Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Harmonia zbrodni - Aleksandra Marinina страница 4
– Dlaczego?
– Uważałem, że tego nie wymaga. Próbowałem przekonać Elenę, oboje zaczęliśmy mówić podniesionymi głosami… Zażądała, żebym pokazał dokumentację, więc powiedziałem, że jest w samochodzie i jeśli jej potrzebuje, to niech sama po nią zejdzie. Elena wzięła kluczyki od samochodu i ruszyła na dół. To wszystko.
– Nie, Gieorgiju Nikołajewiczu, nie wszystko. Nie tylko podniósł pan głos na żonę, ale też sprowokował kłótnię. Specjalnie zostawił pan dokumentację w samochodzie, a potem wywołał sprzeczkę, chcąc nakłonić Elenę Pietrownę do obejrzenia przygotowanego projektu.
– Ma pan wybujałą wyobraźnię…
– Wie pan, ile razy w życiu to słyszałem? Dokładnie tyle, ilu podejrzanych oddałem pod sąd. Dlatego pańska ocena to dla mnie żadna nowość i zapewniam, że nie jest mi z jej powodu przykro. Gdybym nie miał wyobraźni, nie doprowadziłbym żadnej sprawy karnej do końca. Niech mi pan wierzy, że nie urodził się jeszcze taki przestępca, który chętnie by opowiadał, jak wszystko się naprawdę odbyło. Muszę posługiwać się wyobraźnią, żeby zrozumieć, co się stało. Wróćmy jednak do pańskiej małżonki. Po obejrzeniu miejsca wybuchu i uszkodzeń samochodu eksperci doszli do wniosku, że bomba była zdalnie sterowana. Mam do pana jeszcze tylko jedno pytanie, na które chcę otrzymać odpowiedź. Kto aktywował ładunek? Zrobił pan to własnoręcznie, wychodząc na balkon albo wyglądając przez okno? Czy wynajął kogoś w tym celu? Chciałbym, żeby odpowiedział pan na to pytanie. Jeśli jednak postanowi pan milczeć, nie ma zmartwienia. W pańskim mieszkaniu właśnie trwa przeszukanie. Jeżeli nie znajdziemy pilota, z którego wysłał pan śmiercionośny sygnał, zaczniemy szukać pańskiego wspólnika. Może zaoszczędzi nam pan czasu i sił i od razu się przyzna?
– Nie mam do czego się przyznawać. Nie podkładałem żadnego ładunku i nie chciałem zabić Eleny. Nie mam też wspólnika. Myli się pan, stał się pan zakładnikiem swojej wyobraźni…
– Dosyć, Gieorgiju Nikołajewiczu, niech pan sobie daruje. Kto prócz pana mógł przypuszczać, że to nie pan wsiądzie do samochodu? Nikt. Bo na miejscu kierowcy siadał tylko pan, sam pan mi o tym powiedział. Pańska małżonka nie prowadziła samochodu. Kto prócz pana wiedział, że drzwi od strony pasażera nie otwierają się z zewnątrz? Nikt. I nikt prócz pana nie podjąłby próby zabicia Eleny Pietrowny w tak dziwny sposób, wykorzystując pański samochód i podkładając ładunek wybuchowy na wysokości siedzenia kierowcy. Znajdziemy albo pilota, albo człowieka, którego pan wynajął. Trzeciego wyjścia nie ma. Wydaję postanowienie o pańskim zatrzymaniu.
– Niech pan posłucha…
– Tak?
– Co mam zrobić, żeby mi pan uwierzył?
– Niestety, nie potrafię udzielić panu żadnych wskazówek. Potrafię tylko doradzić, jak może pan ulżyć swojemu losowi.
