Czarne złoto. Michał Potocki

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarne złoto - Michał Potocki страница 7

Автор:
Серия:
Издательство:
Czarne złoto - Michał Potocki Reportaż

Скачать книгу

gdzie trzy razy na dobę sztygarzy, ich zastępcy i brygadziści (a ongiś sztygarzy, rządcy i kierownicy artelów [samodzielnych brygad – przyp. aut.] robotniczych) »odprawiają« do pracy najbliższą zmianę: sprawdzają, ilu ludzi przyszło na szychtę, kto zjeżdża na dół, wyznaczają, gdzie ma kto pracować, oraz co, jak i ile trzeba zrobić”.

      Opis ten jest wspólny dla polskich i ukraińskich kopalń, lecz w tych ostatnich figur świętej Barbary nie spotkamy, choć w Pawłohradzie widzieliśmy ją na obrazie w budynku zarządu spółki wydobywczej. Według literatury przedmiotu święta Barbara nie jest znana na Donbasie jako patronka górników. Ukraińscy górnicy własny dzień święcą w ostatnią niedzielę sierpnia na pamiątkę rekordowej zmiany Aleksieja Stachanowa.

      Historycy uznają, że święta jest postacią legendarną, ale tradycja głosi, że jej szczątki spoczywają w kijowskim soborze Świętego Włodzimierza. Prawosławny przekaz podaje, że do ukraińskiej stolicy przywiozła je w posagu w XII wieku córka cesarza bizantyjskiego Aleksego I Komnena, która wyszła za wielkiego księcia kijowskiego Światopełka II Michała.

      Według badacza robotniczego folkloru z początku XX wieku Ołeksija Ionowa mity Zagłębia Donieckiego rozwijały się niezależnie od podań górników z Uralu czy Syberii, nie mówiąc o terenach spoza Imperium Rosyjskiego. Mimo to wszystkie są dość podobne. Wołodymyr Łytwynow z Dobropola opowiadał Barbarze Włodarczyk, że wychodząc do pracy, nie odwraca się za siebie ani nie patrzy na dom, by móc do niego wrócić. A pierwszego dnia pod ziemią warto wyłączyć lampę. Jeśli wytrzymasz i się nie przestraszysz kompletnej ciemności, będziesz dobrym górnikiem.

      Rolę Skarbnika (Skarbka) odgrywa tu Szubin, futrzak. To gospodarz kopalni. Codziennie zjeżdża z górnikami na dół, by ich chronić. Łatwo go rozgniewać, a wtedy jest gotów czynić najokrutniejsze złośliwości. Ale Szubina można udobruchać, zostawiając jedzenie w miejscu niedawnego wydobycia. Wtedy potrafi uchronić od tąpnięcia albo pomóc w pracy, jeśli ktoś akurat przepił pensję i musiał przyjść do roboty w dzień wolny.

      W zależności od rejonu Donbasu Szubin może być starcem dawniej pracującym w kopalni albo duchem górnika, który – skłócony z kierownictwem zakładu – wysadził ją w powietrze. Najczęściej ma siwą brodę, błyszczące oczy, czasem wbity w plecy obuszok, na Śląsku zwany żeloskiem, narzędzie przypominające kilof. Szubin może przybrać postać koguta albo kozła. Zwykle nie zwraca na siebie uwagi. Ale kto go spotka oko w oko, temu grozi śmierć. „Szubin zabrał” – mawia się o poległym w pracy górniku. „Szubin się obraził” – gdy dochodzi do tąpnięcia. U nas o ofierze wypadku mawia się, że święta Barbara zabrała ją na wieczną szychtę.

      – Normalnie go nie widać, tylko słychać. To różne dziwne stuknięcia dochodzące nie wiadomo skąd – mówił Butczenko.

      Czasem to właśnie jego świst albo krzyk jest ostrzeżeniem przed wypadkiem. Znakiem, że demon jest gdzieś blisko, może być niebieski zając. Z jednej strony strach go spotkać, z drugiej: „[…] kto zobaczy w kopalni niebieskiego zająca, tego wkrótce spotka wielkie szczęście. Ale zając rzadko wychodzi z pokładów węgla i nie każdemu rzuca się w oczy” – pisał Jewhen Konowałow, autor książek o donbaskim folklorze.

      O uszastym ssaku w Donbasie opowiadał Borys Horbatow:

      Niebieskiego zająca jeszcze nikt nie widział. Starzy górnicy wiedzieli jednak z całą pewnością, że to wolne zwierzątko żyje w porzuconych wyrobiskach. Ale nie każdemu sądzone jest spotkać niebieskiego zająca – tchórz nie dojdzie, a głupi nie dojrzy. Nadejdzie jednak taki dzień, kiedy niebieski zając pokaże się wszystkim ludziom, i odważnym, i lękliwym. Wówczas zapanuje na ziemi prawda i sprawiedliwość, a kopalnia przestanie być katorgą.

