Zaklinacz. Donato Carrisi

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaklinacz - Donato Carrisi страница 16

Zaklinacz - Donato Carrisi Mila Vasquez

Скачать книгу

zwapnienia kości dokonana na szóstej kończynie potwierdza tę tezę: ofiara miała dwanaście lat – odezwał się Boris, któremu bardzo zależało na zdobyciu punktów w oczach Mili.

      – Debby Gordon była uczennicą ekskluzywnego college’u. Nie można przyjąć, że jej serdeczna przyjaciółka mogła być koleżanką ze szkoły, ponieważ wśród uczennic żadnej nie brakuje.

      – Musiała więc poznać ją poza szkołą – stwierdził Boris.

      Mila skinęła głową.

      – Debby przebywała w college’u od ośmiu miesięcy. Musiała czuć się bardzo osamotniona, znalazłszy się tak daleko od domu. Przysięgłabym, że miała trudności z nawiązaniem kontaktu z koleżankami. Przypuszczam więc, że poznała swoją siostrę krwi gdzie indziej.

      – Chciałbym, żeby udała się pani do college’u i rzuciła okiem na pokój tej dziewczynki – powiedział Roche. – Kto wie, może coś tam wyskoczy.

      – Jeśli to możliwe, chciałabym też porozmawiać z rodzicami Debby.

      – Jasne, proszę robić, co uważa pani za stosowne.

      Zanim inspektor zdążył dodać coś jeszcze, rozległo się pukanie do drzwi. Trzy szybkie uderzenia. Zaraz potem, nie czekając na zaproszenie, do sali wszedł niski mężczyzna w białym fartuchu. Miał nastroszone włosy i bardzo dziwne skośne oczy.

      – A, Chang – przywitał go Roche.

      Był to lekarz sądowy. Mila od razu się zorientowała, że wcale nie ma wschodniego pochodzenia. Za sprawą jakichś tajemniczych genetycznych powiązań miał tylko wschodnie rysy. Nazywał się Leonard Vross, ale wszyscy mówili na niego Chang.

      Stanął obok Roche’a. Miał ze sobą skoroszyt, który natychmiast otworzył, choć nie musiał czytać tego, co było tam napisane, bo znał to na pamięć. Trzymanie tych kartek przed oczami dodawało mu prawdopodobnie pewności siebie.

      – Chciałbym, żebyście uważnie wysłuchali, co odkrył doktor Chang – powiedział inspektor. – Chociaż wiem, że niektórym z was może być trudno zrozumieć pewne szczegóły.

      Mila była pewna, że ta uwaga odnosi się do niej.

      Chang założył okulary, które nosił w kieszonce fartucha, i zaczął wysokim głosem:

      – Mimo przebywania w ziemi szczątki zachowały się w doskonałym stanie.

      Potwierdzało to tezę, zgodnie z którą od powstania cmentarzyka do jego odkrycia nie upłynęło wiele czasu. Następnie patolog skupił się na kilku szczegółach. Gdy jednak doszedł wreszcie do okoliczności śmierci sześciu dziewczynek, rąbnął prosto z mostu:

      – Zabił je, ucinając im ramię.

      Rany mają swój własny język. Mila dobrze o tym wiedziała. Gdy lekarz sądowy uniósł skoroszyt otwarty na powiększonym zdjęciu jednej z rąk, natychmiast zauważyła czerwonawą obwódkę wokół przecięcia i na samej kości. Infiltracja krwi do tkanek jest pierwszą oznaką, jakiej się szuka, by ustalić, czy rana była, czy też nie była śmiertelna. Jeśli została zadana martwemu ciału, serce nie pompuje krwi i wycieka ona pasywnie z uszkodzonych naczyń, nie przylepiając się do okolicznych tkanek. Jeśli natomiast cios zostaje zadany, gdy ofiara żyje, ciśnienie krwi w tętnicach i w naczyniach włoskowatych nadal się utrzymuje, ponieważ serce wciąż pompuje krew do uszkodzonych tkanek. U dziewczynek ten ratujący życie mechanizm przestał działać dopiero po odcięciu rąk.

