Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Harmonia zbrodni - Aleksandra Marinina страница 2
Było mu dobrze i błogo.
Wypis z rozkazu dotyczącego podwładnych naczelnika Głównego Urzędu Spraw Wewnętrznych Moskwy:
„…mianować podpułkownika milicji Anastazję Pawłownę Kamieńską na stanowisko starszego oficera wydziału… ustalając uposażenie w wysokości…
…mianować majora milicji Jurija Wiktorowicza Korotkowa na stanowisko zastępcy naczelnika wydziału… ustalając uposażenie w wysokości…
…zwolnić pułkownika milicji Pawła Wasiljewicza Żeriechowa ze stanowiska zastępcy naczelnika wydziału… w związku z odejściem z organów spraw wewnętrznych (raport z 10 maja 1998 roku)…”.
– No to teraz dam ci popalić – rzucił złośliwie Korotkow, rozlokowując się w nowym miejscu pracy. – Wreszcie dorwałem się do koryta.
– Pewnie, każdy może się wyżyć na słabym podpułkowniku, nawet major – zażartowała Nastia. – Niepotrzebnie wróciłam, zatrujesz mi życie.
– Aha. Zatruję – obiecał Jura pogodnie. – Zażądam, żebyś zbadała sprawy co najmniej pięciu zabójstw stulecia, a wtedy, jako twój mądry szef, dostanę sto pięćdziesiąt pochwał, pięć nagród państwowych i od razu stopień pułkownika, z pominięciem podpułkownika. Dobrze kombinuję?
– Świetnie – przyznała. – A jeśli tego nie zrobię, przepędzisz mnie z powrotem do Iwana?
– Też coś, marzenie ściętej głowy! Nawet jeśli nie wyjaśnisz żadnej nowej sprawy, nigdzie cię nie puszczę, bo tylko ty możesz mi zapewnić poczucie wielkiej milicyjnej frajdy polegającej na rozkazywaniu starszym stopniem. Nie każdy oficer ma takie szczęście jak ja.
– Przecież niedługo sam dostaniesz podpułkownika i twoja frajda się skończy.
– Ale kiedy to będzie… A na razie nie przeszkadzaj mi cieszyć się życiem.
Tak więc Nastia nie przeszkadzała. Co więcej, sama się nim cieszyła, bo wróciła do swojej pracy i swoich przyjaciół, za którymi bardzo się stęskniła, gdy się przeniosła i zatrudniła w wydziale do spraw przestępczości zorganizowanej. Generał Zatoczny puścił ją, jak to się mówi, na pierwsze żądanie. Burza, przed którą Gordiejew ukrył Nastię swego czasu, w końcu się rozpętała, nie jesienią, co prawda, jak się spodziewano, ale dopiero następnej wiosny, w marcu. Ku zaskoczeniu większości minister spraw wewnętrznych został zdjęty ze stanowiska, więc na parę dni milicyjna społeczność zamarła w oczekiwaniu decyzji co do własnego losu. Kto go zastąpi? Jeszcze jeden wojskowy, który przetasuje kadry i mianuje na stanowiska wyłącznie swoich kolesiów z uczelni, czy jednak profesjonalista? Parę dni później wszyscy westchnęli, wprawdzie nieco trwożnie, ale z ulgą: to nie wojskowy.
Już w pierwszych dniach nowy minister oświadczył, że działalność operacyjno-wywiadowcza jest najważniejszym elementem walki z przestępczością i od tej pory będzie się znajdować w centrum uwagi. Naczelnik Głównego Wydziału Spraw Wewnętrznych Moskwy nie stracił swojej posady, dlatego na razie nie przewidywano przetasowań kadrowych w urzędzie. Naczelnik wydziału, w którym Nastia przedtem pracowała, zachował swój stołek, więc mogła wracać. Spędziwszy u Zatocznego niemal dziesięć miesięcy, zdążyła nauczyć kapitana Diużyna podstaw pracy analitycznej i otrzymać stopień podpułkownika, którego mogła nie dostać na Pietrowce – stanowisko nie pozwalało. Dlatego rozstanie z generałem miało charakter pokojowy i polubowny. Jak to mówią, wszyscy wyszli na swoje.
