Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 22

Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah  Harkness

Скачать книгу

Przy niej stała Phoebe. – Miała hopla na punkcie genealogii.

      – Cześć! – Zadowolony Marcus pomachał nam ze znajdującej się wysoko nad pokojem kolistej kładki, na której leżało jeszcze więcej pudeł i worków. Najwyraźniej dotąd nie natrafił na brudne sekrety, których tak obawiała się Ysabeau. – Hamish właśnie miał po was iść.

      Marcus przeskoczył nad poręczą i wylądował miękko obok Phoebe. Bez drabinki czy schodów nie było jak dostać się na ten poziom magazynu, z wyjątkiem szorstkich kamieni jako oparcia dla rąk, i żadnego innego sposobu, żeby zejść albo zeskoczyć. Bezpieczeństwo w najlepszym wydaniu.

      – Czego szukacie? – zapytał Matthew z nutą zaciekawienia w głosie.

      – Oczywiście sposobu, żeby uwolnić się od Baldwina – odparł Marcus i podał Hamishowi zniszczony notes. – Proszę. Notatki Godfreya na temat prawa wampirów.

      Hamish zaczął przewracać strony, najwyraźniej szukając jakiejś użytecznej informacji. Godfrey był najmłodszym z trzech synów Philippe’a, znanym ze swojej przebiegłości. Ogarnęły mnie złe przeczucia.

      – I znaleźliście? – Matthew zerknął na zwój.

      – Chodźcie i zobaczcie. – Marcus przywołał nas do stołu.

      – To ci się spodoba, Diano – powiedziała Sarah, poprawiając okulary. – Marcus mówi, że to drzewo genealogiczne de Clermontów. Wygląda na naprawdę stare.

      – Rzeczywiście.

      Zobaczyłam średniowieczne kolorowe podobizny Philippe’a i Ysabeau stojących na osobnych kwadratowych pudłach na górze strony. Ręce mieli splecione przez rozdzielającą ich przestrzeń. Barwne wstążki łączyły ich z namalowanymi poniżej medalionami. Każdy z nich zawierał imię. Niektóre były znajome: Hugh, Baldwin, Godfrey, Matthew, Verin, Freyia, Stasia. Wielu nie znałam.

      – Dwunasty wiek. Francja. Styl pracowni z Saint-Sever. – Phoebe potwierdziła moje wrażenie, że dzieło jest stare.

      – Wszystko się zaczęło, kiedy poskarżyłem się Gallowglassowi na Baldwina – wyjaśnił Marcus. – Od niego wiem, że Philippe był równie nieznośny i że kiedy Hugh wreszcie miał dość, poszedł na swoje z Fernandem. Gallowglass nazwał ich nową rodzinę szczepem i dodał, że czasami szczepy są jedynym sposobem na utrzymanie pokoju.

      Wyraz hamowanej furii na twarzy Matthew mówił, że pokój jest ostatnią rzeczą, którą Gallowglass będzie się cieszył, kiedy stryj go znajdzie.

      – Pamiętam, że czytałem coś o szczepach, kiedy dziadek miał nadzieję, że zajmę się prawem i przejmę dawne obowiązki Godfreya – powiedział Marcus.

      – Znalazłem. – Hamish postukał palcem w stronicę. – „Każdy mężczyzna ze swoimi pełnoprawnymi dziećmi może stworzyć szczep, pod warunkiem, że otrzyma zgodę swojego rodzica albo głowy klanu. Nowy szczep będzie uważany za gałąź pierwotnej rodziny, ale pod wszystkimi innymi względami jego pan będzie swobodnie dysponował swoją wolą i władzą”. To brzmi dość jednoznacznie, ale ponieważ Godfrey był zaangażowany w sprawę, musi chodzić o coś więcej.

      – Utworzenie osobnej gałęzi rodu de Clermont pod twoją władzą rozwiąże wszystkie nasze problemy! – stwierdził Marcus.

