Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 16
– Sieur Philippe często rozmawiał z panią o swoich zmartwieniach, madame de Clermont, kiedy ból był nieznośny – mówił dalej Alain.
– Rozmawiał z nią? – powtórzył w osłupieniu Matthew.
– Prawie codziennie – odparł sługa, kiwając głową. – Kazał mi odsyłać wszystkich z tej części château, żeby nikt nie podsłuchał. Madame de Clermont dawała sieur Philippe’owi ukojenie, kiedy nikt inny tego nie potrafił.
Odwróciłam kopertę i dotknęłam starego srebrnego pieniążka.
– Philippe oczekiwał, że monety zostaną mu zwrócone. Osobiście. Jak mogę to zrobić, skoro on nie żyje?
– Może odpowiedź jest w środku – podsunął Matthew.
Wydłubałam monetę z wosku. Potem ostrożnie wyjęłam z koperty kruchą kartkę. Papier trzeszczał złowieszczo, kiedy go rozkładałam.
W nosie załaskotał mnie słaby zapach towarzyszący Philippe’owi: wawrzynu, fig i rozmarynu.
Spojrzałam na list i podziękowałam w duchu za swoje doświadczenie w odszyfrowywaniu trudnego pisma. Zaczęłam czytać na głos:
Diano,
Nie pozwól, żeby duchy przeszłości skradły Ci radość w przyszłości.
Dziękuję, że trzymałaś mnie za rękę.
Możesz już ją puścić.
Twój ojciec z krwi i przysięgi,
Philippe
P.S. Moneta jest dla przewoźnika. Powiedz Matthew, że zobaczymy się po drugiej stronie.
Zadławiłam się ostatnimi słowami. Ich echo rozbrzmiało w cichym pokoju.
– Więc Philippe spodziewa się, że zwrócę mu monetę. – Będzie czekał na brzegu Styksu, aż łódź Charona przewiezie mnie przez rzekę. Może jest z nim Emily. I moi rodzice również. Zamknęłam oczy, żeby odciąć się od bolesnych obrazów.
– Co on miał na myśli, pisząc: „Dziękuję, że trzymałaś mnie za rękę”? – spytał Matthew.
– Obiecałam mu, że nie będzie sam w mrocznych czasach. Że będę przy nim. – W moich oczach wezbrały łzy. – Jak to możliwe, że tego nie pamiętam?
– Nie wiem, ukochana. Ale jakoś udało ci się dotrzymać obietnicy. – Matthew nachylił się i mnie pocałował. Spojrzał ponad moim ramieniem. – A Philippe zadbał o to, żeby jak zwykle mieć ostatnie słowo.
– Co masz na myśli? – Wytarłam mokre policzki.
– Zostawił dowód na piśmie, że z własnej woli i z radością uznał cię za swoją córkę. – Matthew dotknął kartki długim, białym palcem.
– Właśnie dlatego sieur Philippe chciał, żeby madame de Clermont dostała ten list jak najszybciej – powiedział Alain.
– Nie rozumiem. – Spojrzałam na męża.
– Dzięki tym klejnotom, twojemu posagowi i listowi jego dzieci – ani nawet Kongregacja – nie będą mogły twierdzić, że Philippe został zmuszony do złożenia przysięgi krwi – wyjaśnił Matthew.
– Sieur Philippe dobrze znał swoje dzieci. Często przewidywał przyszłość równie łatwo jak czarownik. – Alain pokiwał głową. – Zostawię panią wspomnieniom.
– Dziękuje, Alainie. – Matthew zaczekał, aż ucichną kroki sługi, i spojrzał na mnie z troską. – Wszystko w porządku, mon coeur?
– Oczywiście – mruknęłam, patrząc na biurko. Leżała na nim rozrzucona przeszłość, a wyraźnej przyszłości nie było widać.
– Idę na górę się przebrać – oznajmił Matthew. – Niedługo wrócę. Wtedy będziemy mogli zejść na śniadanie.
– Nie śpiesz się – powiedziałam, siląc się na uśmiech, miałam nadzieję, że szczery.
Gdy Matthew wyszedł, sięgnęłam po złoty grot, który Philippe dał mi z okazji ślubu. Jego ciężar dodawał otuchy, metal ogrzał się szybko pod moim dotykiem. Przełożyłam łańcuszek przez głowę. Grot zawisł nad moimi piersiami. Jego brzegi były zbyt miękkie i wygładzone, żeby zadrapać skórę.
Poczułam, że w kieszeni dżinsów coś się rusza. Wyjęłam z niej kłąb jedwabnych nici. Sznurki tkaczki przywędrowały ze mną z przeszłości i w przeciwieństwie do rękawa sukni ślubnej czy wyblakłego jedwabiu, którym owinięto moje listy, były świeże i lśniące. Oplatały się i tańczyły wokół moich nadgarstków i siebie nawzajem niczym kolorowe węże, łącząc się w nowe barwy, a następnie rozdzielając z powrotem na osobne pasma. Wijąc się po moich ramionach, wplotły się we włosy, jakby czegoś szukały. Schowałam je do kieszeni.
Podobno byłam tkaczką. Nie wiedziałam jednak, czy kiedykolwiek zrozumiem splątaną sieć, którą utkał Philippe de Clermont, kiedy przysięgą krwi uczynił mnie swoją córką.
Rozdział 4
Zamierzałeś w ogóle mi powiedzieć, że jesteś zabójcą w rodzie de Clermontów? – spytałam, sięgając po sok grejpfrutowy.
Matthew spojrzał na mnie nad kuchennym stołem, na którym Marthe zostawiła mi śniadanie. Przemycił do środka Hectora i Fallona i teraz psy z zainteresowaniem śledziły naszą rozmowę… i mój posiłek.
– I o związku Fernanda z twoim bratem Hugh? Zostałam wychowana przez dwie kobiety. Nie ukrywałeś przede mną tej informacji z obawy, że mogłabym tego nie akceptować.
Hector i Fallon spojrzały na swojego pana, czekając na odpowiedź. Kiedy się jej nie doczekały, przeniosły wzrok na mnie.
– Verin wydaje się miła – stwierdziłam, próbując sprowokować męża.
– Miła? – Matthew uniósł brew.
– No cóż, nie licząc tego, że była uzbrojona w nóż. – Byłam zadowolona, że moja strategia się sprawdziła.
– Noże – poprawił mnie Matthew. – Jeden miała w bucie, drugi przy pasie i trzeci w staniku.
– Czy Verin była skautką? – Teraz z kolei ja uniosłam brwi.
Zanim mąż zdążył odpowiedzieć, do kuchni wpadł Gallowglass, wir błękitu i czerni, a za nim Fernando. Matthew wstał. Kiedy psy poszły w jego ślady, pokazał im podłogę, a one natychmiast go posłuchały.
– Dokończ śniadanie, a potem idź na wieżę – powiedział Matthew, zanim wyszedł z kuchni. – Zabierz ze sobą psy.