Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Harmonia zbrodni - Aleksandra Marinina страница 7

Harmonia zbrodni - Aleksandra Marinina Anastazja Kamieńska

Скачать книгу

w jasne szorty i koszulkę z jakimś napisem, ale się nie przyglądałam. Aha, w palcach obracał piłeczkę. Nawet pomyślałam, po co mu ona.

      – Jak wyglądała?

      – Była czerwona.

      – Duża?

      – Nie, o taka. – Kciukiem i palcem wskazującym Lala pokazała średnicę piłeczki. – Chyba plastikowa.

      – Zręcznie nią obracał?

      A więc Akopian, pomyślał Zarubin z satysfakcją. Żeby tak manipulować piłeczką, trzeba trenować na okrągło, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. To znaczy, że można mówić o nawyku. To już coś.

      Stojąc przy kiosku, wypił duszkiem małą butelkę zimnej wody, kupił jeszcze jedną, po czym udał się na poszukiwania. Znaki szczególne nie są obiecujące, ale stanowią jakiś punkt wyjścia. Chłopak z piłeczką mógł być zabójcą, ale mógł też być zwyczajnym przechodniem. Tak czy inaczej, trzeba go znaleźć, zwłaszcza że prawdopodobnie widział mordercę.

      I znowu wszystko od początku. Schody, piętro, drzwi, dzwonek, pytanie: „Nie zna pan szczupłego chłopaka, który ma zwyczaj obracać piłeczkę w ręce?”. Słowa podziękowania, kolejne drzwi, dzwonek, pytanie, schody, drzwi… Nogi mu ciążyły, koszula i spodnie przylgnęły do ciała niczym skóra, która chyba już nigdy się nie odklei.

      Przed dziesiątą Siergiej musiał przerwać obchód, bo późnym wieczorem ludzie nie kwapią się, by otwierać drzwi nieznajomym, nawet okazującym oficjalną legitymację. Denerwują się i usiłują odpowiedzieć cokolwiek, nie myśląc i się nie zastanawiając, byle tylko nieproszony gość jak najprędzej sobie poszedł.

      Zarubin podjął przerwane czynności następnego ranka, a ponieważ większa część mieszkańców była w pracy i nikt nie otwierał mu drzwi, w porze obiadu przeniósł się do sąsiedniej dzielnicy. Wszedł na podwórze domu i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Tuż przed nim na ławce siedzieli dwaj młodzieńcy. Jeden, wysoki i barczysty, czytał coś na głos, a drugi, szczupły i niższy, ubrany w jasne szorty i koszulkę, uważnie go słuchał, obracając w palcach czerwoną piłeczkę. I kto teraz powie, że w życiu nie można mieć farta? – pomyślał Siergiej.

      Nie byli braćmi, ale nie łączyła ich zwyczajna przyjaźń. Byli dla siebie wszystkim.

      W wyniku urazu porodowego Artiom Kipiani zaczął cierpieć na atrofię obu nerwów wzrokowych. Najpierw źle widział z daleka, potem z bliska, potem pole widzenia zaczęło się zawężać. Pojawiły się kłopoty z czytaniem i pisaniem, oczy szybko się męczyły, konieczne były długie przerwy, żeby odpoczęły. Początkowo Artiom radził sobie w szkole, jednakże w piątej klasie problem się nasilił. Chłopiec po raz pierwszy musiał powtarzać rok. Był niesłychanie zdolny, bez wątpienia miał talent i uczył się w domu całymi godzinami, nawet kosztem snu. Ale jeśli chodzi o prace klasowe… Ich czas był ograniczony, a on, zmuszony odrywać się od pisania, żeby oczy mogły odpocząć, nie nadążał notować rozwiązania zadania, które rozwiązał już w pamięci. To samo działo się na klasówkach z rosyjskiego i angielskiego.

      Rodzice Artioma stanęli przed podjęciem odpowiedzialnej decyzji. Oddać chłopca do specjalnego ośrodka dla słabowidzących czy zostawić w normalnej szkole? Właściwie nie musieli się o to spierać, oboje byli zgodni co do tego, że należy, jak to się mówi, nie ustępować ani na krok, żeby zapewnić synowi zdobycie solidnego wykształcenia. W ośrodku dla słabowidzących program nauczania jest, jak wiadomo, okrojony i nie do wszystkich przedmiotów ogólnokształcących opracowano podręczniki brajlowskie. Ale czy Artiom poradzi sobie z rosnącymi wymaganiami normalnego programu? I co zrobić ze wspomnianymi pracami klasowymi?

