Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 15

Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah  Harkness

Скачать книгу

z ekslibrisu wynikało, że obecnie jest ona własnością biblioteki w Sewilli. Na wyklejce napisano atramentem: Manuscrito Gonçalves 4890. Ktoś – bez wątpienia Gallowglass – usunął pierwszą stronę. Kiedyś pokrywały ją moje niepewne próby podpisu. Kleksy z brakującej kartki przesiąkły na następną, ale lista elżbietańskich monet będących w obiegu w roku 1590 nadal była czytelna.

      Kartkując notatnik, przypomniałam sobie lek na ból głowy, który próbowałam zrobić w ramach daremnych wysiłków, żeby zostać prawdziwą elżbietańską panią domu. Dziennik przywołał słodko-gorzkie wspomnienia czasu spędzonego z Nocną Szkołą. Kilka stron poświęciłam dwunastu znakom zodiaku, różnym przepisom i listom rzeczy do spakowania przed naszą podróżą do Sept-Tours. Usłyszałam ciche dzwonienie, kiedy przeszłość i teraźniejszość otarły się o siebie, w kątach przy kominku dostrzegłam ledwo widoczne niebieskie i bursztynowe nici.

      – Skąd masz te rzeczy? – spytałam, skupiając się na tu i teraz.

      – Pan Gallowglass dał je dom Fernandowi dawno temu – wyjaśnił Alain. – Kiedy dom Fernando przyjechał w maju do Sept-Tours, poprosił mnie, żebym to wszystko pani oddał.

      – Cud, że w ogóle coś się zachowało. Jak udało ci się to ukrywać przede mną przez tyle lat? – Matthew wziął do ręki pułapkę na szczury.

      Droczył się ze mną, kiedy zamówiłam u jednego z najdroższych zegarmistrzów w Londynie urządzenie do łapania szczurów, które grasowały na naszym strychu w Blackfriars. Monsieur Vallin zaprojektował łapkę w kształcie kota z uszami na poprzeczkach i małą myszą przycupniętą na jego nosie. Gdy Matthew zwolnił mechanizm, ostre kocie zęby wbiły się w jego palec.

      – Robiliśmy, co musieliśmy, milord. Czekaliśmy. Milczeliśmy. Nie traciliśmy wiary, że czas sprowadzi do nas z powrotem madame de Clermont. – W kącikach ust Alaina zadrżał smutny uśmiech. – Gdyby tak sieur Philippe mógł dożyć tego dnia.

      Na myśl o Philippie moje serce się ścisnęło. Mój teść musiał wiedzieć, jak źle jego dzieci zareagują na nową siostrę. Dlaczego postawił mnie w tak trudnej sytuacji?

      – Wszystko w porządku, Diano? – Matthew delikatnie położył dłoń na mojej.

      – Tak. Po prostu jestem trochę przytłoczona.

      Wzięłam do ręki nasze portrety w pięknych elżbietańskich strojach. Na prośbę hrabiny Pembroke namalował je Nicholas Hilliard. Ona i hrabia Northumberland podarowali nam te miniatury w prezencie ślubnym. Oboje byli początkowo przyjaciółmi Matthew razem z innymi członkami Nocnej Szkoły: Walterem Raleigh, George’em Chapmanem, Thomasem Harriotem i Christopherem Marlowe’em. Z czasem większość z nich zaprzyjaźniła się również ze mną.

      – To madame Ysabeau znalazła miniatury – wyjaśnił Alain. – Codziennie przeglądała gazety w poszukiwaniu waszych śladów, anomalii pośród zwykłych wydarzeń. Kiedy madame zobaczyła je w ogłoszeniu domu aukcyjnego, wysłała pana Marcusa do Londynu. Właśnie tak poznał mademoiselle Phoebe.

      – Ten rękaw pochodzi z twojej sukni ślubnej. – Matthew dotknął kruchego materiału, przesunął palcem po wyhaftowanym rogu obfitości, tradycyjnym symbolu dobrobytu. – Nigdy nie zapomnę twojego widoku, kiedy schodziłaś do wsi ze wzgórza. Płonęły pochodnie, dzieci torowały drogę przez śnieg. – Jego uśmiech był pełen miłości, dumy i zadowolenia.

      – Po weselu wielu mężczyzn z wioski zapowiedziało starania o rękę madame de Clermont, gdyby pan się nią znudził – powiedział ze śmiechem Alain.