      Antracyt na Donbasie wydobywa się tak jak inne rodzaje węgla kamiennego. Ściana wydobywcza jest urabiana dwuorganowym kombajnem poruszającym się po przenośniku zgrzebłowym. Każdy koniec maszyny wieńczy okrągła tarcza naszpikowana zębiastymi ostrzami, które skrobią skałę. Mimo wielkich gabarytów kombajn jest dość zwrotny i radzi sobie z nachyleniem pokładów sięgającym czterdziestu stopni. A gdy nachylenie jest większe?

      – Nic nie może się zmarnować. Wydobywa się wtedy ręcznie, krok po kroku krusząc węgiel za pomocą kilofa. Jak za czasów Stachanowa, gdy kopalnie nie były tak zmechanizowane – opowiadał Maksym.

      Urobek, bo jeszcze nie węgiel, spada na przenośnik taśmowy i dojeżdża do skipu, wielkiego wiadra, w którym wyjeżdża na powierzchnię. Dopiero w zakładzie przeróbki mechanicznej, po sortowaniu z wykorzystaniem zawiesiny wody i rudy żelaza (węgiel wypływa, a kamień tonie) oraz specjalnych sit, węgiel zostaje oddzielony od kamienia i innych resztek skał. To właśnie te resztki trafiają na hałdy, tak charakterystyczne dla krajobrazów Śląska, Donbasu i innych górniczych regionów świata.

      Z hałd biedota wybiera pojedyncze okruszki węgla. W czasie wojny hałdy służą za wzgórza o strategicznym znaczeniu, z których można trzymać w szachu okolicę. Dawniej biedniejsi kibice oglądali z jednej z nich mecze Szachtara Donieck, gdy jeszcze grał na starym stadionie.

      Poruszanie się kombajnu tam i z powrotem wzdłuż ściany coraz bardziej poszerza korytarz. Sekcje obudowy zmechanizowanej przesuwają się ze ścianą wraz z jej postępem. Strop jest podtrzymywany górną częścią obudowy i drewnianymi belkami. Wysokość korytarza nie zawsze pozwala pracować na stojąco. Czasem dochodzi do czterech metrów, ale zdarza się, i to nierzadko, że są przewężenia na osiemdziesiąt centymetrów. Wtedy trzeba pracować na klęczkach, a to sprzyja kontuzjom.

      Pustki powstające w wyniku wydobycia wypełnia się albo metodą na zawał, albo na podsadzkę, żeby nie osuwał się teren ponad wyrobiskami i aby metan nie miał się gdzie gromadzić. Ta pierwsza metoda, zdecydowanie tańsza, polega na kontrolowanym zawaleniu skał tak, by wypełniły niszę. Nie jest ona jednak wskazana dla kopalń fedrujących pod miastami, bo nie niweluje do końca zagrożenia osuwania się terenu. Dlatego pod terenem zabudowanym powinno się używać podsadzki, czyli wypełniać pustkę specjalną mieszanką wody i piasku tłoczoną rurociągiem. O ile zawał kosztuje kilka złotych na tonę węgla, o tyle podsadzanie jest kilkunastokrotnie droższe. To spore pieniądze przy koszcie wydobycia tony węgla kamiennego przekraczającym w 2018 roku w Polsce 300 złotych. Dlatego kopalnie zwykle tak bardzo walczą o zgodę na wydobycie na zawał.

      – Pustki należy wypełniać, bo to kwestia bezpieczeństwa zarówno pod ziemią, jak i na powierzchni. Ale w donbaskich kopalniach to teoria. Za dużo zachodu. Zwykle pustki zostawały niewypełnione. W efekcie ciśnienia i nacisku wielokrotnie dochodziło do zawalania się chodników – opowiadał Maksym.

      Donbaskie kopalnie zawsze były niedoinwestowane, a sprzęt przestarzały, co sprzyjało awariom. Tak było zwłaszcza na przełomie stuleci, gdy Butczenko mieszkał jeszcze w Roweńkach.

      – Inwestycje w kopalnie powinny być na tyle duże, by cały proces pracy przeszedł na cywilizowane normy, jak w Stanach Zjednoczonych. Automatyczne wydobycie węgla, normalna wentylacja. To wszystko kosztuje. Pierwszą rzeczą, którą zrobił Achmetow po przejęciu części kopalń, była optymalizacja zatrudnienia. Czyli zwolnienia, obniżanie pensji i zwiększanie norm wydobycia. Inwestycje długoterminowe były nieopłacalne – tłumaczył nasz rozmówca.

      Skrót koncernu DTEK, górniczej odnogi holdingu najbogatszego Ukraińca Rinata Achmetowa, bywał rozwijany w narodzie jako Donećka trudowo-eksperymentalna kołonija, czyli doniecki eksperymentalny obóz pracy. Prywatny właściciel wymagał znacznie większej wydajności niż państwowe kopalnie.

Скачать книгу