Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 13

Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah  Harkness

Скачать книгу

o twoją obecność, Fernando – rzucił gniewnie Baldwin.

      – Jak wiecie, przychodzę, kiedy jestem potrzebny, a nie kiedy mnie wzywają. – Mężczyzna ukłonił mi się lekko. – Fernando Gonçalves. Bardzo mi przykro z powodu pani straty.

      Nazwisko tego człowieka kołatało się w mojej pamięci. Już gdzieś je słyszałam.

      – To pana Matthew poprosił o przywództwo nad Zakonem Rycerzy Świętego Łazarza, kiedy sam zrezygnował ze stanowiska wielkiego mistrza – stwierdziłam w końcu.

      Fernando Gonçalves należał do najgroźniejszych rycerzy zakonu. Sądząc po szerokości jego ramion i ogólnej sprawności, nie wątpiłam, że to prawda.

      – Tak. – Jak wszystkie wampiry miał ciepły i głęboki głos o brzmieniu jak nie z tego świata. – Ale Hugh de Clermont był moim partnerem. Odkąd zginął razem z templariuszami, miałem niewiele do czynienia z zakonami rycerskimi, bo nawet najdzielniejszym rycerzom brak odwagi, żeby dotrzymywać obietnic. – Fernando wbił wzrok w najstarszego de Clermonta. – Prawda, Baldwinie?

      – Rzucasz mi wyzwanie? – Baldwin wstał.

      – A muszę? – Fernando się uśmiechnął. Był niższy od szwagra, ale coś mi mówiło, że nie byłoby łatwo pokonać go w walce. – Nie pomyślałbym, że zlekceważysz przysięgę krwi swojego ojca.

      – Nie mamy pojęcia, czego Philippe chciał od tej czarownicy. Mógł próbować dowiedzieć się więcej o jej mocy. Albo ona mogła użyć magii. – Baldwin wysunął podbródek do przodu.

      – Nie bądź głupi. Cioteczka nie użyła żadnej magii wobec dziadka. – Gallowglass wszedł do pokoju krokiem tak niedbałym i zrelaksowanym, jakby de Clermontowie zawsze spotykali się o wpół do piątej rano, żeby porozmawiać o pilnych sprawach.

      – Skoro Gallowglass już tu jest, zostawię de Clermontów samych. – Fernando skinął głową Matthew. – Wezwij mnie, jeśli będę ci potrzebny.

      – Poradzimy sobie. Przecież jesteśmy rodziną. – Po wyjściu Fernanda Gallowglass mrugnął niewinnie do Verin i Baldwina. – Jeśli chodzi o to, czego Philippe chciał, to całkiem proste, stryju. Chciał, żebyś oficjalnie uznał Dianę za jego córkę. Zapytaj Verin.

      – Co to znaczy? – Baldwin spojrzał na siostrę.

      – Atta wezwał mnie kilka dni przed śmiercią – powiedziała Verin cichym, smutnym głosem. Słowo atta było obce, ale wyraźnie wyczuwało się w nim czułość. – Philippe martwił się, że możesz zlekceważyć jego przysięgę krwi. Kazał mi przysiąc, że ją uznasz, choćby nie wiem co.

      – Przysięga Philippe’a była prywatną sprawą między nim a mną. Nie trzeba jej uznawać. Nie musicie robić tego wy ani nikt inny. – Nie chciałam, żeby moje wspomnienia o Philippie – i o tamtej chwili – zostały zbrukane przez Baldwina albo Verin.

      – Nic ma rzeczy bardziej publicznej od adopcji ciepłokrwistej i przyjęcia jej do klanu wampirów – oświadczyła Verin i przeniosła wzrok na Matthew. – Nie nauczyłeś czarownicy naszych zwyczajów, zanim wdałeś się w ten zakazany romans?

      – Czas był luksusem, którego nie mieliśmy – odpowiedziałam zamiast niego.

      Na samym początku naszego związku Ysabeau ostrzegła mnie, że muszę dużo dowiedzieć się o wampirach. Po tej rozmowie przysięga krwi wysunęła się na czoło listy rzeczy, które powinnam zgłębić.