      – Dziękuję, że przechowałeś dla mnie te pamiątki. – Spojrzałam na biurko. – Aż za łatwo byłoby myśleć, że wszystko to sobie wyobraziłam, że tak naprawdę nigdy nie przenieśliśmy się do roku tysiąc pięćset dziewięćdziesiątego. Teraz tamten czas wydaje się bardziej realny.

      – Sieur Philippe przewidział, że może pani tak się czuć. Niestety jeszcze dwie sprawy wymagają pani uwagi, madame de Clermont. – Alain podał mi księgę rachunkową.

      – Co to jest?

      Zmarszczyłam brwi i wzięłam księgę do ręki. Była dużo cieńsza niż te w gabinecie Matthew z finansowymi sprawozdaniami Zakonu Rycerzy Świętego Łazarza.

      – Pani rachunki, madame.

      – Myślałam, że moimi finansami zajmuje się Hamish. – Zostawił mi stosy dokumentów do podpisu.

      – Pan Osborne przejął od milord sprawy pani intercyzy. To są fundusze, która pani dostała od sieur Philippe’a.

      Uwaga Alaina przez chwilę skupiała się na moim czole, gdzie Philippe zostawił ślad swojej krwi, kiedy uznawał mnie za swoją córkę.

      Zaciekawiona złamałam pieczęć i przewróciłam okładkę. Małą książkę rachunkową co jakiś czas ponownie oprawiano, kiedy zaczynało brakować stron. Pierwsze wpisy na grubym szesnastowiecznym papierze pochodziły z roku 1591. Jeden dotyczył posagu, który dał mi Philippe, kiedy poślubiłam Matthew: 20 000 weneckich złotych monet i 30 000 srebrnych talarów. Kolejne inwestycje – wraz z odsetkami oraz zyskami z zakupionych domów i ziem – były skrupulatnie zapisywane zgrabnym pismem Alaina. Zajrzałam na koniec księgi. Ostatniego wpisu, na lśniącym białym papierze, dokonano 4 lipca 2010 roku, w dniu, kiedy przyjechaliśmy do Sept-Tours. Oczy wyszły mi na wierzch, gdy zobaczyłam kwotę w kolumnie aktywów.

      – Przykro mi, że nie ma tego więcej – pośpiesznie rzekł Alain, mylnie biorąc moją reakcję za rozczarowanie. – Inwestowałem pani pieniądze jak swoje własne, ale bardziej lukratywne, czyli bardziej ryzykowne transakcje wymagałyby zgody sieur Baldwina, a on oczywiście nie mógł się dowiedzieć o pani istnieniu.

      – To więcej, niż potrafiłabym sobie wyobrazić, Alainie.

      Matthew przekazał mi dużą część majątku, kiedy podpisywał intercyzę, ale ta suma była ogromna. Philippe chciał, żebym miała finansową niezależność podobnie jak reszta kobiet z rodu de Clermont. I jak dowiedziałam się dziś rano, mój teść dopiął swego, żywy czy martwy. Odłożyłam książkę rachunkową.

      – Dziękuję.

      – To była dla mnie przyjemność – powiedział Alain z ukłonem i wyjął coś z kieszeni. – I na koniec sieur Philippe polecił mi dać pani to.

      Alain wręczył mi kopertę z taniego, cienkiego papieru. Było na niej wypisane moje nazwisko. Kiepski klej dawno wysechł, ale lakowa pieczęć nadal się trzymała. W czarno-czerwonym wosku zatopiono starą monetę – specjalny sygnał Philippe’a.

      – Sieur Philippe pracował nad tym listem ponad godzinę. Kiedy skończył, kazał mi go przeczytać, by się upewnić, że zawarł w nim wszystko, co chciał.

      – Kiedy? – zapytał Matthew ochryple.

      – W dniu, kiedy umarł. – Na twarzy Alaina odmalował się wyraz udręki.

      Drżące pismo należało do kogoś zbyt starego albo chorego, żeby mógł utrzymać pióro w ręce. Było to żywe przypomnienie tego, jak cierpiał Philippe. Dotknęłam swojego imienia. Kiedy dotarłam do jego końca, przesunęłam palcem po papierze, żeby litery się rozpadły. Na kopercie najpierw pojawiła się czarna kałuża, a

Скачать книгу