Zaklinacz. Donato Carrisi

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaklinacz - Donato Carrisi страница 19

Zaklinacz - Donato Carrisi Mila Vasquez

Скачать книгу

odrobiny brylantyny. Golił się co rano, miał delikatną i gładką cerę, pachniał dobrymi perfumami. Był człowiekiem z zasadami, jednym z tych, którzy nigdy nie zmieniają przyzwyczajeń i dla których schludny wygląd jest znacznie ważniejszy niż ubieranie się pod dyktando mody.

      Poza tym musiał być bardzo sprawny w zbieraniu informacji.

      Podczas jazdy samochodem na miejsce odnalezienia ciała Stern wsunął do ust miętowy cukierek, a potem przedstawił zwięźle fakty:

      – Zatrzymany nazywa się Alexander Bermann. Ma czterdzieści lat i jest agentem handlowym, urządzenia dla przemysłu tekstylnego, doskonały pracownik. Żonaty, zawsze prowadził spokojne życie. Jest bardzo szanowany i znany w swoim mieście. Jego działalność przynosi spory dochód; nie jest bogaty, ale żyje dostatnio.

      – W sumie czysty jak łza – dodała Rosa. – Nie wzbudza żadnych podejrzeń.

      Gdy dotarli do komisariatu policji drogowej, policjant, który znalazł ciało, siedział na starej kanapie w jednym z pokojów. Był w szoku.

      Miejscowe władze oddały sprawy w ręce zespołu zajmującego się ciężkimi zbrodniami. Jego członkowie zabrali się do pracy z pomocą Gorana i na oczach Mili, której rola polegała po prostu na stwierdzeniu obecności lub braku elementów mogących pomóc jej w jak najlepszym wykonaniu zadania, jakie jej przydzielono, ale bez możliwości aktywnego udziału. Roche został w biurze, licząc na to, że jego ludzie opowiedzą mu, co się wydarzyło.

      Mila zauważyła, że Sarah Rosa trzyma się z dala od niej. Konstatacja ta sprawiła jej przyjemność, chociaż była pewna, że policjantka nie spuszcza z niej oka, gotowa przyłapać ją na jakimś potknięciu.

      Młody porucznik zaproponował, że zaprowadzi ich na miejsce. Starając się okazać pewność siebie, wyjaśnił, że niczego stamtąd nie zabrano, ale wszyscy członkowie zespołu dobrze wiedzieli, że prawdopodobnie po raz pierwszy ma do czynienia z tego rodzaju zdarzeniem. Prowincjonalny policjant nieczęsto styka się z tak okrutną zbrodnią.

      Po drodze porucznik przedstawił wyczerpująco fakty. Być może już wcześniej wypróbował to przemówienie, żeby czegoś nie przekręcić, bo mówił tak, jakby odczytywał protokół.

      – Stwierdziliśmy, że podejrzany Alexander Bermann dotarł wczoraj rano do hotelu w mieście położonym bardzo daleko stąd.

      – W odległości sześciuset kilometrów – uściślił Stern.

      – Jak się wydaje, jechał przez całą noc. Bak samochodu był prawie pusty – dodał porucznik.

      – Czy spotkał się z kimś w hotelu? – spytał Boris.

      – Zjadł kolację z klientami, potem poszedł do swojego pokoju… Tak twierdzą ci, którzy z nim byli. Ale weryfikujemy jeszcze ich zeznania.

      Rosa zapisała to w notatniku i umieściła obok uwagę, którą Mila dojrzała, spoglądając ponad jej ramieniem: Zebrać zeznania gości hotelowych dotyczące godzin.

      Do rozmowy włączył się Goran:

      – Przypuszczam, że Bermann nic jeszcze nie powiedział.

      – Podejrzany Alexander Bermann odmawia zeznawania bez adwokata.

      Dotarli na parking. Goran zauważył, że wokół auta Bermanna rozstawiono białe parawany, żeby zasłonić wstrząsający widok. Ale było to tylko kolejne z iluzorycznych zabezpieczeń. Wzburzenie w obliczu niektórych okrutnych zbrodni jest maską. Goran prędko to rozszyfrował. Śmierć, szczególnie okrutna, rzuca na żywych dziwny urok. Widząc trupa, wszyscy robimy się ciekawi. Śmierć to bardzo uwodzicielska pani.

