Papierowa dziewczyna. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Papierowa dziewczyna - Guillaume Musso страница 10
A przynamniej tak myślałem, zanim go wysłuchałem tamtego dnia.
4
Wyobraźnia
Rzeczywistość jest tak pozbawiona nadziei, że dwakroć cenniejsza jest dla mnie wyobraźnia.
Emily Brontë
– Zacznijmy od dobrych nowin: dwa pierwsze tomy twojej powieści sprzedają się wciąż doskonale.
Milo odwrócił laptopa tak, żebym mógł widzieć ekran. Czerwone i zielone sinusoidy przecinały go od dołu do góry.
– Sprzedaże zagraniczne przejęły rolę rynku amerykańskiego i Trylogia anielska staje się powoli światowym fenomenem wydawniczym. W ciągu zaledwie pół roku otrzymałeś już ponad pięćdziesiąt tysięcy e-maili od czytelników! Zdajesz sobie z tego sprawę?
Odwróciłem głowę i spojrzałem w sufit. Nie zdawałem sobie sprawy z niczego. Chmury mojego otumanienia mieszały się z zanieczyszczonym powietrzem Los Angeles. Tęskniłem za Aurore. Na co mi cały ten sukces, jeśli nie mam z kim się nim podzielić?
– Następna dobra nowina: w przyszłym miesiącu zaczynają kręcić film na podstawie twojej powieści. Główne role zgodzili się zagrać Keira Knightley i Adrien Brody. Grube szyszki z Columbii są przeszczęśliwe. Zaangażowali scenografa od ekranizacji Harry’ego Pottera i planują wejście filmu na ekrany w lipcu w trzech tysiącach kin jednocześnie. Byłem na kilku castingach, coś wspaniałego, żałuj, że…
Kelnerka przyniosła zamówione przez nas dania: płaski makaron z krabem dla Mila, a dla mnie omlet z kurkami. Komórka Mila, która leżała na stole, zawibrowała. Milo spojrzał na ekran i zmarszczył brwi. Zawahał się sekundę, po czym wstał od stołu i odszedł z telefonem za szybę, która dzieliła patio od reszty restauracji. Nie rozmawiał długo. Przez hałas na sali docierały do mnie strzępy słów. Czułem, że rozmowa jest gwałtowna, że Milo odpiera czyjeś zarzuty swoimi, ale nic z niej nie rozumiałem.
– To Doubleday – powiedział, wracając do stolika. – Dzwonili w sprawie, o której właśnie chciałem z tobą pogadać. Nic poważnego. Problem w druku edycji luksusowej twojej pierwszej książki.
Zależało mi na tym wydaniu, chciałem, żeby było doskonałe. Okładka miała być w stylu gotyckim, ze skóry ekologicznej, z akwarelami przedstawiającymi głównych bohaterów, z dodatkową przedmową i notatką końcową.
– Jaki problem?
– Było duże zapotrzebowanie, więc przyparli do muru drukarnię i coś tam nie wyszło. W rezultacie zostali ze stoma tysiącami wadliwych egzemplarzy. Zniszczą je oczywiście, ale kłopot w tym, że część została już wysłana do księgarni. Będą je stamtąd ściągać.
Milo wyciągnął z torby egzemplarz książki. Już na pierwszy rzut oka było widać feler, gdyż z pięciuset stron wydrukowano tylko połowę. Historia kończyła się nagle na stronie 266, na urwanym w połowie zdaniu:
Billie przetarła zabrudzone rozpłyniętym tuszem oczy.
– Proszę cię, Jack, nie zostawiaj mnie!
Ale mężczyzna już włożył płaszcz. Otworzył drzwi, nie spoglądając nawet na kochankę.
– Błagam cię, nie odchodź! – krzyknęła Billie, osuwając się
Tu następował koniec. Nie było nawet kropki. Powieść kończyła się na słowie „osuwając się”, po którym następowało ponad dwieście białych stron. Ponieważ znałem na pamięć to, co napisałem, bez trudu skończyłem w myśli zdanie, które brzmiało: „Błagam cię, nie odchodź! – krzyknęła Billie, osuwając się na kolana”.
– Dobra, wszystko jedno! – przerwał moje zamyślenie Milo, chwytając za widelec. – Jak z tego wyjdą, to ich sprawa. Teraz mamy większy kłopot, Tom, chodzi o…
Wiedziałem, co powie.
– …chodzi o twoją kolejną powieść.
Wziął do ust dużą porcję makaronu i znów zaczął stukać w klawiaturę laptopa.
– Wszyscy na nią czekają. Popatrz tylko!
Komputer był włączony na stronie księgarni internetowej amazon.com. Z samych zamówień moja „kolejna powieść” była już na pierwszym miejscu, tuż przed czwartym tomem Millennium.
– No i co na to powiesz?
– Myślałem, że Stieg Larsson umarł i że nigdy nie wydadzą czwartego tomu – odparłem wymijająco.
– Ja mówię o twojej powieści, Tom.
Powtórnie spojrzałem na ekran, zahipnotyzowany faktem, że sprzedaje się coś, co nie istnieje i czego prawdopodobnie nigdy nie będzie. Moja powieść miała wyjść dziesiątego grudnia, a więc za niecałe trzy miesiące. Nie napisałem jeszcze ani jednego zdania, a pomysł był ledwo zarysowanym planem.
– Milo, słuchaj…
Ale mój przyjaciel ani myślał dopuścić mnie do słowa.
– Obiecuję ci promocję godną Dana Browna. Żaden mieszkaniec planety Ziemi nie przegapi premiery twojej nowej powieści! – Niesiony entuzjazmem Milo ani myślał zamilknąć. – Już zacząłem robić odpowiedni szum. Na Facebooku, Twitterze i innych forach dyskusyjnych nie wiadomo, czego więcej, wypowiedzi twoich wielbicieli czy zagorzałych przeciwników.
– Milo…
– Tylko w samych Stanach i w Anglii Doubleday zamierza wydać cztery miliony egzemplarzy. Zapowiada się fantastyczny tydzień! Tak jak z Harrym Potterem księgarnie będą otwarte o północy!
– Milo!
– Ty musisz się do tego dołożyć. Mogę wynegocjować dla ciebie wywiad na wyłączność w NBC…
– Milo!!!
– Mówię ci, co się dzieje! Żaden pisarz nie chce, żeby jego książka wyszła w tygodniu, kiedy ukaże się twoja, nawet Stephen King przeniósł publikację swojej kieszonkowej wersji ostatniej powieści na styczeń, żebyś mu nie podkradł czytelników!
Musiałem coś zrobić, żeby zamilkł. Walnąłem pięścią