Pod koniec dnia upał nie zelżał, trochę chłodniej zrobiło się dopiero przed świtem. Olga Jermiłowa nie spała całą noc, ale nie tylko z powodu upału. Poprzedniego wieczoru w Patrolu drogowym, który regularnie oglądała, usłyszała straszliwą nowinę: nie żyje Elena Dudariewa, a podejrzany o popełnienie zbrodni mąż, Gieorgij Dudariew, został zatrzymany. Umysł Olgi odmawiał przyjęcia tego faktu do wiadomości i zamiast konstruktywnych rozwiązań podsuwał jej dziwne myśli o synu, któremu też pewnie jest gorąco w obozie pionierskim, i o zimowych rzeczach, które już dawno należało oddać do pralni. Powoli w głowie zaczęło się rozjaśniać i odzyskała zdolność logicznego myślenia. Musi zadzwonić do Gieorgija, żeby się dowiedzieć, czy to prawda. Już sięgała po telefon, ale w ostatniej chwili uświadomiła sobie, że jeżeli mężczyzna został zatrzymany, jak podano w telewizji, to w mieszkaniu mogą znajdować się milicjanci, którzy zaczną pytać, kto dzwoni i po co, a sami w tym czasie ustalą numer abonenta. Olga mogłaby, oczywiście, zadzwonić z automatu, ale to też niebezpieczne. A nuż pełniący dyżur mąż zapragnie porozmawiać z nią akurat w tym momencie? Zadzwoni, a w domu nikt nie podniesie słuchawki. Pora jest późna, dochodzi pierwsza, trudno będzie po raz kolejny kłamać, gdzie była.
Olga Jermiłowa jedno wiedziała na pewno: Gieorgij nie jest zabójcą. Ma wiele wad, jak każdy człowiek, ale nie mógł zabić. Nastąpiła jakaś pomyłka i ona, Olga, musi mu pomóc się z tego wyplątać.
Przez całą noc przewracała się w wilgotnej pościeli, nie zmrużywszy oka, a rano zaczęła się szykować na powrót męża z dyżuru. Wiedziała, że musi być gotowa na wszystko, musi znaleźć w sobie siły i wytoczyć wszelkie możliwe argumenty, nawet najbardziej niebezpieczne, byle tylko uratować Gieorgija.
O dziewiątej zadzwoniła do pracy i powiedziała, że się rozchorowała, dzisiaj zostanie w łóżku, ale jutro na pewno przyjdzie. W odpowiedzi usłyszała słowa współczucia i zalecenie, żeby się kurowała i o nic nie martwiła.
Michaił wrócił do domu dopiero koło południa. Do tego czasu Olga wzięła się jakoś w garść i przygotowała do rozmowy. Ale na widok męża, bladego po dobie spędzonej w pracy i wyczerpanego upałem, znowu straciła głowę.
– Zjesz coś? – zapytała nieśmiało. – Czy wolisz od razu się położyć?
– Idę pod prysznic – wymamrotał Michaił, zrzucając przepoconą koszulę. – Najpierw kąpiel, później reszta.
Zniknął w łazience, a chwilę później Olga usłyszała szum lejącej się wody. Nie, nie potrafi dłużej czekać. Teraz albo nigdy. Stanowczym ruchem otworzyła drzwi do łazienki. Michaił stał pod prysznicem i, zacisnąwszy powieki, mył głowę szamponem.
– Misza, słyszałam wczoraj w telewizji, że zabito niejaką Dudariewą i aresztowano jej męża podejrzanego o morderstwo. Czy to prawda?
– Prawda – odparł, nie otwierając oczu. – Czemu pytasz? Znasz ją?
– Nie, jej nie znałam.
– Więc o co chodzi?
– Znam jej męża. To jakaś pomyłka, Misza. On nie jest zabójcą.
Michaił szybko zmył pianę z włosów i twarzy, otworzył oczy. Twarz miał spokojną, ale malowało się na niej zaciekawienie.
– Znasz Dudariewa?
– Owszem.
– Skąd? Dlaczego nic nie wiem o tej znajomości?
– Co za różnica, Misza. Znam go i tyle. Przecież nie o to chodzi.
– A o co? Wytłumacz, jeśli łaska.
– Znam Gieorgija. Nie mógł zabić swojej żony.
– Niby czemu?
– Nie mógł. Jestem tego pewna. To porządny człowiek i prawdziwy mężczyzna, nie podniósłby ręki na kobietę bez względu na okoliczności.
– Prawdziwy mężczyzna, powiadasz? – Michaił zmrużył oczy. – No to przyjmij do wiadomości, że prawdziwi mężczyźni nie siedzą na garnuszku żony i nie rozbijają się samochodami