      Przed podejściem do auta Bermanna wszyscy założyli plastikowe ochraniacze na buty oraz czepki przytrzymujące włosy, a także nieodłączne lateksowe rękawiczki. Potem puścili w obieg mały słoiczek z pastą kamforową. Każdy wziął trochę na palec, żeby posmarować skórę pod nosem i zneutralizować w ten sposób wszelkie inne zapachy.

      Był to przećwiczony rytuał, podczas którego słowa nie były potrzebne. Ale także sposób na skoncentrowanie się. Wziąwszy słoiczek z rąk Borisa, Mila poczuła, że jest uczestniczką tej szczególnej komunii.

      Porucznik drogówki, poproszony o zaprowadzenie ich na miejsce, stracił nagle całą pewność siebie i wahał się przez dłuższą chwilę. Ale potem ruszył przodem.

      Przed przekroczeniem granicy wyznaczonej przez parawany Goran spojrzał na Milę, która kiwnęła głową. To go uspokoiło.

      Pierwszy krok zawsze jest najtrudniejszy. Mila była pewna, że niełatwo przyjdzie jej zapomnieć to pierwsze wrażenie.

      To było jak wkroczenie w inny wymiar. Na kilku metrach kwadratowych, gdzie także promienie słoneczne zostały stłumione przez sztuczne i zimne światło lamp halogenowych, znajdował się świat, w którym panowały zupełnie odmienne reguły i prawa fizyczne niż w świecie nam znanym. Do trzech wymiarów, wysokości, szerokości i głębokości, dochodził czwarty – próżnia. Każdy kryminolog wie, że odpowiedzi znajdują się właśnie w takich „próżniach” miejsca zbrodni. Wypełniając te puste przestrzenie obecnością ofiary i jej kata, odtwarza się zbrodnicze działania, nadaje sens przemocy, poznaje nieznane. Poszerza się czas, starając się spojrzeć w przeszłość, w napięciu, które zawsze trwa za krótko i nigdy się nie powtarza. Dlatego pierwsze wrażenie na miejscu zbrodni jest najważniejsze.

      Milę uderzył przede wszystkim zapach.

      Pomimo kamfory był przenikliwy. Zapach śmierci jest zarazem mdły i słodki. Bezsensowny. Najpierw uderza niczym pięść w brzuch, a potem odkrywa się, że w głębinach tego zapachu kryje się coś, co nie może nie wydać się przyjemne.

      W jednej chwili członkowie zespołu ustawili się wokół auta Bermanna. Wyglądało to tak, jakby z ich oczu wychodziły współrzędne siatki, która pokrywała każdy centymetr kwadratowy, niczego nie pomijając.

      Mila przeszła za Goranem na tył samochodu.

      Bagażnik był otwarty, tak jak zostawił go policjant, który znalazł ciało. Goran pochylił się nad jego wnętrzem, Mila zrobiła to samo.

      Nie zobaczyła zwłok, ponieważ widać było tylko duży, czarny, plastikowy worek, w którym, jak można się było domyślić z jego zarysów, znajdowało się ciało.

      Zwłoki którejś z dziewczynek?

      Worek dokładnie oblepiał ciało, oddając rysy twarzy i jej kształt. Usta były otwarte w niemym krzyku, jakby coś wyssało z tej mrocznej jamy całe powietrze.

      Wyglądał jak bluźnierczy całun.

      Anneke, Debby, Sabine, Melissa, Caroline… Czy może ta szósta?

      Można było odróżnić oczodoły i głowę wykręconą do tyłu. Ciało nie zostało porzucone, gdy jego tkanki były jeszcze miękkie. Przeciwnie, członki sterczały sztywno, jakby zostało porażone w nagłym zrywie. W tym cielesnym posągu czegoś brakowało. Ręki. Lewej.

      – Dobrze, zaczynamy badanie – powiedział Goran.

      Praca

Скачать книгу