Królestwo nędzników. Paullina Simons

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królestwo nędzników - Paullina Simons страница 4

Автор:
Серия:
Издательство:
Królestwo nędzników - Paullina Simons

Скачать книгу

choć był tylko lokatorem samotnikiem, który odrzucił jej jedyne dziecko.

      Dwanaście miesięcy, by urządzić nowe kawalerskie gniazdko w Notting Hill, pomalować ściany na męski granat, a łazienki na dziewczyński róż, tak dla zabawy.

      Dwanaście miesięcy, by wrócić do Nextel, jakby mu to było przeznaczone, budzić się co rano, brać prysznic, wkładać garnitur, jechać metrem, kierować ludźmi, poprawiać teksty, organizować spotkania, podejmować decyzje i zawierać nowe przyjaźnie. Dwanaście miesięcy, by włóczyć się z Ashtonem jak za starych dobrych czasów, dwanaście miesięcy, by powstrzymywać go od picia co wieczór i od umawiania się z każdą ładną dziewczyną, dwanaście miesięcy, by zapuścić brodę długą do połowy piersi, czasem udawać, że flirtuje, dwanaście miesięcy, by nauczyć się uśmiechać, jakby był wesoły, a jego dusza nowa.

      Dwanaście miesięcy, by przeczytać książki. Dokąd trafi następnym razem? To musi być gdzieś i kiedyś po 1603 roku. Mnóstwo epok do poznania, mnóstwo krajów, ogrom historii. Nie miał czasu do stracenia.

      Dwanaście miesięcy, by zapamiętać, co wywołuje zakaźne choroby skóry: świerzb, syfilis, szkarlatyna, liszajec. Odleżyny i krwiaki. Pajączki i ziarniniaki na twarzy.

      I czyraki. Nie można zapominać o czyrakach.

      Dwanaście miesięcy, by nauczyć się fechtować, jeździć konno, dzwonić dzwonami, topić wosk, robić przetwory.

      Dwanaście miesięcy, by raz jeszcze przeczytać Shakespeare’a, Miltona, Marlowe’a, Bena Johnsona. W swoim następnym wcieleniu Josephine może znów być aktorką; musi być przygotowany na taką ewentualność.

      Dwanaście miesięcy, by nauczyć się, jak nie umrzeć w jaskini, nauczyć się nurkować w podziemnych wodach.

      Dwanaście miesięcy, by nauczyć się skakać.

      Dwanaście miesięcy, by stać się lepszym dla niej.

      To nie dość czasu, by przygotować się na podróż w przeszłość.

      *

      Co środę Julian jeździł pociągiem do Hoxton, mijając po drodze obskurne miasteczko z namiotami pokrytymi graffiti i podpórkami na ogórki, by zjeść lunch z Devim Prakiem, kucharzem i szamanem, uzdrowicielem i niszczycielem. Pił wodę ze sproszkowanymi kośćmi prawdziwego tygrysa, poddawał się akupunkturze, czasami zapadał w głęboki sen, czasem zapominał wrócić do pracy. W końcu zaczął brać wolne w środowe popołudnia. Teraz, kiedy jego szefem w Nextel był Ashton, podobne praktyki nie groziły już wyrzuceniem z pracy.

      Ashton, wiecznie taki sam bez względu na kontynent, na którym przebywał, żył, jakby wcale nie tęsknił za L.A. Zawarł nowe przyjaźnie i nieustannie imprezował, wybierał się na biwaki, świętował, oglądał przedstawienia i parady. Musiał specjalnie zaznaczać w kalendarzu wieczory, które spędzą z Julianem. Raz w miesiącu latał do L.A., by spotkać się ze swoją dziewczyną, a Riley raz w miesiącu spędzała weekend w Londynie. Razem z nią zjawiały się kwiaty i organiczny miód, mieszkanie było pełne jej dziewczyńskich rzeczy i dziewczyńskich zapachów, a w różowej łazience pojawiały się kremy nawilżające.

      Na jeden weekend w miesiącu Ashton znikał na dobre, Julian nie miał pojęcia gdzie. Raz go zapytał i usłyszał w odpowiedzi, że idzie się zająć swoimi sprawami. Kiedy zaczął naciskać, Ashton rzucił: A gdzie ty się podziewasz w środowe popołudnia? Zajmujesz się swoimi sprawami, tak? Na co Julian odparł: Nie, spotykam się z akupunkturzystą, wietnamskim uzdrowicielem, bardzo miłym człowiekiem, cichym, skromnym. Polubiłbyś go. Nie miał się czego wstydzić. I była to prawie cała prawda.

