelą. Poza tym szóstka to okrągła liczba w matactwach seryjnego mordercy.
– Sześćset sześćdziesiąt sześć, liczba diabelska – wtrąciła Mila.
Wszyscy odwrócili się w jej stronę, rzucając upominające spojrzenia.
– Nie sięgamy po tego rodzaju banalne skojarzenia – powiedział Goran i Mila poczuła, że zapada się pod ziemię. – Kiedy mówimy o okrągłej liczbie, odwołujemy się do faktu, że osobnik zakończył już jedną lub kilka serii.
Mila przymknęła oczy i Goran wyczuł, że nie zrozumiała, co miał na myśli, więc wytłumaczył rzecz dokładniej:
– Seryjnym mordercą nazywamy takiego, który zabił co najmniej trzy razy w podobny sposób.
– Dwa trupy oznaczają tylko mordercę wielokrotnego – dodał Boris.
– Dlatego sześć ofiar to dwie serie.
– Czy to coś w rodzaju umownej reguły? – zapytała Mila.
– Nie. Oznacza to tylko, że jeśli się zabije po raz trzeci, to potem nie można przestać – wyjaśniła Rosa, zamykając dyskusję.
– Hamulce powstrzymujące mordercę są zwolnione, poczucie winy uśpione, a on zabija w sposób mechaniczny – zakończył Goran i znowu zwrócił się do wszystkich: – Ale dlaczego nie wiemy niczego o zwłokach numer sześć?
– Teraz wiemy jedno – odezwał się Roche. – Nasza nowa koleżanka dostarczyła nam wskazówkę, którą uważam za ważną. Połączyła ofiarę bez imienia z Debby Gordon, ofiarą numer jeden. – Roche powiedział to takim tonem, jakby pomysł Mili był tak naprawdę jego zasługą. – Proszę nam powiedzieć, na czym polega to śledcze przeczucie – dodał, zwracając się bezpośrednio do niej.
Mila znowu znalazła się w centrum uwagi. Pochyliła się nad notatkami, próbując uporządkować myśli. Tymczasem Roche dał jej znak, żeby wstała.
Mila podniosła się.
– Debby Gordon oraz dziewczynka numer sześć się znały. Oczywiście to na razie tylko przypuszczenie, ale wyjaśniałoby ono fakt, że obie mają identyczny znak na palcach wskazujących.
– O co dokładnie chodzi? – zapytał zaciekawiony Goran.
– A więc… chodzi o rytuał polegający na nakłuciu czubka palca i zmieszaniu krwi po złączeniu ze sobą opuszek obu palców. To taka młodzieżowa wersja paktu przypieczętowanego krwią. Zazwyczaj służy potwierdzeniu przyjaźni.
Także Mila zawarła taki pakt ze swoją przyjaciółką Gracielą. Użyły do tego celu zardzewiałego gwoździa, ponieważ spinka wydawała im się przedmiotem zbyt babskim. Nagle wróciło wspomnienie tamtego wydarzenia. Graciela była koleżanką, z którą się bawiła. Znały swoje sekrety, a raz miały nawet wspólnego chłopaka, który zresztą o niczym nie wiedział. Wmówiły mu, że jest spryciarzem, bo udaje mu się