      – Przecięć dokonano w połowie mięśnia dwugłowego ramienia. Kości nie są uszkodzone, a cięcia precyzyjne. Musiał użyć ostrej piły, bo na krawędzi rany nie znaleźliśmy żelaznych opiłków. Precyzyjne przecięcie naczyń krwionośnych i ścięgien mówi, że amputacja została przeprowadzona z fachowością, którą określiłbym jako chirurgiczną. Zgon nastąpił wskutek wykrwawienia. – Po chwili dodał: – Była to śmierć straszliwa.

      Słysząc to, Mila instynktownie spuściła oczy na znak szacunku, jednak prędko się zorientowała, że zrobiła to tylko ona.

      – Powiedziałbym, że zamordował je od razu – ciągnął Chang. – Nie miał żadnego interesu, żeby utrzymywać je przy życiu dłużej, niż to potrzebne, toteż zrobił to bez wahania. Okoliczności śmierci są identyczne w przypadku wszystkich ofiar. Z wyjątkiem jednej…

      – Jak to rozumieć? – zapytał Goran.

      Chang popchnął palcem okulary, które zjechały mu na czubek nosa, po czym wbił spojrzenie w kryminologa.

      Słowa zawisły na moment w powietrzu, aby po chwili spaść na zebranych niczym lodowaty prysznic:

      – Ponieważ jedna z nich cierpiała dłużej.

      W sali zapadła cisza.

      – Badania toksykologiczne wykazały ślady mieszanki leków w jej krwi i tkankach. Były to: środek przeciwko arytmii serca, taki jak dizopiramid, inhibitory ACE, oraz atenolol, który działa jako beta-bloker…

      – Obniżył jej tętno, redukując zarazem ciśnienie – stwierdził Goran Gavila, który zrozumiał już wszystko.

      – Dlaczego to zrobił? – zastanawiał się Stern, któremu nic nie wydawało się jasne.

      Na ustach Changa pojawił się grymas podobny do gorzkiego uśmiechu.

      – Spowolnił wykrwawianie się, żeby umierała wolniej… Chciał się cieszyć tym widokiem.

      – O którą dziewczynkę chodzi? – zapytał Roche, chociaż wszyscy znali już odpowiedź.

      – O tę numer sześć.

      Tym razem Mila nie musiała być specjalistką od seryjnych zbrodni, żeby zrozumieć, co się stało. Praktycznie biorąc, lekarz sądowy stwierdził tylko, że morderca zmienił modus operandi. A to oznacza, że nabrał pewności w tym, co robi. Eksperymentuje z nową zabawą, która mu się podoba.

      – Zmienił sposób, ponieważ był zadowolony z wyników. Szło mu coraz lepiej – podsumował Goran. – Wygląda na to, że się w tym rozsmakował.

      Mila doznała nagle dziwnego wrażenia. Był to dreszcz u nasady czaszki, który mówił jej zawsze, że zbliża się do rozwiązania kolejnego przypadku zaginięcia. Rzecz dziwna, trudna do wyjaśnienia. Potem jej umysł otwierał się, ujawniając nieoczekiwaną prawdę. Zazwyczaj to wrażenie trwało dłużej, tym razem jednak znikło, zanim zdążyła je uchwycić. Rozwiało się za sprawą słów Changa.

      – Jeszcze jedno… – Lekarz sądowy zwrócił się wprost do Mili, mimo iż jej nie znał. Była w tej sali jedyną obcą twarzą, a jego najwidoczniej poinformowano już o powodach jej obecności. – Są tam już rodzice zaginionych dziewczynek.

      * * *

      Z okna zagubionej wśród gór komendy policji drogowej Alexander Bermann miał doskonały widok na parking. Jego auto stało w głębi, w piątym rzędzie. Gdy patrzył z tego miejsca, wydawało mu się bardzo oddalone.

      Karoserie

Скачать книгу