      – Zatem pozwól, że ci wyjaśnię – zaczęła Verin belferskim tonem. – Nim ucichnie pieśń Philippe’a, jedno z jego dzieci czystej krwi musi uznać przysięgę. Do tego czasu nie jesteś prawdziwą de Clermont i żaden wampir nie ma obowiązku uważać cię za członka naszej rodziny.

      – To wszystko? Nie obchodzą mnie obyczaje wampirów. Wystarczy mi, że jestem żoną Matthew. – Im więcej słyszałam o de Clermontach, tym mniej mi się to wszystko podobało.

      – Gdyby to była prawda, mój ojciec nie musiałby cię adoptować – zauważyła Verin.

      – Pójdziemy na kompromis – postanowił Baldwin. – Z pewnością Philippe byłby zadowolony, gdyby imiona dzieci czarownicy znalazły się na drzewie genealogicznym de Clermontów.

      Jego słowa zabrzmiały pojednawczo, ale byłam pewna, że kryje się za nimi jakiś mroczny cel.

      – Moje dzieci nie są waszymi krewnymi. – Głos Matthew zabrzmiał jak grzmot.

      – Są, jeśli Diana jest de Clermont, tak jak twierdzi – powiedział z uśmiechem Baldwin.

      – Chwileczkę. Jakie drzewo genealogiczne? – Musiałam cofnąć się o krok w tej dyskusji.

      – Kongregacja prowadzi oficjalne drzewa genealogiczne wszystkich rodzin wampirów – odparł Baldwin. – Niektórzy już nie przestrzegają tej tradycji. De Clermontowie tak. Zapisują daty narodzin i śmierci, nazwiska partnerów i potomstwa.

      Moja ręka automatycznie powędrowała do brzucha. Chciałam, żeby Kongregacja jak najdłużej nie wiedziała o moich dzieciach. Sądząc po wyrazie twarzy Matthew, on czuł to samo.

      – Może podróż w czasie wystarczy, żeby wyjaśnić sprawę przysięgi krwi, ale tylko najczarniejsza magia albo niewierność może wytłumaczyć twoją ciążę – stwierdził Baldwin, rozkoszując się sytuacją. – Te dzieci nie mogą być twoje, Matthew.

      – Diana nosi moje dzieci – oświadczył Matthew. Jego oczy zrobiły się niebezpiecznie ciemne.

      – To niemożliwe – orzekł Baldwin.

      – Ale taka jest prawda.

      – Jeśli tak, będą to najbardziej znienawidzone i najbardziej prześladowane dzieci na świecie – ostrzegł Baldwin. – Byty będą się zabijać o ich krew. I waszą.

      W tej samej chwili zorientowałam się, że Matthew już przy mnie nie ma, i usłyszałam trzask łamiącego się krzesła. Potem zobaczyłam, że mój mąż stoi nad bratem i trzyma go za gardło, jednocześnie przyciskając nóż do jego serca.

      Verin ze zdumieniem spojrzała w dół i zobaczyła jedynie pusty futerał na broń wystający z buta. Zaklęła.

      – Możesz być głową rodziny, Baldwinie, ale nigdy nie zapominaj, że to ja jestem zabójcą – wycedził Matthew.

      – Zabójcą? – Próbowałam ukryć konsternację, kiedy wyszła na jaw kolejna tajemnica mojego męża.

      Naukowiec, Wampir. Wojownik. Szpieg. Książę.

      Skrytobójca.

      Matthew wiele razy mówił mi, że jest zabójcą, ale ja zawsze uważałam, że to nieodłączna część bycia wampirem. Wiedziałam, że mordował w samoobronie, w bitwach i żeby przetrwać. Nigdy nie przypuszczałam, że dokonywał egzekucji na rozkaz rodziny.

      – Na pewno o tym wiedziałaś? – Verin przyglądała mi się badawczo zimnymi oczami. W jej głosie brzmiała złośliwość. – Gdyby Matthew nie był w tym taki dobry, jedno z nas już dawno

Скачать книгу