      – Nie wszyscy przywódcy klanów godzą się na szczepy, Marcusie – ostrzegł Matthew.

      – Kiedyś buntownik, zawsze buntownik – skwitował Marcus, wzruszając ramionami. – Wiedziałeś o tym, kiedy mnie robiłeś.

      – A Phoebe? – Matthew uniósł brew. – Czy narzeczona podziela twoje rewolucyjne zapędy? Może nie spodobać się jej pomysł, że zostaniesz wyrzucony z Sept-Tours bez grosza, kiedy stryj przejmie wszystkie twoje aktywa.

      – Co masz na myśli? – zapytał z niepokojem Marcus.

      – Hamish może mnie poprawić, jeśli się mylę, ale sądzę, że następne rozdziały książki Godfreya mówią o karach związanych z ustanowieniem szczepu bez zgody reproduktora.

      – Ty jesteś moim reproduktorem. – Marcus z uporem wysunął brodę do przodu.

      – Tylko w biologicznym sensie. Dałem ci swoją krew, żebyś mógł narodzić się ponownie jako wampir. – Matthew przeczesał włosy palcami; był to znak, że rośnie w nim frustracja. – I wiesz, jak nie znoszę określenia „reproduktor” w tym kontekście. Uważam się za twojego ojca, a nie za dawcę krwi.

      – Proszę cię, żebym był kimś więcej – powiedział Marcus. – Baldwin myli się co do przymierza i co do Kongregacji. Jeśli utworzysz szczep, będziemy mogli wytyczyć własną ścieżkę, podejmować własne decyzje.

      – Jest jakiś problem z tym, żebyś założył własny szczep, Matt? – zapytał Hamish. – Teraz, kiedy Diana jest w ciąży, pomyślałbym, że będziesz się palił do tego, żeby uwolnić się spod władzy Baldwina.

      – To nie takie proste, jak myślisz. A Baldwin może mieć zastrzeżenia.

      – Co to jest, Phoebe? – Sarah wskazała palcem plamę na pergaminie pod imieniem Matthew. Bardziej interesowała ją genealogia niż prawne zawiłości.

      Phoebe przyjrzała się uważniej.

      – To jakieś skreślenie. Kiedyś było tutaj jakieś kółko. Niemal mogę odczytać imię. Beia… aaa, to musi być Benjamin. Używali powszechnych średniowiecznych skrótów i zastępowali „j” literą „i”.

      – Wydrapali kółko, ale zapomnieli usunąć czerwoną linię łączącą je z Matthew – zauważyła Sarah. – Wygląda na to, że Benjamin jest jednym z jego dzieci.

      Wzmianka o Benjaminie zmroziła mi krew w żyłach. Matthew miał syna o takim imieniu. Przerażającą istotę.

      Phoebe rozwinęła następny zwój. Ta genealogia też wyglądała na starą, choć nie tak starą jak ta, którą przed chwilą studiowaliśmy.

      – Zdaje się, że jest o jeden wiek późniejsza. – Phoebe rozłożyła pergamin na stole. – Nie ma na niej skreśleń ani żadnej wzmianki o Benjaminie. On po prostu znika bez śladu.

      – Kim jest Benjamin? – zapytał Marcus.

      Nie rozumiałam dlaczego. Przecież musiał znać inne dzieci Matthew.

      – Benjamin nie istnieje. – Ysabeau starannie dobierała słowa, a wyraz jej twarzy był nieprzenikniony.

      Mój umysł starał się wydobyć sens z pytania Marcusa i dziwnej odpowiedzi Ysabeau. Jeśli syn Matthew nie wiedział o Benjaminie…

      – Czy dlatego wymazano jego imię? – zapytała Phoebe. – Ktoś popełnił błąd?

      – Tak, on był błędem. – Głos Matthew zabrzmiał głucho.

      – Ale Benjamin istnieje. – Spojrzałam w szarozielone oczy męża. Były obce i nieprzeniknione. – Poznałam go w szesnastowiecznej Pradze.

      – A

Скачать книгу