      – Mhm – odparł Ashton z uśmiechem. – No to ja też spotykam się z uzdrowicielem.

      Ashton miał przed nim tak niewiele sekretów, że Julian wiedział, iż nie powinien drążyć tematu. Nie zapytał więc.

      Był przecież bardzo zajęty. W sobotnie poranki uczęszczał na lekcje jazdy konnej, a popołudniami uczył się chodzić po jaskiniach. Zapisał się do klubu bokserskiego niedaleko swojego dawnego mieszkania w pobliżu Finsbury Park i toczył pojedynki w czwartki i soboty wieczorem. Co drugą niedzielę wyruszał na wędrówki z grupą niezwykle przyjaznych i nieznośnie aktywnych Malezyjczyków, którzy byli piękni, lecz przygnębiająco niezmordowani.

      Ćwiczył ciało, poszcząc całymi dniami, pijąc tylko wodę. Riley byłaby z niego dumna i rzeczywiście była, gdy opowiedział jej o swoich wysiłkach. Nadal pieszo wędrował po Londynie, czytając każdą tabliczkę, chłonąc każde słowo. Nie wiedział, czy podczas następnej przygody wróci do Londynu, ale chciał mieć choć minimum kontroli. Po pracy, gdy Ashton szedł pić, Julian przemierzał piechotą dziewięć kilometrów z Nextel do Notting Hill, wymieniając pod nosem ciekawostki historyczne znajdywane po drodze, jak szalony włóczęga w eleganckim garniturze. We wrześniu wziął udział w jednym z londyńskich triatlonów zorganizowanym w Docklands. Półtora kilometra pływania, czterdzieści kilometrów na rowerze i dziesięć kilometrów biegu. Zajął siódme miejsce. Zdumieni Ashton i Riley powitali go na mecie radosnymi okrzykami.

      – Kim ty jesteś? – zapytał Ashton.

      – Ashtonie Bennetcie, nie zniechęcaj go! – Riley podała Julianowi ręcznik i butelkę z wodą.

      – Czy proste pytanie może zniechęcić?

      – On pracuje nad sobą, a ty? To było niesamowite, Jules.

      – Dzięki, Riles.

      – Może w przyszłym roku przebiegniesz Maraton Londyński. To byłoby coś.

      – Może. – Julian pozostał niewzruszony. Nie planował być tu w przyszłym roku. Liczyło się tylko tu i teraz. W przyszłości nie było żadnego działania, dlatego nie było przyszłości. Tego nauczył go Devi. Nauczył go bardzo dużo. Przyszłość to tylko możliwość. „Może” jest właściwą odpowiedzią, jedyną. Może tak.

      Ale też może nie.

      – A tak dokładnie, to czym się zajmujesz? – zapytał Ashton. – Nie krytykuję, tylko pytam. Bo wszystko wydaje się takie eklektyczne i dziwne. Triatlon, szermierka, boks, łażenie po jaskiniach. Książki historyczne, Shakespeare. Jazda konna.

      – Postanowiłem nie wydawać się najlepszy – odparł Julian – ale naprawdę stać się najlepszy.

      – To może zaczniesz od zgolenia tego zagajnika z twarzy?

      – Ashton! To nie jest krytyka?

      – W porządku, Riles – rzucił Julian. – Jest tylko zazdrosny, bo dopiero co zaczął się golić.

      Przyszła do Juliana podczas nowiu, z twarzą pełną miłości, machając dłonią.

      W astronomii nów to krótki moment w miesiącu, kiedy Księżyc jest w koniunkcji ze Słońcem w układzie ekliptycznym. Devi miał rację: wszystko sprowadza się do południka, niewidocznej mitycznej linii odmierzającej czas i odległość. Kiedy Księżyc i gwiazdy ustawiały się w jednej linii, Josephine szła z uśmiechem w jego stronę i czasami Julian przyłapywał się na tym, że odpowiadał jej uśmiechem. Wiedział, że czeka na niego. Czas płynął

Скачать книгу