Czarne złoto. Michał Potocki

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarne złoto - Michał Potocki страница 11

Автор:
Серия:
Издательство:
Czarne złoto - Michał Potocki Reportaż

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Goście kopalni wizytę na dole obowiązkowo kończą obiadem. Nie inaczej było tym razem. Z tą różnicą, że na stół zamiast zimnego piwa, jak w Polsce, wjechały wina i wódka.

      – Czas na tradycyjne frontowe sto gram – zarządził inżynier.

      Ta tradycyjna miara weszła w krew tak mocno, że w rosyjskim pojawił się czasownik ostogramitsia, „ostogramić się”.

      – Pierwszy toast tradycyjnie pije się za przyjaźń. Dziękujemy, że wspieracie wolną Ukrainę i interesujecie się sprawą, która wielu ukraińskich dziennikarzy od dawna nie obchodzi – mówiła Oksana Sztonda.

      Wierzyliśmy w jej intencje, choć czasem ten pawłohradzki patriotyzm wyglądał sztucznie w zakładzie, w którym wszystkie napisy są po rosyjsku. W podsłuchanej przypadkiem rozmowie między pracownikami słyszeliśmy opowieść o niedawnych wczasach na Krymie.

      – Ale na Facebooka zdjęć nie wrzucałem. No bo wiesz…

      Po przyjaźni nastąpiły toasty za kobiety, miłość i mężczyzn. Jak mówił inżynier, piąty toast to już zwykle wolne wnioski typu: „Niech żyje Pawłohradwuhilla!”. Potem porządek zwykle się rozluźnia. Niczym w dawnej białoruskiej pieśni przypomnianej przez grupę Stary Olsa, w której pierwszy toast pije się za zebranych, drugi za wolność, trzeci za życie, czwarty za Cerkiew Chrystusową, piąty za potęgę kniazia, szósty za ludzi wolnych, a potym pje, chto zdolny.

      Wkrótce po naszej wizycie w Hirśkem i Pawłohradzie na Ukrainie nastąpiła zmiana władzy i ekipę Petra Poroszenki zastąpił Wołodymyr Zełenski. Pawłohrad specjalnie się nie martwił, za to Hirśke dalej protestowało pod kijowskimi gmachami rządowymi. W gorącą lipcową noc wyborczą w zielonym niczym nazwisko prezydenta sztabie zwycięskiej partii Sługa Narodu zapytaliśmy czołowego eksperta od energetyki, wybranego właśnie do Rady Najwyższej, co zrobić z nierentownymi kopalniami.

      – Przez dwa czy trzy lata chcemy wspierać górnicze regiony, ale w tym czasie spróbujemy je przekwalifikować, sprawić, by ludzie byli bardziej mobilni, nie bali się przeprowadzki. Wydobycie węgla jest dotowane, a kopalnie są nieefektywne. Tracimy gdzieś sens ekonomiczny. Umowa społeczna: dajemy wam trzy lata dotacji, ale w tym czasie się przekwalifikujcie albo przeprowadźcie – odpowiedział Ołeksij Orżel.

      Wkrótce nasz rozmówca został ministrem energetyki w rządzie Ołeksija Honczaruka i zaczął głośno mówić o konieczności zamknięcia części kopalń.

       Podziemny Czarnobyl

      Na Ukrainie właściwej zamknięcie kopalni to dramat dla jej pracowników, ale ktoś przynajmniej dba o wypompowywanie wody. Restrukturyzacja kopalń w ORDŁO wygląda zgoła inaczej. Z oficjalnych danych opublikowanych pod koniec 2018 roku przez wydawany w Doniecku kwartalnik naukowy „Wiestnik Instituta ekonomiczeskich issledowanij” wynika, że spośród stu pięćdziesięciu siedmiu kopalń leżących na terenie DRL i ŁRL osiemdziesiąt siedem znajduje się w stanie likwidacji.

      W tamtejszych warunkach oznacza to pozostawienie kopalń na pastwę wód gruntowych, bo nikt nie ma środków, by ją odpompować. Wody stopniowo zalewają chodniki, podnoszą się coraz wyżej, a że Donbas pod ziemią jest dziurawy jak sito, nikt nie wie, gdzie się mogą pojawić. Zatruta chemikaliami ciecz może skazić zbiorniki wody pitnej i grunty orne w promieniu kilkuset kilometrów. W ORDŁO, ale też na Ukrainie właściwej i w Rosji.

