Królestwo nędzników. Paullina Simons

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królestwo nędzników - Paullina Simons страница 6

Автор:
Серия:
Издательство:
Królestwo nędzników - Paullina Simons

Скачать книгу

marcowe i dzień urodzin Juliana. A to oznaczało, że po roku treningów, boksowania i fechtowania doczekał się równonocy wiosennej.

      – Szkoda, że nie mogę wziąć ze sobą pieniędzy – powiedział do Deviego kilka dni przed dwudziestym marca.

      – A niby jak pieniądze miałyby ci pomóc?

      – Gdybym miał je w 1603 roku, poprosiłbym ją, żeby za mnie wyszła wcześniej. Moglibyśmy wyjechać. – Byłoby inaczej. – Czułbym się lepiej, gdybym miał jakieś opcje.

      – Opcje. – Devi potrząsnął czarną głową. Dopiero zaczynał siwieć. Najwyższy czas. Miał przecież ponad siedemdziesiąt lat. – Niektórzy nigdy nie są zadowoleni.

      – Możesz odpowiedzieć na moje pytanie?

      – Nie ma łatwego sposobu, by zrobić to, co chcesz.

      – A trudny jest?

      – Nie.

      – Czemu nie mogę zabrać ze sobą pieniędzy?

      – Z tysiąca powodów.

      – Wymień dwa.

      – Nie wiesz, dokąd trafisz – odparł Devi. – Chcesz zabrać wszystkie możliwe monety ze wszystkich krajów na świecie z każdego wieku?

      Julian zamyślił się.

      – A złoto? Diamenty?

      – Chcesz zabrać ze sobą diamenty. – To nie było pytanie.

      – Tak. Coś wartościowego.

      – Nie możesz. I potraktuj to dosłownie. Gdzie wydobyto diament, o którym mówisz? W Rosji? Afryce Południowej? Czy obrabiały go ludzkie ręce? Czy potem te same ręce zapakowały go i wysłały do miejsca, w którym mogłeś go kupić? Czy zanim ty położyłeś na nim swoje łapy, był kupowany i sprzedawany kilkanaście, sto razy? Tysiąc serc pękło z powodu twojego diamentu. Mordowano, porzucano ciała, wykorzystywano je, zakopywano, wykopywano. Twój diament oblała krew chciwości, zazdrości, wściekłości i miłości. Gdzie chcesz skończyć, Julianie? Z nią czy bez niej?

      *

      Julian kupił solidny wodoszczelny plecak Peak Design, załadował do niego wszystkie rzeczy, których mógł potrzebować i które się zmieściły, i w końcu postanowił go nie zabierać. Choć „postanowił” nie jest właściwym słowem. Pokazał plecak Deviemu, który oświadczył, że Julian jest idiotą.

      – Bardzo mi się podoba – rzucił Devi. – Co jest w środku?

      – Woda, baterie, latarki, zwróć uwagę na liczbę mnogą, składany kijek, raki, batoniki energetyczne, apteczka, folia z mylaru, niezniszczalny zegarek Suunto, ocieplane wodoszczelne rękawice, trzy zapalniczki, sztylet ze stali damasceńskiej, linka spadochronowa, karabińczyki, haki i lampka czołówka.

      – A łopata i gaśnica?

      – To nie jest śmieszne.

      – Okulary polarne?

      – Po co mi okulary polarne?

      – Skąd wiesz, że nie trafisz do jaskini lodowej? – Devi zawiesił głos. – Wieczna zmarzlina. Woda, która tworzy zamarznięte wodospady, lodowe kolumny, lodowe stalagmity. – Znów urwał. – Czasami sufit w jaskini to krystaliczny blok wypełniony śniegiem, skałami i gruzem.

      – Chodzi ci o rzeczy, które zamarzają w lodowym suficie?

      – Tak – odparł Devi z twarzą jak blok lodu. – Chodzi mi o rzeczy, które zamarzają w matowym lodzie grubym na sto dwadzieścia metrów. Które widzisz nad głową, ale nie możesz do nich dotrzeć. – Devi zadrżał. Zamrugał, jakby wyrwał się z transu. – To mi przypomina, że powinieneś też zabrać czekan.

      – Bardzo śmieszne.

      – Nie wspomniałeś o przyborach toaletowych, dzienniku, aparacie fotograficznym, szaliku i czapce z polaru. Czuję, że nie jesteś w pełni przygotowany.

      – Mam już dość tych twoich kpin.

      – Nie, nie, wszystko w porządku. Ruszaj. Kiedy nadejdzie południe i otworzy się błękitna szczelina, wrzuć do niej plecak. Bo będzie tam dość miejsca albo dla plecaka, albo dla ciebie. Ale skoro w plecaku jest wszystko, da sobie radę.

      – Czemu nie mogę wrzucić plecaka, a potem sam wskoczyć?

      – Nie wiem czemu. Ale o ile pamiętam, utknąłeś w szybie. Co się stanie, jeśli utknie plecak i nie będziesz się mógł do niego dostać?

      – Czemu zawsze jesteś takim pesymistą? „Nie” jest twoją odpowiedzią na wszystko.

      – Jestem jedyną osobą w twoim życiu, która powiedziała „tak” w najważniejszej sprawie – odparł Devi – a ty jęczysz, że nie powiedziałem „tak” na inne? Mówię „nie” plecakowi, Julianie. „Tak” wiecznemu życiu.

      *

      – Jeśli nie mogę wziąć plecaka, to czy mogę zabrać przyjaciela? – zapytał pokonany Julian. Przekonałby Ashtona, żeby z nim poszedł. Nie był gotowy, by rozstać się z nim na zawsze.

      – Nie wiem. Czy on ją kocha?

      – Nie, ale… – Julian zastanowił się. – Może będę jak Nightcrawler. Zabiorę ze sobą wszystko, czego dotknę.

      – Twoja wiedza na temat komiksów nie robi na mnie wrażenia – odparł Devi. – Nie wiem, kim jest Nightcrawler. A jeśli wystarczy czasu tylko dla jednego z was? Ty zostaniesz tutaj, a twój przyjaciel utknie w Jaskini Rozpaczy bez ciebie?

      – No to wskoczę pierwszy.

      – I zostawisz go tutaj samego? Uroczo.

      Czy właśnie nie zamierzał tego zrobić? Porzucić Ashtona bez słowa, bez pożegnania? Poczuł w sercu ucisk winy.

      – Jaskinia Rozpaczy? Wydawało mi się, że Q’an Doh znaczy Jaskinia Nadziei?

      – Rozpacz i nadzieja brzmią niemal tak samo w twoim języku, moim i każdym innym – wyjaśnił Devi. – Po francusku nadzieja to l’espoir, a rozpacz désespoir. Dosłownie oznacza to utratę nadziei. Po włosku nadzieja to speranza. A rozpacz disperazione. Po wietnamsku mamy hy vong i tuyet vong. Z nadzieją i bez nadziei. Wszystko zależy od punktu widzenia. Jaki jest dziś twój, Julianie?

      Julian przyznał, że dziś, tuż przed kolejnym skokiem w przeszłość, pomimo wyrzutów sumienia z powodu Ashtona, skłania się ku pierwszemu.

      – Po angielsku nadzieja i rozpacz to dwa osobne słowa.

      Devi spróbował domowego kimchi, wzruszył ramionami i dodał jeszcze trochę cukru i octu.

      – Anglicy zapożyczyli słowo rozpacz od Francuzów, którzy z kolei wzięli je z łaciny, a po łacinie oznacza ono daleko od nadziei.

Скачать книгу