      Problem klasówek został rozwiązany raz na zawsze. Chłopiec musi zdobyć wykształcenie, a nie oceny, więc może przynosić trójki, a nawet dwójki, nie ma w tym nic strasznego. Żeby go jednak nie relegowano ze szkoły za brak postępów, musi się bardzo przykładać i dostawać same piątki z odpowiedzi oraz z prac domowych. Jekatierina i Tiengiz Kipiani poświęcili cały swój wolny czas na ołtarzu tej decyzji, czytali Artiomowi na głos podręczniki, dyktowali dane z zadań oraz przykłady. W ten sposób chłopiec przebrnął przez kolejne dwie klasy, a potem znowu został na drugi rok. Zadecydowały o tym wyniki egzaminów. Przedmiotów obowiązkowych było coraz więcej, toteż rodzice nie mieli dość czasu, żeby pomagać synowi. Musieli znaleźć kogoś, kto mógłby poświęcić Artiomowi cały swój czas od trzeciej po południu. Tiengiz poszedł do kierowniczki szkoły, żeby przeprowadzić poważną rozmowę.

      – W ośrodku specjalnym będzie mu lepiej – zapewniała. – Artiom nie potrafi sprostać naszym wymaganiom.

      – Przeciwnie – zaoponował ojciec. – Nauka przychodzi mu bez najmniejszego trudu. Syn łapie wszystko w lot i rozwiązuje w pamięci skomplikowane zadania z matematyki i fizyki. Jedyne, z czym sobie nie radzi, to czytanie i pisanie, potrzebuje na to dziesięć razy więcej czasu niż inni. Czy z tego powodu pozbawi go pani możliwości zdobycia gruntownego wykształcenia?

      – Chętnie pójdę państwu na rękę. – Kierowniczka westchnęła. – Jeśli mi pan powie, co mogę zrobić dla Artioma. Zapewniam, że ja też nie chciałabym się z nim rozstawać, to wspaniały chłopiec i rzeczywiście bardzo zdolny. Po prostu martwię się o niego, proszę zrozumieć. W ośrodku specjalnym będzie mu łatwiej.

      – Nie chcę, żeby było mu łatwiej. Niech będzie ciężko, byle nie czuł się niepełnosprawny. I był taki jak wszyscy.

      – Chce pan, żeby mu było ciężko – powtórzyła kierowniczka z uśmiechem. – A czego chce sam Artiom? Jest pan pewien, że tego samego?

      – Oczywiście – odparł Tiengiz stanowczo. – Artiom to dziecko o niezwykłej sile woli i ducha, nie chce, żeby obniżano mu wymagania, bo jest ułomny i słaby. Chce dorównać widzącym rówieśnikom, a nie być pierwszy wśród niewidomych.

      – Jakie więc widzi pan wyjście?

      – Syn potrzebuje kogoś do pomocy. Kogoś, kto by się nim zajął po szkole. Nie chodzi jednak o osobę dorosłą. Nie mam na myśli guwernera czy korepetytora, ale pomocnika. Musi to być chłopak, który chce sobie dorobić. Albo dziewczyna – dodał po chwili zastanowienia.

      – Wiem, kto mógłby pomóc – powiedziała kierowniczka. – Do naszej szkoły uczęszcza bardzo inteligentny chłopiec. Jest młodszy o trzy lata od Artioma, ale uczy się w klasie tylko o rok niżej. Chce go pan poznać?

      Tak w życiu rodziny Kipianich pojawił się Denis Bażenow. Rano wpadał po Artioma i szli razem do szkoły. Po lekcjach razem wracali. Podgrzewali przygotowany przez Jekatierinę obiad i zabierali się do nauki. Denis robił wszystko, co trzeba, żeby Artiom mógł odrobić lekcje, i znajdował jeszcze czas, żeby odrobić swoje. Jego zadania, co prawda, rozwiązywał przeważnie Artiom, robiąc to w pamięci i dyktując przyjacielowi. Poza tym w drugim roku znajomości problem odrabiania lekcji przez Denisa stał się niesłychanie prosty, bo przecież rok wcześniej chłopak przerobił cały materiał ze starszym kolegą. Artiom nauczył swojego pomocnika

Скачать книгу