Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 19
Cisza, która zapadła po tych słowach, była ogłuszająca. Po chwili przerwał ją Baldwin.
– Skąd miałem wiedzieć, że są tu Diana i Matthew? Ale to nieważne. Delegacja nie znajdzie ani jednej nieprawidłowości w czasie swojej wizyty. To oznacza, że Diana też musi wyjechać.
– Co jeszcze? – zapytał Matthew.
– Czy opuszczenie przyjaciół i rodzin nie wystarczy? – odezwał się Marcus.
Phoebe objęła go w pasie gestem pocieszenia.
– Twój wuj zawsze najpierw przekazuje dobre wiadomości, Marcusie – wyjaśnił Fernando. – A skoro perspektywa wizyty Gerberta jest dobrą wiadomością, zła musi być bardzo zła.
– Kongregacja chce zabezpieczenia. – Matthew zaklął. – Czegoś, co zmusi de Clermontów i Zakon Rycerzy Świętego Łazarza do dobrego zachowania.
– Nie czegoś, tylko kogoś – beznamiętnie sprostował Baldwin.
– Kogo? – zapytałam.
– Mnie oczywiście – rzuciła beztroskim tonem Ysabeau.
– Wykluczone! – Matthew z przerażeniem spojrzał na Baldwina.
– Obawiam się, że tak. Zaproponowałem im najpierw Verin, ale odmówili.
Siostra Matthew wyglądała na lekko urażoną.
– Kongregacja może być małostkowa, ale jej członkowie nie są głupcami – powiedziała Ysabeau. – Nikt nie potrafiłby utrzymać Verin jako zakładniczki dłużej niż dwadzieścia cztery godziny.
– Czarownicy stwierdzili, że to musi być ktoś, kto mógłby wywabić Matthew z ukrycia – wyjaśnił Baldwin. – Verin nie uznano za skuteczny bodziec.
– Ostatnim razem, kiedy byłam przetrzymywana wbrew mojej woli, ty mnie więziłeś, Baldwinie – przypomniała słodkim głosem Ysabeau. – Czy znowu wyświadczysz mi ten zaszczyt?
– Nie tym razem. Knox i Järvinen chcieli przewieźć cię w Wenecji, żeby Kongregacja mogła mieć na ciebie oko, ale ja się sprzeciwiłem.
– Dlaczego Wenecja? – Wiedziałam, że Baldwin stamtąd przyjechał, ale nie rozumiałam, dlaczego Kongregacja wybrała akurat to miejsce.
– Wenecja jest kwaterą główną Kongregacji od piętnastego wieku, kiedy to wypędzono nas z Konstantynopola – wyjaśnił Matthew. – Nic w tym mieście nie dzieje się bez wiedzy Kongregacji. A Wenecja to dom dziesiątków istot od dawna związanych z radą, łącznie z klanem Domenica.
– Odpychające zbiorowisko niewdzięczników i pochlebców. – Ysabeau lekko się wzdrygnęła. – Cieszę się, że już tam nie jeżdżę. Nawet bez klanu Domenica Wenecja jest nie do zniesienia o tej porze roku. Tylu turystów. A komary są niemożliwe.
Myśl o tym, co krew wampira mogłaby zrobić z populacją komarów, była głęboko niepokojąca.
– Twoja wygoda nie była główną troską Kongregacji, Ysabeau. – Baldwin spojrzał na nią posępnie.
– Więc dokąd pojadę? – zapytała moja teściowa.
– Po wyrażeniu stosownej niechęci ze względu na długoletnią przyjaźń z naszą rodziną Gerbert łaskawie zgodził się przyjąć cię w swoim domu. Kongregacja nie mogła mu odmówić. To chyba nie będzie problem, prawda?
Ysabeau wzruszyła ramionami w typowo galijskim geście.
– Dla mnie nie.
– Gerbertowi nie można ufać. – Matthew gniewnie spojrzał na brata. – Chryste, Baldwinie. On stał bezczynnie i patrzył, jak Knox odprawia swoje czary nad Emily!
– Mam nadzieję, że Gerber nie zmienił rzeźnika – powiedziała Ysabeau, jakby jej syn w ogóle się nie odezwał. – Marthe będzie oczywiście musiała jechać ze mną. Dopilnujesz tego, Baldwinie.
– Nigdzie nie pojedziesz – rzekł Matthew. – Ja sam się zgłoszę.
– Nie, synu – ucięła Ysabeau, zanim zdążyłam się odezwać. – Jak wiesz, Gerbert i ja już wcześniej to robiliśmy. Wrócę niedługo… najdalej za kilka miesięcy.
– A dlaczego to w ogóle jest konieczne? – spytał Marcus. – Kiedy Kongregacja sprawdzi Sept-Tours i nie znajdzie niczego niedozwolonego, powinna zostawić nas w spokoju.
– Kongregacja musi mieć zakładnika, by zademonstrować przewagę nad de Clermontami. – Phoebe wykazała się trzeźwym oglądem sytuacji.
– Ależ, grand-mère, to powinienem być ja, a nie ty. – Twarz Marcusa zdradzała konsternację. – To wszystko moja wina.
– Może jestem twoją babcią, ale nie taką starą i kruchą, jak myślisz – oświadczyła Ysabeau z nutą chłodu w głosie. – Moja krew, choć gorsza, nie cofa się przed obowiązkami.
– Z pewnością jest jakieś inne wyjście – zaprotestowałam.
– Nie, Diano. Wszyscy mamy swoje role w tej rodzinie: Baldwin nas terroryzuje. Marcus kieruje zakonem. Matthew pilnuje ciebie, a ty moich wnuków. Jeśli chodzi o mnie, czuję ożywienie na myśl, że znowu zostanę pojmana dla okupu.
* * *
Gdy już pomogliśmy Baldwinowi i Marcusowi osiągnąć stan kruchej równowagi, wróciliśmy do naszych pokojów po drugiej stronie château. Gdy tylko znaleźliśmy się u siebie, Matthew włączył system nagłaśniający. Pokój zalały misterne tony Bacha. Muzyka utrudniała innym wampirom obecnym w domu podsłuchiwanie naszych rozmów, więc zwykle coś grało w tle.
– Dobrze, że wiemy o Ashmole’u nr 782 więcej niż Knox – powiedziałam cicho. – Kiedy zabiorę książkę z Biblioteki Bodlejańskiej, Kongregacja będzie musiała przestać słać z Wenecji ultimata i zacząć rozmawiać z nami bezpośrednio. Wtedy postaramy się, żeby Knox odpowiedział za śmierć Emily.
Matthew przyglądał mi się przez chwilę w milczeniu, po czym nalał sobie wina i wypił je jednym haustem. Zaproponował mi wodę, ale pokręciłam głową. O tej porze tęskniłam tylko za herbatą. Jednakże Marcus nalegał, żebym w ciąży unikała kofeiny, a ziołowe napary były marną namiastką.
– Co wiesz o rodowodach wampirów z Kongregacji? – Usiadłam na kanapie.
– Niewiele.
Matthew nalał sobie drugi kieliszek wina. Zmarszczyłam brwi. Wprawdzie wampir mógł się wprawić w stan upojenia alkoholowego tylko w jeden sposób: pijąc krew zamroczonego człowieka, ale takie zachowanie było u mojego męża niezwykłe.
– Czy Kongregacja przechowuje również genealogie czarownic i demonów? – Chciałam czymś zaprzątnąć jego uwagę.
– Nie wiem. Sprawy czarownic