Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Harmonia zbrodni - Aleksandra Marinina страница 8

Harmonia zbrodni - Aleksandra Marinina Anastazja Kamieńska

Скачать книгу

prezenty i ubrania, nie robiąc różnicy między nim a Artiomem. Sami chłopcy zaś jakby zapomnieli o tym, że wcale nie są rówieśnikami. Tego lata Denis kończył dziesiątą klasę, Artiom jedenastą, ale Artiom miał już dziewiętnaście lat, podczas gdy jego kolega zaledwie szesnaście. Zresztą nie tylko oni zapomnieli o różnicy wieku. Denis był wyrośnięty i barczysty, więc przy szczupłym, niewysokim Artiomie wyglądał nawet na trochę starszego.

      Artiom nie zdawał egzaminów końcowych, Jekatierinie udało się załatwić zwolnienie ze względu na stan zdrowia. Chłopcy mieli zatem całe dnie dla siebie i nie mogli się doczekać, aż w sierpniu wszyscy razem pojadą nad morze.

      Tamtego dnia siedzieli na podwórzu w cieniu rozłożystego drzewa. Denis czytał na głos kolejny tom Rogera Zelaznego, Artiom zaś słuchał uważnie, jak zwykle obracając w dłoni piłeczkę, żeby ćwiczyć palce, gdy podszedł do nich nieznajomy mężczyzna.

      – Dzień dobry – powiedział uprzejmie.

      – Dzień dobry – odparli jednocześnie i od razu parsknęli śmiechem, rozbawieni swoją zgodną odpowiedzią.

      Siergiej Zarubin też się roześmiał. Dojrzali chłopcy mówiący chórem wydali mu się pocieszni. Czyżby byli braćmi?

      – Mieszkacie w tym domu? – zainteresował się.

      – Tak. – Jednoczesne kiwnięcie głowami.

      – Zawsze odpowiadacie chórem?

      – To zależy – odparł szczupły. – A dlaczego?

      – Tak tylko pytam. Słyszeliście o wybuchu?

      – Oczywiście – odparł od razu drugi, silniej zbudowany. – To przecież było niedaleko.

      – A sami nie widzieliście?

      Zapadła cisza. Chłopcy wymienili dziwne spojrzenia. To się nie spodobało Zarubinowi.

      – Ja nie widziałem – powiedział barczysty chłopak. – On też. A dlaczego pan pyta?

      – Szukam kogoś, kto był tam krótko przed wybuchem. Albo podczas niego – wyjaśnił Siergiej, zwracając się do szczupłego. Odniósł wrażenie, że jest on pod wpływem postawniejszego kolegi, i miał ochotę rozdzielić ich w trakcie rozmowy. – Jestem z milicji. Urządzenie wybuchowe, które umieszczono pod samochodem, było zdalnie sterowane, więc zamachowiec musiał nacisnąć guzik, rozumiecie? To znaczy, że był na miejscu i ktoś go widział. Nie mógł pozostać niezauważony. Ty przecież byłeś tam tuż przed wybuchem, prawda?

      – Zgadza się. – Szczupły chłopak kiwnął potakująco głową.

      – Co tam robiłeś?

      – Stałem. Czekałem na niego. – Ruchem głowy pokazał kolegę.

      – I co widziałeś?

      Znowu cisza. Siergiej próbował uchwycić spojrzenie szczupłego chłopaka, ale mu się nie udawało, bo ten wciąż uciekał gdzieś wzrokiem.

      – Był tam mężczyzna – powiedział wreszcie.

      – Jaki? Co robił?

      – Siedział na ławce. Słuchał Symfonii Szkockiej Mendelssohna. Noga go bolała, nie mógł chodzić, więc poprosił, żebym mu kupił wodę w kiosku. Kupiłem. To wszystko.

      Bardzo ciekawe. Mężczyźnie tak bardzo doskwierała noga, że nie mógł chodzić. I nikt z przesłuchanych świadków, którzy podbiegli do samochodu zaraz po wybuchu, o nim nie wspomniał, mimo że facet siedział rzekomo na ławce, a więc powinien zwrócić na siebie uwagę. To znaczy, że szybko zmył się z miejsca zdarzenia. Dziwnym trafem noga od razu przestała go boleć. Czyżby to był strzał w dziesiątkę?

      – Powiedz, jak wyglądał, jak był ubrany – poprosił.

      Znowu zapadła cisza. Tym razem Siergiej nie snuł żadnych domysłów.

      – Co się dzieje, chłopcy? Dlaczego boicie się odpowiadać?

      – Musi pan wiedzieć, że Artiom prawie nie widzi – powiedział barczysty chłopak. – I nie lubi, gdy ktoś się tego domyśla.

      – Jak to nie widzi? – Zarubin osłupiał. – W ogóle?

      – Prawie w ogóle. Cierpi na taką chorobę, która sprawia, że widzi tylko rozmytą sylwetkę w bardzo wąskim polu.

      – No to czemu nie nosisz okularów? Wstydzisz się? – zapytał Siergiej Artioma.

      – Nie. – Tamten uśmiechnął się nieśmiało. – Okulary nie pomagają w tej chorobie.

      – A więc nie możesz niczego powiedzieć o tamtym mężczyźnie?

      – Mam dobry słuch, więc zapamiętałem jego głos. Ale nie wiem, jak wyglądał. Nie mogę nawet określić wieku.

      – Miał magnetofon?

      – Odtwarzacz.

      – No to skąd wiesz, jakiej muzyki słuchał? Musiał przecież mieć na uszach słuchawki – zdziwił się Zarubin.

      – Mam dobry słuch. Gdy stoję blisko, słyszę nawet przez słuchawki. To chyba jakiś poważny facet – powiedział Artiom w zamyśleniu.

      – Skąd ten wniosek? – zapytał Siergiej czujnie.

      – Młodzież nie słucha Mendelssohna, to niemodne. Tylko starsze pokolenie lubi klasykę. A to było dobre nagranie.

      – Co to znaczy „dobre”? – uściślił wywiadowca. – Masz na myśli jakość?

      – Nie, orkiestrę. Nigdy jeszcze nie słyszałem tego nagrania. Mam Symfonię Szkocką w wykonaniu orkiestry berlińskiej, wiedeńskiej i naszej, Wielkiej Symfonicznej. Słyszałem też inne nagrania, chociaż ich nie mam. Ale to, czego słuchał tamten facet, to coś wyjątkowego. Pewnie jakiś wybitny dyrygent.

      – Jak rozróżniasz takie rzeczy? – zdumiał się Zarubin. – Dla mnie orkiestra to orkiestra, muzyka też jest taka sama.

      – Chyba nigdy nie uczył się pan muzyki, dlatego nie potrafi pan słuchać. – Artiom znowu uśmiechnął się lekko.

      – A co powiesz o głosie tego mężczyzny? – zapytał Siergiej. – Skoro tak dobrze słyszysz, może wpadło ci w ucho coś szczególnego?

      – Szczególnego… – Artiom się zamyślił. – Mówił wolno. Ale uznałem, że to normalne, bo było bardzo gorąco, przy takiej pogodzie wszyscy stają się ociężali. Tak, zgadza się, wolno i jakby z trudem, wie pan, jakby spuchł mu język i ledwie nim poruszał. Pewnie dlatego uznałem, że to ktoś starszy. Czyżbym się pomylił?

      – Nie wiem – przyznał Zarubin. – Gdybym wiedział, tobym cię nie pytał. Bardzo mi pomogłeś, Artiomie, ale będziesz musiał jeszcze raz porozmawiać albo ze mną, albo z moimi kolegami. To, co

Скачать книгу