Królestwo nędzników. Paullina Simons
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królestwo nędzników - Paullina Simons страница 3
– Dziewczęta razem i chłopcy razem.
– Jules, kochanie, co ty na to? – zapytał Ashton głosem wyższym o dwie oktawy. – Chciałbyś mi usiąść między nogami, skarbie, czy tym razem ja mam usiąść między twoimi?
– Z, daj spokój – odparła Josephine. – Nie rób takiej miny. On ma rację. To tylko jedna przejażdżka. Będziesz zachwycona. Tylko…
– Skoro nie chcesz usiąść przede mną – Ashton radośnie zwrócił się do Zakiyyah – to może ja siądę przed tobą?
– Chcesz siedzieć między moim rozłożonymi nogami? – W pełnym niedowierzania tonie Zakiyyah nie było nic radosnego.
– Sugeruję tylko pewne rozwiązania. Staram się być pomocny.
– Poza innymi względami, nie będę nic widziała – powiedziała Z. – Jesteś za wysoki. Będziesz mi zasłaniał widok przez cały czas.
Gdy mieli wsiadać, Ashton wpadł na Juliana.
– Stary – syknął – nie powiedziałeś jej, że Space Mountain to czarna dziura, w której nic nie widać?
– Nie powiedzieliśmy jej nawet, że to kolejka górska – odparł Julian. – Chcesz, żeby pojechała, czy nie?
– Naprawdę muszę odpowiadać?
Wsiedli. Ashton i Julian jako pierwsi, dziewczęta usadowiły się przed nimi. Zakiyyah próbowała przesunąć się jak najbardziej do przodu, ale ławeczka była wąska i krótka. Jej biodra wpasowały się między rozsunięte nogi Ashtona.
– Możesz rozłożyć nogi szerzej? – zapytała.
– Powiedział biskup do barmanki – rzucił Ashton.
– Josephine! Przyjaciel twojego przyjaciela robi niestosowne uwagi pod moim adresem.
– Tak. Nazywają się żarty – objaśnił Ashton.
– To na pewno nie są żarty, bo żarty są zabawne. Ludzie się z nich śmieją. Słyszałeś, żeby ktoś się śmiał?
Zakiyyah siedziała sztywno, trzymając torebkę na podołku.
Ashton pokręcił głową, westchnął.
– Może położysz torebkę na podłodze i chwycisz się blokady.
– Tak jest mi bardzo dobrze, dziękuję. Nie przysuwaj się za bardzo.
– Nie martw się.
Ruszyli.
Zakiyyah odrzuciło do tyłu – na pierś Ashtona. Jej biodra zaklinowały się między jego nogami. Torebka spadła na podłogę. Zakiyyah chwyciła blokadę i krzyczała przez dwie minuty w czarnej jak jaskinia kopule.
Kiedy jazda dobiegła końca, była roztrzęsiona. Julian pomógł jej wysiąść. Josephine pierwsza wyskoczyła z wagonika i klaskała.
– Z! Jak było? Byłaś zachwycona?
– Czy mogę być zachwycona, gdy coś mnie przeraża?
Podczas jazdy zrobiono im zdjęcie: Zakiyyah z szeroko otwartymi ustami, wielkimi oczami, pozostała trójka roześmiana i rozbawiona. Dali jej zdjęcie jako pamiątkę po pierwszej jeździe Space Mountain, prawdziwy przedmiot z wyobrażonego miejsca.
– Może następnym razem spróbujemy Piotrusia Pana – powiedział Ashton, gdy wychodzili.
– Kto powiedział, że będzie następny raz? – spytała Zakiyyah.
– Dzięki, że to zorganizowałeś – szepnęła Josephine do Juliana, przytulając się do jego ramienia na parkingu. – Wiem, że na to nie wygląda, ale naprawdę dobrze się bawiła. Ale wiesz, co nie pomogło? Twój Ashton udający błazna. Nie trzeba się tak bardzo starać, kiedy wygląda się jak rycerz. Próbuje być zabawny jak ty?
– Uwierz mi, on jest błaznem i rycerzem bez żadnej pomocy z mojej strony – odparł Julian.
Josephine pocałowała go, nie gubiąc kroku.
– Dzisiaj zarobiłeś punkty bonusowe – powiedziała. – Poczekaj, aż wrócimy do domu.
Kiedy ona szła przez Otchłań pośród okrutnych heretyków i wiosłowała po rzece Styks w Raju w parku, Julian jeździł po L.A., szukając nowych miejsc, w których mogłaby się w nim zakochać, takich jak Disneyland. Nowych miejsc, w których mógłby dotykać jej ciała. Spacerowali po Beverly i kupowali sztuczną biżuterię, siedzieli w Montage i z nostalgią wspominali stary hotel Bel Age z widokiem na wzgórza. Unosił kieliszek w toaście w Viper Room, gdzie nie tak dawno umarł ktoś młody i piękny. Ktoś młody i piękny zawsze umierał w L.A. A kiedy wiał wiatr od strony Laurel Canyon, leżała z nim w łóżku zanurzona w jego miłości i marzyła o koralodrzewach i eukaliptusach kamaldulskich, a Julian nie marzył o niczym, bo wszystko już miał.
Ale to było wtedy.
Część pierwsza
MISTRZ MENNICY
Złota dość, żeby szaleć, wybór mężczyzn, wybór fryzur,
wybór bród, wybór nóg i wybór wszystkiego[1].
Thomas Dekker, Cnotliwa ladacznica
2 Thomas Dekker, Cnotliwa ladacznica, przeł. Juliusz Kydryński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
1
Klub bokserski
Ashton spoglądał na niego życzliwie, ale mimo wszystko sceptycznie.
– Czemu mamy sami malować mieszkanie?
– Bo praca fizyczna to zaczątek cnoty – odparł Julian, maczając wałek w farbie. – Nie stój tak. Zabieraj się do roboty.
– Kto ci wcisnął taki kit? – Ashton nawet nie drgnął. – I wcale mnie nie słuchasz. Chodzi mi o to, że malowanie to poważna sprawa. Po co w ogóle to robimy? Przecież nie zostaniemy w Londynie na kolejny rok. Odbija ci jak zwykle, czy próbujesz zaoszczędzić na czynszu albo… Jules? Powiedz prawdę. Nie zbywaj mnie. Jestem dorosłym mężczyzną. Potrafię to przyjąć. Nie zostaniemy w Londynie, kiedy za rok skończy się umowa najmu, prawda? Nie dlatego malujesz?
– Weźmiesz w końcu ten wałek? Prawie skończyłem moją ścianę.
– Odpowiedz na pytanie!