      W latach dziewięćdziesiątych, po zamknięciu kopalń w rosyjskim obwodzie rostowskim, zażelaziona woda najpierw skaziła studnie, a potem zaczęła podtapiać piwnice domów. Tam też nie wszędzie dbano o pompowanie cieczy. Zamknięte szyby służyły również jako darmowe składowiska odpadów. Jeden z naszych rozmówców z Rostowa nad Donem przekonywał nas, że spuszczano do nich wtedy nawet zużyte paliwo jądrowe, ale tego nie byliśmy w stanie zweryfikować.

      W 1979 roku w kopalni Junkom w Junokomunariwśku w obwodzie donieckim Sowieci przeprowadzili podziemną próbę nuklearną. Dzisiaj kopalnia znajduje się pod kontrolą DRL. Obiekt o kryptonimie Kliważ – betonowa obudowa, którą otoczono miejsce eksperymentu – miał gwarantować bezpieczeństwo. W kwietniu 2018 roku władze DRL zdecydowały się Junkom zamknąć i zatopić. Projekt „mokrej konserwacji” był konsultowany z rosyjskimi naukowcami.

      – To grozi nowym Czarnobylem – mówił nam Mychajło Wołyneć, szef Niezależnego Związku Zawodowego Górników Ukrainy, który brał udział w rządowej naradzie na ten temat.

      Jeśli sarkofag nie wytrzyma naporu wody – a tego obawiają się ukraińskie władze – radioaktywne pamiątki po wybuchu mogą się dostać do wód gruntowych w basenie rzek Doniec i Kalmius. O takim zagrożeniu pisał w 1999 roku minister ochrony środowiska Wasyl Szewczuk. Separatyści uspokajają, że uczeni uznali, iż zasady bhp zostały zachowane. Polscy naukowcy, z którymi rozmawialiśmy, uważają, że sprawa Junkomu została rozdmuchana przez Ukraińców, a ryzyko katastrofy ekologicznej jest marginalne.

      – Junkom został zamknięty jeszcze w czasach radzieckich. Kopalnia jest połączona pod ziemią z innym nieczynnym zakładem wydobywczym, Ołeksandr-Zachid w Gorłówce. Nad jej wyrobiskami zbudowano zakład chemiczny, z którego w 1989 roku wyciekło do kopalni 30 ton mononitrochlorbenzolu. Substancja przereagowała z podziemnymi związkami chemicznymi. Od oparów ucierpiało dwieście pięćdziesiąt osób pracujących pod ziemią. Teraz te wszystkie związki mogą wypłynąć na powierzchnię – opowiadał Wołyneć.

      Inny przykład to kopalnia 2-bis, z której przestano wypompowywać wodę w listopadzie 2018 roku, sąsiadująca ze złożami rud rtęci. Według Wołyncia na centralnym Donbasie wszystkie kopalnie zostały zatopione. Przedstawiciele rządu nie pozostawiają złudzeń. Minister do spraw terenów okupowanych Heorhij Tuka mówił publicznie, że „dawnego Donbasu już nie będzie” i nawet w razie jego odzyskania nikt tych zakładów nie odbuduje.

      W okolicy Jenakijewego, Gorłówki i Torećka poza kopalniami są też liczne zakłady przemysłowe, a w każdym z nich – składowiska niebezpiecznych, trujących odpadów, które woda wypływająca z kopalń również może wypłukać. Takie jak zakłady produkcji silnie toksycznego fenolu w Nowohrodiwce, których składowisko odpadów niejednokrotnie trafiało pod ostrzał i nie wiadomo, w jakim jest stanie. Według naszego rozmówcy, specjalisty z okupowanej Makiejewki, to zagrożenie znacznie poważniejsze niż promieniotwórcza kapsuła z Junkomu.

      – W kapsule jest raptem pięćdziesiąt kiurów. To okazja do informacyjnego szumu, nic więcej. Wybuch został zaplanowany bardzo profesjonalnie. Zawartość kapsuły może podwyższyć radiację tylko nieznacznie, a i to lokalnie. Są poważniejsze zagrożenia. W latach dziewięćdziesiątych mój nieżyjący już ojciec pracował jako dyżurny na kopalnianej stacji. Osobiście odprawiał skład z niebieskimi beczkami bez znaków rozpoznawczych. Wyładunek nocą, beczki do windy i w dół do kopalni. Nikt nie wie, co tam było. Plus hałdy kopalniane i hutnicze, których nigdy nie utylizowano, pełne arsenu, bizmutu i kadmu. Zakłady chemiczne Styroł w Gorłówce, które zakopywały odpady w ziemi – opowiadał Iwan.

      Ze Styrołem wiąże się anegdota, którą opowiedział nam jeden z dziennikarzy. Żeby zademonstrować, że wcale nie jest to jeden z większych trucicieli w kraju, pośrodku zakładu stworzono mały skwer, a w nim oczko wodne. Pływał tam sobie łabędź.

      – Gdyby było

Скачать книгу