– No cóż, moje dzieci – powiedział pułkownik Gordiejew tego ranka, otwierając rutynową odprawę operacyjną. – Przestępcy okazali się lepsi od nas. Z powodu upału robimy bokami, a oni czują się rześko. Ciekawe, skąd biorą siły? Wczoraj Siełujanow miał dyżur w mieście i „załatwił” nam zabójstwo niejakiej pani Dudariewej, prezeski firmy… – Zajrzał do rozłożonych na biurku kartek. – …firmy Turella. Biznes turystyczny. Kobieta była dobrze sytuowana, mówiąc oględnie. Dochodzenie wdrożono w okręgu, na razie nikt nas nie zaczepia, ale niewykluczone, że to porachunki biznesowe, więc jak nie dzisiaj, to jutro zostaniemy włączeni. Nie będzie mnie przez parę dni, wieczorem wyjeżdżam w delegację, stery przejmuje Korotkow. Dlatego zawczasu rozdaję cukierki. Jeśli nadejdzie rozkaz, by włączyć się do zabójstwa Dudariewej, zajmie się nim Siełujanow, przekażcie mu to, gdy odeśpi dwudziestoczterogodzinny dyżur. Zrozumiałeś, Korotkow? Bierz do galopu swojego kumpla i nie lituj się nad biedakiem. Wiem, że w najbliższych dniach się żeni, więc zaraz rzucicie się, żeby go wyręczyć. W tej kwestii to wszystko, teraz meldujcie, jak wyglądają bieżące sprawy. Docenko, zacznij od zabójstwa Wodoszczykowa…
Nastia ucieszyła się, że podczas jej nieobecności nikt nie zajął miejsca w rogu, które stale okupowała. Większość pracowników wydziału siadała przy stole konferencyjnym, a jeśli komuś zabrakło miejsca, zajmował jedno z krzeseł stojących przy ścianie. Tymczasem w rogu pokoju pułkownika Gordiejewa znajdował się stary, niski fotel z wyblakłym, wytartym obiciem, tak rozchybotany i rozeschnięty, że osoby ważące ponad osiemdziesiąt kilogramów wolały nie ryzykować i w nim nie siadały. Nastia Kamieńska ważyła mniej, dlatego chętnie i bez obaw go zajmowała.
Po naradzie zajrzała do Korotkowa.
– Chyba niezręcznie wyszło z Kolą, jak sądzisz? – powiedziała. – Chłopak musi się szykować do ślubu, a tymczasem wisi nad nim realne niebezpieczeństwo, że ugrzęźnie w zabójstwie pani z branży turystycznej. Może porozmawiasz z Pączkiem? Niech wyda inną dyspozycję.
– Aleś wymyśliła. – Jurij się uśmiechnął. – Pączek miałby zmienić zdanie? Przecież to jasne jak słońce, że wychowuje Kolana.
– W związku z czym? – zdziwiła się Nastia. – Co znowu nawywijał?
– To, co zwykle. Dwa tygodnie temu po raz kolejny poleciał bez pytania do Woroneża, co prawda tylko na jeden dzień. Rano poleciał, a wieczorem wrócił, nikt by się nawet nie zorientował. Ale nasz Pączek jest za cwany na te numery.
– I znowu pił po powrocie?
– Nic z tych rzeczy. – Korotkow pokręcił głową. – Teraz Kolka prawie w ogóle nie pije, chyba że na imprezie, wtedy nie wypada odmawiać. Ale tak jak dawniej, żeby przez trzy dni na okrągło, to już nie. Lady Walentina całkowicie go odmieniła. Trzeba kochać swoje dzieci, mówi, to nie ulega wątpliwości, ale pić po każdym spotkaniu z nimi to przesada. Przecież nie doszło do żadnej tragedii, którą należałoby zalewać wódką, dzieci są szczęśliwe, zadbane, zadowolone i zdrowe, żyją w pełnej rodzinie z mamą i nowym tatą, więc taka komfortowa sytuacja nie jest uzasadnionym powodem do pijaństwa. A skoro Nikołasza pije nie z litości nad dziećmi, ale z litości nad sobą, to tym bardziej powinien się wstydzić, bo prawdziwy facet musi być twardy. Może albo postępować słusznie i szanować się za to, albo wyrzucać sobie błędy